Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Nowicki: Byliśmy dominatorami, ale powoli będzie się to zmieniać

Zbigniew Czyż
Zbigniew Czyż
Paweł Fajdek (od lewej) i Wojciech Nowicki
Paweł Fajdek (od lewej) i Wojciech Nowicki Pawel Relikowski / Polska Press
"Byliśmy dominatorami, ale powoli będzie się to zmieniać. Takie są prawa sportu. Nie da się wiecznie wygrywać" - powiedział w wywiadzie dla PAP mistrz olimpijski z Tokio i tegoroczny wicemistrz świata w rzucie młotem Wojciech Nowicki.

PAP: W październiku czwarty raz w karierze zdobył pan nagrodę "Złote Kolce" dla najlepszego lekkoatlety sezonu. Jedynym mężczyzną lepszym pod tym względem jest Artur Partyka, który triumfował sześć razy. Czy wciąż przywiązuje pan wagę do takich wyróżnień?
Wojciech Nowicki: Staram się robić to, co do mnie należy i bardzo się cieszę, że moje wyniki wpływają na to, że później w taki sposób jestem nagradzany. To wszystko jest budujące i motywujące do dalszej pracy. Taka forma wyróżnienia zawsze powoduje, że człowiek utwierdza się w tym, że warto się starać i pracować.

Od siedmiu lat w każdym sezonie przekracza pan barierę 80 m. Co sprawia, że utrzymuje się pan tak długo na wysokim poziomie?
Nie ma żadnego sekretu. Ważna jest regularna praca, zoptymalizowany trening i unikanie kontuzji. Staram się nie mieć urazów i na razie te poważniejsze mnie omijają. To wszystko składa się na to, że udaje mi się prezentować stabilną formę.

W tym roku najdalej rzucił pan w mityngu Diamentowej Ligi w Oslo – 81,92 m. Miał pan wówczas przekonanie, że prędzej czy później uda się przekroczyć barierę 82 metrów?
Nie myślałem w taki sposób. Skupiałem się na tym, że jeśli jestem w stanie tyle rzucić, to dokonam tego w mistrzostwach świata. Niestety, trochę zabrakło, ale tak bywa. Taki jest sport. Zawsze trzeba mieć dobre nastawienie i próbować. Wykorzystać chwilę i rzucać jak najlepiej. Pokazałem jednak, że w kolejnym roku byłem na wysokim poziomie.

W Budapeszcie wywalczył pan srebrny medal i był na podium w piątych z rzędu MŚ. Ta passa zaczęła się w 2015 roku w Pekinie. Czy wówczas jako 26-letni zawodnik wierzył pan, że dokona tego w czterech kolejnych czempionatach?
Dla mnie to duża niespodzianka i zaskoczenie. W tamtym czasie ten brązowy medal był dość zaskakujący. Będąc w Pekinie myślałem, że będzie to jednorazowy wyskok. Nie sądziłem, że później moja kariera nabierze takiego rozpędu i systematycznie będę stawał na podium. To bardzo cieszy, bo każdy rok z sukcesem motywuje do dalszej pracy. W przyszłym roku są mistrzostwa Europy, a następnie igrzyska olimpijskie. Mam dużo motywacji, żeby dalej pracować, poprawić coś w swojej technice i przygotować się, żeby znowu móc walczyć o jak najlepsze rezultaty i najwyższe laury.

Co według pana może osiągnąć mistrz świata Ethan Katzberg? Czy 21-letni Kanadyjczyk ma szanse pobić kiedyś rekord świata, który od 1986 roku należy do Jurija Siedycha (86,74)?
Jest utalentowanym i naturalnie bardzo dynamicznym zawodnikiem. Oczywiście może rzucać daleko, jeśli wszystko będzie u niego dobrze pod względem zdrowotnym i treningowym. Może przez wiele lat zdominować rzut młotem. Jednak wydaje mi się, że rekord świata w tym momencie jest nieosiągalny dla wszystkich zawodników. To bardzo odległy dystans. To tylko złudzenie, że wystarczy rzucić dwa lub trzy metry dalej, bo na tym poziomie każde dodatkowe 10-20 cm to już jest ciężki orzech do zgryzienia. Jeśli nie będzie miał żadnej poważnej kontuzji, to przez wiele lat może świetnie rzucać, tym bardziej że jest młody. Przed nim cała kariera.

W Budapeszcie pan i Natalia Kaczmarek byli jedynymi Polakami, którzy stanęli na podium. Czy świadczy to o regresie naszej reprezentacji czy podniesieniu poziomu światowej lekkoatletyki?
Wydaje mi się, że nie możemy mówić o kryzysie. Wiadomo, że w pewnych konkurencjach poziom poszedł do góry i wyniki są dużo lepsze. Akurat teraz następuje u nas wymiana pokoleniowa, która zajmie kilka lat. Starsi zawodnicy skończyli kariery albo są już w takim wieku, jak ja, i wiadomo, że wtedy jest coraz trudniej o dobre rezultaty. Nie mamy jeszcze młodego pokolenia, które wchodzi na wysoki poziom i tylu dobrych zawodników, co w starszych rocznikach. Kiedyś było dużo dobrych lekkoatletów, choćby Adam Kszczot, Marcin Lewandowski, Angelika Cichocka, Asia Jóźwik, Anita Włodarczyk czy moja trenerka Joanna Fiodorow. Cała ta grupa albo już skończyła kariery, albo jest u schyłku. Zmienników nie wszędzie widać i tu jest problem. Potrzeba czasu, bo nie da się tego zrobić w rok czy dwa. Teraz możemy mieć chwilowy dołek, ale mam nadzieję, że przyjdzie młode, mocne pokolenie, które będzie rywalizować na najwyższym światowym poziomie i będzie zdobywać medale.

