Stałem kilka metrów od tej ściany. Widziałem, jak się filar zapadł. To wyglądało tak, jak gdyby ktoś ręką go ścisnął i przydusił do ziemi. Po prostu się złożył. Po 2-3 sekundach spadły belki i runęła cała ściana - opowiadał pracownik firmy, która w białostockiej galerii Alfa montowała kable elektryczne.
Dodał, że nic nie zapowiadało katastrofy. Jedna z południowych ścian Alfy runęła niespodziewanie rankiem 11 marca 2008 roku. Zawalił się fragment o długości 15 metrów i wysokości trzech kondygnacji. 25-letni robotnik został przysypany dwumetrową warstwą gruzu. Nie miał szans. Drugi został poważnie ranny.
Śledztwo trwało dwa lata. By ustalić, kto zawinił, prokuratura musiała zasięgnąć opinii biegłych z zakresu budownictwa. Ocenili, że ściana zawaliła się z powodu błędnych obliczeń projektanta konstrukcji. Stwierdzili również, że katastrofa w Alfie była nieunikniona. Ściana i tak by runęła.
Zobacz zdjęcia z katastrofy w galerii Alfa
Oskarżonym jest Andrzej M. To on zaprojektował konstrukcję tej części białostockiej Alfy, gdzie zabytkowy budynek dawnej fabryki łączy się nowoczesnym gmachem. Jednak śledczy z Białegostoku ustalili, że projektant popełnił poważny błąd w obliczeniach. Przyjął, że wytrzymałość muru jest wyższa niż w rzeczywistości była. Dlatego doszło do katastrofy. Andrzej M. temu zaprzecza. Uważa, że zawinili wykonawcy.
- Gdyby budowa realizowana była zgodnie z projektem, do katastrofy by nie doszło - broni się.
W procesie konstruktora sąd kończy przesłuchiwanie świadków. Potem na rozprawy będą wzywani biegli.
Andrzejowi M. grozi do ośmiu lat więzienia.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?