Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znęcanie się nad psami. Właścicielki hodowli skazane przez sąd. Obrońcy zwierząt: "to był chów klatkowy"

Izabela Krzewska
Izabela Krzewska
Oskarżona 43-latka nie przyznała się do winy. Twierdziła, że psom niczego nie brakowało, wiodły szczęśliwe życie, a "nieidealne warunki" były tylko tymczasowe, gdyż dom był w trakcie remontu
Oskarżona 43-latka nie przyznała się do winy. Twierdziła, że psom niczego nie brakowało, wiodły szczęśliwe życie, a "nieidealne warunki" były tylko tymczasowe, gdyż dom był w trakcie remontu Izabela Krzewska/ Polska Press
Kary więzienia w zawieszeniu, przepadek psów, 3-letni zakaz prowadzenia hodowli oraz nawiązki na rzecz Towarzystwa Opieki na Zwierzętami. W piątek (12.04) Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał dwie kobiety (matkę i córkę) za znęcanie się na zwierzętami w ramach prowadzonej w podlaskiej wsi Folwarki Małe hodowli rasowych bulterierów.

Znęcanie się nad psami. Właścicielki hodowli skazane

Jak ustaliła prokuratura, zwierzęta były przetrzymywane w klatkach i ciasnych transporterach ustawionych piętrowo w drewnianym domku na wsi o powierzchni 35 mkw, bez dostępu do wody, w pomieszczeniach pełnych odchodów. Część miała przerośnięte pazury, grube zbliznowacenia i rany na pyszczkach, problemy układu pokarmowego, zanik mięśni i otyłość z powodu braku ruchu.

Sąd uznał, że dowody, w tym:

  • zeznania tych, którzy uczestniczyli w interwencji na miejscu,
  • dokumentacja zdjęciowa,
  • opinie biegłych weterynarza, behawiorysty oraz zoopsychologa)

potwierdzają, że taki był stan rzeczy. Zaniedbania oskarżonych były wielomiesięczne, miały wpływ na stan fizyczny i psychiczny psów oraz stanowiły znęcanie się nad zwierzętami. Chodzi o łącznie 26 psów rasy bulterier i staffordshire bulterier.

- Zamiar krzywdzenia zwierzęcia nie musi wystąpić. Wystarczy, że sprawca toleruje taki stan, w którym zwierzę jest narażone na cierpienie, ponieważ utrzymywane jest w niewłaściwych warunkach bytowych, bez odpowiedniego pokarmu bez wody i powoduje to ból i cierpienie. I zdaniem sądu tak właśnie było - uzasadniała wyrok sędzia Ewa Dakowicz.

Znęcanie się nad psami. Oskarżona: "wiodły szczęśliwe życie"

Oskarżona (wyjaśnienia złożyła tylko matka; młodsza z kobiet nie uczestniczyła w procesie) twierdziła, że w dniu interwencji warunki "nie były idealne", ale to było wczesnym rankiem, przed rutynowym sprzątaniem. Był to jedynie stan przejściowy, bo dom przechodził remont, a psy były zamykane tylko na noc, dla ich bezpieczeństwa. Właścicielki mieszkały w Białymstoku i dojeżdżały do hodowli.

Czytaj też:

- Psy jeździły na wystawy, kąpały się w Adriatyku, były wyprowadzane, bawiły się z ludźmi, ze sobą. Wiodły szczęśliwe życie, nie brakowało im nic. Nie powinno mnie być na tej sali - podkreślała 43-latka w ostatnim słowie 12 kwietnia, chwilę przed ogłoszeniem wyroku.

Jej obrońca wnosił o uniewinnienie. Podkreślał, że nie ma dowodów na to, że psy przebywały w niewłaściwych warunkach od miesięcy, a obrażenia czy też zachowania lękowe i depresyjne zwierząt mogły powstać już po ich zabraniu z hodowli.

- Oskarżone utrzymywały psy w chowie klatkowym, bo inaczej tego nie można nazwać. Ich zachowanie było nastawione tylko i wyłącznie na to, żeby czerpać zarobek ze sprzedaży szczeniąt, które powoływały na świat - nie przebierała w słowach Anna Jaroszewicz, prezeska Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Białymstoku, oskarżyciela posiłkowa.

Warto przeczytać:
"To była produkcja psów" - uważają obrońcy praw zwierząt. Trwa proces właścicielek hodowli

To właśnie białostockie TOZ ujawniło sprawę. Zaczęło się od zgłoszenia, że po wsi sąsiadującej z Folwarkami Małymi błąka się suczka. Miała czipa i dzięki temu udało się dotrzeć do właścicielki. Rozmowa z nią, a także samo miejsce, w którym pies miał przebywać, wzbudziło podejrzenie pracownika TOZ, że w hodowli dzieje się coś złego.

Do Folwarków Małych wrócił w asyście policji. Było to 1 października 2019 r. Podjęto decyzję o zabraniu czworonogów w trybie natychmiastowym. Nadal przebywają w tzw. domach tymczasowych.

Znęcanie się nad psami w hodowli. Obrońcy zwierząt chcieli surowszej kary

Postępowanie toczy się od ponad 5 lat. Początkowo prokuratura umorzyła postępowanie. Na skutek starań TOZ, zostało wznowione. Tym razem zakończyło się aktem oskarżenia. I skazaniem.

Zobacz także:

Sąd rejonowy (po dokonaniu drobnej korekty opisu czynu i okresu objętego zarzutami) wobec starszej z kobiet orzekł karę 10 miesięcy pozbawienia wolności, a córki (dziś 22-letniej) 6 miesięcy więzienia. Wykonanie kar zawiesił na okres 2 lat. O to wnosili śledczy. Pełnomocnik TOZ chciał wyższych kar bezwzględnego więzienia i zakazu posiadania zwierząt, tłumacząc to m.in. brakiem skruchy oskarżonych.

Sędzia Ewa Dakowicz przyznała, że "zrozumienia naganności swojego postępowania tu w ogóle nie ma". Wzięła jednak pod uwagę fakt, że oskarżone nie były wcześniej karane.

- Może samo postępowanie i wyrok skazujący jakąś refleksję po stronie pań oskarżonych wytworzy, a okres próby pozwoli to zweryfikować - mówiła.

Orzekła też przepadek zwierząt (w praktyce ich odebranie oskarżonym), nawiązki na rzecz TOZ w wysokości łącznie 30 tys. zł oraz 3-letni zakaz prowadzenia przez kobiety działalności gospodarczej związanej ze zwierzętami.

Wyrok nie jest prawomocny.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny