Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamykanie białostockich szkół. Jaki wpływ ma niż demograficzny

Tadeusz Koszarski [email protected]
- wiceprezydent Białegostoku odpowiada za zmianę systemu miejskiej oświaty
- wiceprezydent Białegostoku odpowiada za zmianę systemu miejskiej oświaty Archiwum
Niż szansą miejskiej oświaty do podniesienia jakości kształcenia w białostockich szkołach podstawowych. Przede wszystkim przez zmniejszenie liczby uczniów w klasach, a przez to zwiększenia ich szans w przyszłości.

Widmo niżu demograficznego i w konsekwencji likwidacji szkół krąży już nie tylko po małych miejscowościach. Coraz więcej aglomeracji stoi przed koniecznością dostosowania sieci oświatowej do malejącej liczby uczniów. O tym, że będzie to ciężki rok, także dla białostockiej edukacji, prezydent Tadeusz Truskolaski wspomniał podczas spotkania noworocznego w Pałacu Branickich.

Wagę tego wyzwania podkreśla powierzenie wiceprezydentowi Adamowi Polińskiego odpowiedzialności za zmianę systemu miejskiej oświaty. Jeśli weźmiemy pod uwagę skalę wyzwania, to ta decyzja wydaje się być racjonalna. W końcu edukacja, jakby nie patrzeć, to szczególnego rodzaju inwestycja, a w mieście nadzoruje je właśnie wiceprezydent Poliński (choć przypadki z Białostocką Kartą Miejską mogą być rysą na tym dotychczas kryształowym wizerunku). Z drugiej strony, to przesunięcie kompetencji w materii oświatowej następuje zaledwie po roku drugiej kadencji prezydenta. Poniekąd wymuszone roszadą samorządowo-parlamentarną w magistracie, ale chyba też oczekiwaniem nadania większego dynamizmu oświatowej reformie. Bo to, że problemy wynikające z mniejszej liczby urodzeń dotkną też Białystok, było wiadomo od dawna.

W czwartek wiceprezydent Adam Poliński przedstawił założenia optymalizacji sieci szkolnictwa ponadgimnazjalnego przygotowane na 2012 rok. W skróceniu plan jest taki: likwidacja szkół poprzez wygaszanie naboru oraz łączenie ich i przenoszenie do wspólnych budynków. W sumie zmiany dotyczą ponad 20 podmiotów. Z nieoficjalnych szacunków wynika, że w najbliższych latach pracę stracić może 25 proc. nauczycieli i pracowników administracji zatrudnionych w szkołach średnich. Zapewne ten aspekt zogniskuje zmiany w zarządzaniu miejską edukacją. Jednak o jej przyszłości rozstrzygnie wizja funkcjonowania szkół podstawowych. Jeśli zapisy zawarte w strategii rozwoju miasta traktuje się poważnie, a nie tylko literalnie.
Jej najważniejszym fragmentem jest zdanie: "Białystok w 2020 roku to kluczowy ośrodek metropolitalny na Wschodzie Unii Europejskiej, atrakcyjny i otwarty na współpracę, miasto nowoczesnej gospodarki opartej na wiedzy, generujące wysokiej jakości miejsca pracy, zapewniające warunki dla rozwoju mieszkańców, zaspokajania ich potrzeb i aspiracji, z poszanowaniem tradycji, dziedzictwa kulturowego i środowiska przyrodniczego".

W strategii jest też mowa o nabywaniu przez uczniów kompetencji kluczowych w zakresie technik informacyjno-komunikacyjnych, języków obcych i kwalifikacji zawodowych.

Nie da się jednak tego zrobić, jeśli klasy, i to już na etapie szkoły podstawowej, nie będą mniej liczne. Pozwoli to na większe zindywidualizowane procesu kształcenia, rozwijanie zainteresowań i uzdolnień uczniów. Będzie to możliwe, jeśli na szkołę spojrzy się, jako na instytucję zaspokajania ważnej potrzeby społecznej, a nie tylko pożerającą coraz więcej pieniędzy, na dodatek z widmem kataklizmu w postaci niżu demograficznego. Tymczasem on powinien być nie tyle zagrożeniem, co wyzwaniem i impulsem do podniesienia jakości kształcenia w białostockich szkołach podstawowych (przede wszystkim przez zmniejszenie liczby dzieci w klasach), a przez to zwiększenie szans uczniów w przyszłości.

To jednak wymaga zmiany optyki w innych wymiarach oświaty, choć nie będzie to proste. Bo skoro z kasy państwa w formach subwencji pieniądze idą za uczniem, to szkoła, powiedzmy, licząca trzystu uczniów, otrzyma zawsze taką samą ilość pieniędzy, bez względu na to, czy nauka będzie się tam odbywała w dziesięciu trzydziestoosobowych, czy w piętnastu dwudziestoosobowych oddziałach. Jednak w tym drugim przypadku gminy na płace nauczycieli muszą przeznaczyć znacznie więcej pieniędzy. - I to jest przyczyna, która powoduje, że malejąca liczba uczniów w szkołach najczęściej nie przekłada się na coraz mniejszą liczbę uczniów w klasie - pisał w "Gazecie Szkolnej" Włodzisław Kuzitowicz.