Czy 34 lata to zaawansowany wiek dla młociarza? Igrzyska w Paryżu będą ostatnimi czy zamierza pan wytrwać do 2028 roku?
Moim marzeniem jest dotrwać do igrzysk olimpijskich w Los Angeles, gdy będę się zbliżał do końca kariery. To są jednak tylko plany, które zweryfikuje życie. Zobaczymy, jak będę wyglądał za kilka lat. Mimo wszystko mocno nie wybiegam w przyszłość. Skupiam się na następnym roku. Zawsze robimy roczne plany. Nie myślimy dalekosiężnie, bo to jest sport i wiele czynników może wpłynąć na wynik. Nie ma sensu wybiegać za daleko w przyszłość. Lepiej skupić się na bieżących celach. To się u mnie sprawdza i jest kluczowe, bo we wszystkim mam balans i zachowuję dzięki temu spokój. Nie ulegam presji i to mi pomaga w tym, żeby startować na wysokim poziomie.

Czy martwi pana nieco słabsza dyspozycja Pawła Fajdka, który nie obronił mistrzowskiego tytułu z Eugene i w Budapeszcie znalazł się tuż za podium?
Przez wiele lat dominowaliśmy i bardzo często zdarzało się, że przywoziliśmy dwa medale z imprezy mistrzowskiej. Ale to się będzie powoli zmieniać. Niestety, taka jest kolej rzeczy, takie są prawa sportu. Nie da się wiecznie wygrywać. Osobiście nie wiem, jak Paweł trenował, bo mijaliśmy się na obozach przygotowawczych. 80 m w tegorocznych MŚ nie dało medalu i widać, że młodzi zawodnicy coraz bardziej się rozpychają. Ja też byłem w podobnej sytuacji. Najpierw rywalizowałem ze starszymi, by później z nimi wygrywać. Uważam, że przyjdzie taki moment, że z Pawłem wrócimy bez żadnych medali. Trzeba będzie z tym żyć. Zresztą życzę każdemu sportowcowi, żeby udało się osiągnąć tyle, co jemu i mi.

Jest pan mistrzem olimpijskim i w Paryżu będzie walczył o powtórzenie sukcesu z Tokio. Stanowi to dla pana szczególną motywację?
Bardzo się cieszę, że w Tokio udało mi się zdobyć złoty medal. Wiem, że to jest wielkie osiągnięcie w karierze sportowca, szczególnie w konkurencjach olimpijskich. Ale nie myślę w takich kategoriach. Dla mnie igrzyska w Tokio to zamknięty temat. Miło powspominać, ale to już historia. Skupiam się na bieżącym celu, czyli dobrym przygotowaniu do nadchodzącego sezonu. To jest teraz w mojej głowie. Lecimy dalej z kolejnymi zadaniami, które chcemy wykonać z trenerką. To się teraz liczy.

Czy pogoda w Polsce umożliwia trening rzutu młotem w okresie jesienno-zimowym?
Można u nas trenować. Ja normalnie rzucam młotem w taką pogodę. Dla mnie ona nie jest straszna. Wiadomo, że gdy jest cieplej, to ma się większy komfort. Możliwość trenowania w cieplejszych krajach pomaga nam w przygotowaniach. Do końca stycznia zostaję jednak w kraju, zawsze tak trenuję. Mamy taki plan, że pogoda nam nie będzie przeszkadzać. Wyjeżdżamy dopiero w lutym.

Proszę zatem zdradzić kilka szczegółów, jak będą przebiegały pana przygotowania do kolejnego sezonu?
Na początku lutego lecimy na Teneryfę. Potem wracamy na chwilę do domu i później udajemy się do RPA na cały marzec. Ostatni obóz klimatyczny będziemy mieć w Turcji na przełomie kwietnia i maja. Później od razu wchodzimy w sezon.

Kiedy rozpocznie pan starty w przyszłym roku?
Pierwszy będę miał prawdopodobnie 4 maja w Kenii. W Nairobi od trzech lat odbywają się zawody Gold Tour. Startowałem tam trzy razy i podobało mi się, choć jest tam trochę egzotycznie. To fajne przetarcie przed całym sezonem. Odpowiada mi to. Na razie trzy razy miałem zaproszenie i z każdego skorzystałem.

Żadnych kłopotów zdrowotnych pan nie odczuwa?
Wszystko u mnie w porządku, z czego bardzo się cieszę. Jestem pełen optymizmu i motywacji do pracy. Zacząłem przygotowania na początku listopada. Wykonuję plan, schemat nakreślony przez trenerkę. Oby tak było do startu w igrzyskach.

Czy interesuje się pan piłką nożną? Oglądał pan ostatnie mecze reprezentacji Polski?
Oczywiście, że tak. Mam nadzieję, że wkrótce nasi piłkarze będą się prezentować lepiej niż ostatnio. Trzymam za nich kciuki.

(PAP)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wojciech Nowicki: Byliśmy dominatorami, ale powoli będzie się to zmieniać - Portal i.pl

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny