Przypomnijmy. Do tragedii doszło w sierpniu 2007 roku w Ignatkach. Mariusz D. wdarł się do domu byłej żony i jej obecnego partnera. Rzucił się z nożem na Piotra. Zadawał tak silne ciosy, że ułamał trzonek noża. Atakowany zdążył wybiec z mieszkania. Chciał się schronić w budynku, oddalonym o kilkaset metrów.
Mariusz D. cały czas bieg za nim. Dopadł go. I zaczął znów zadawać ciosy. Piotr upadł na ziemię. Zdążył jeszcze powiedzieć: "Umieram..." i zmarł.
Gdy policjanci zatrzymali Mariusza D. zaraz po zabójstwie, zapytał ich, co z Piotrem. Gdy odpowiedzieli mu, że nie żyje, nożownik z satysfakcją odpowiedział: "I bardzo dobrze".
Obrońca Mariusza D. twierdzi, że leczył się on psychiatrycznie, szukał pomocy. Zdawał sobie sprawę, że jest chorobliwie zazdrosny.
Sąd okręgowy uznał, że o zbrodni w afekcie nie może być mowy. - Wiedział, co robi. Zadał 26 ciosów dwoma nożami! A po wszystkim, według zeznań świadków, na jego twarzy malowała się satysfakcja, spokój, opanowanie - uzasadniał grudniowy wyrok sędzia Jan Sidoruk.
Jaki wyrok wyda sąd apelacyjny w tej sprawie, przekonamy się wkrótce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?