Na taką rozrzutność pozwolić sobie mogą samorządy, które dysponują znacznymi dochodami własnymi i stać je na pokrycie dodatkowych kosztów prowadzenia szkół z małą liczbą uczniów w oddziałach. Albo te, które mają odwagę szukać nowych alternatyw i zawarte chociażby w strategii zapisy o rozwoju traktują serio. Bo skoro można pokusić się o milionowe wsparcie na poprawę jakości funkcjonowania transportu publicznego, to nic nie stoi na przeszkodzie, by szukać innych mechanizmów strukturalnych i źródeł finansowania zmierzających do poprawy jakości funkcjonowania białostockiej oświaty.

Równolegle samorząd musi rozstawać się z optyką szkoły, jako miejsca pracy nauczycieli, a niekiedy ich przechowalni. Gmina powinna prowadzić jasną, opartą na jawnych kryteriach politykę kadrową, w wyniku której konieczność zmniejszenia stanu zatrudnienia w skali miasta pozwoli na zatrzymanie w zawodzie dobrych i najlepszych nauczycieli, a pożegnanie tych, którzy się nie sprawdzili. Bądź dopuszczenie tych, którzy mają w sobie pedagogiczną iskrę Bożą, ale nie mają szans na zatrudnienie, bo inni nauczyciele blokują kilka etatów.

Niestety, aby taka gminna polityka kadrowa była możliwa, należałoby zmienić przepisy centralne. Jednak nawet w obecnych warunkach wiele zależy też od norm i wzorców, którym hołdują osoby kreujące politykę oświatową zarówno na szczeblu gminnym, jak i szkolnym. Także po to, by żadne inne aspekty niż te wynikające z racjonalności nie odcisnęły swojego piętna na optymalizacji. Bo w przeciwnym razie, jak to często bywa przy każdej reformie, jej niepożądanym skutkiem ubocznym będzie wygaszanie - jeśli chodzi o poziom kształcenia ponadgimnazjalnego - szkoły o dobrej, wynikającej z potrzeb rynku pracy, oferty edukacyjnej, a utrzymanie słabej. Jak bardzo te niebezpieczne związki wypaczają racjonalność podejmowanych decyzji dowodzi, choć to inny poziom kształcenia, historia Studium Wokalno-Aktorskiego, które miało być zapleczem dla przyszłej opery. Po dwóch latach istnienia zostanie wygaszone.

Nie chodzi też o to, by podstawówki powstawały przy każdej większej ulicy na osiedlu. Rachunek ekonomiczny nadal musi odgrywać tu ważną rolą, podobnie jak standardy kwalifikacyjne dla nauczycieli. Oba te czynniki powinny uzupełniać się na zasadzie pomocniczości idę mało liczebnych klas, a nie być jedynym kryterium przesądzającym o ich powstaniu i funkcjonowaniu.

Powyższe przykłady to jedne z wielu wyzwań, przed którymi stoi w najbliższych latach miejska oświata. Wymagają one powszechnych i w miarę wczesnych konsultacji. Przykład z ACTA pokazuje, jak brak takiej rozmowy lub ograniczenie jej do wąskiego grona może rodzić dodatkowe napięcia i kontrowersje. Zresztą już wcześniej w Białymstoku nie brakowało przykładów, że grzechy zaniechania w odpowiednio wczesnej i jasnej komunikacji społecznej słono kosztują. Wystarczy wspomnieć historię z podwyżkami opłat za mieszkania komunalne czy sprawę osiedla kontenerowego. A przecież kwestie oświaty są bardziej masowe i budzące znacznie więcej emocji. Dlatego już teraz władze miasta powinny pomyśleć nad nową polityką informacyjną nie tylko wobec środowiska nauczycielskiego, ale przede wszystkim rodziców.
Mniejsza liczba uczniów w szkołach podstawowych (też w gimnazjach) to wielka szansa dla białostockiego procesu edukacyjnego, którego ukoronowaniem ma być spełnienie marzenia zawartego w strategii rozwoju: o Białymstoku, kluczowym ośrodku metropolitarnym na Wschodzie Unii Europejskiej opartym na akademickości.

W 2020 roku jednymi z jej filarów powinni być chociażby tegoroczni szóstoklasiści i ich następcy. Nie będą, jeśli zabraknie u obecnych decydentów impulsów do wizji publicznej oświaty dającej uczniom więcej szans. Ci najlepsi, jak zwykle, opuszczą Białystok. Większość z tych, którzy zostaną, nawet nie zapuka do bram miejskich uczelni. A wtedy ich dzisiejsze nakłady na bazę dydaktyczną, jak też i te miejskie poniesione na termomodernizację, będzie się podawać jako przykłady nietrafionych inwestycji.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny