Konkurenta politycznego należy albo otruć, albo kupić. Półśrodki prowadzą jedynie do klęski. Nie ma bowiem nic groźniejszego dla Księcia, niż urażony w swej ambicji rywal. Ta rada Machiavellego sprzed pięciu stuleci pasuje jak ulał do relacji, jakie łączą dziś Kaczyńskiego i Marcinkiewicza. Obecnego premiera i byłego premiera, najbardziej popularnego dziś w Polsce polityka i polityka darzonego umiarkowaną sympatią. Ponieważ Rzeczpospolita różniła się zawsze w swej kulturze politycznej od sąsiedniej Rosji (i różni nadal), to trucizna nie wchodzi w grę (mimo że polon wynalazła Polka). Pozostaje zatem zamknąć Marcinkiewicza do złotej klatki.
Od wyborów samorządowych trwa poszukiwanie odpowiednio hojnej oferty dla byłego premiera. W grę wchodzą stanowiska rządowe i biznesowe. On był gotów zostać wicepremierem i ministrem gospodarki. Sęk w tym, że wicepremierem musiałaby przestać być ona, Zyta Gilowska. Skoro umknęła spod lustracyjnego szafotu, to ten wariant nie jest już możliwy. Ponadto dwóch premierów w jednym rządzie to dwa grzyby w barszczu. A tego nie da się politycznie strawić. Więc pozostał dla Marcinkiewicza biznes.
Plotka głosi, że złotą klatką, w którą zamknie się niebezpiecznego konkurenta, będzie PKN Orlen. W rzeczy samej, nie ma dziś w Polsce bardziej dochodowego i wpływowego stanowiska. Co więcej, skoro od stu lat wiemy, że nafta rządzi światem, to polskim koncernem naftowym powinien rządzić menadżer o poważnych kompetencjach politycznych. Nie przez przypadek Bush pracował w biznesie naftowym, zanim został prezydentem USA. Nie przez przypadek Schroeder z fotela kanclerza trafił do Gazpromu, a na prezesa Gazpromu szykuje się ponoć sam Putin.
Europejska polityka tym różni się jednak od amerykańskiej, że u nas droga z polityki do biznesu jest jednokierunkowa. Kto zaznał luksusów bycia członkiem zarządu wielkiej korporacji, ten nie wraca do rządu państwa nawet średniej wielkości. Z polskiej polityki ubyli w ten sposób Olechowski, Walendziak, Tywonek… Czy ubędzie także Marcinkiewicz? I kto na tym więcej straci - biznes czy polityka? Wyborcy czy inwestorzy giełdowi? Co wy, Czytelnicy "Kuriera", radzilibyście Marcinkiewiczowi - wziąć władzę w największym koncernie środkowoeuropejskim i pensję, idącą w miliony złotych rocznie, czy też czekać na moment, w którym wróci (albo i nie wróci) do rządu?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!