Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktor Wołkow - wspomnienie artysty-fotografika

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Wiktor Wołkow na rzece
Wiktor Wołkow na rzece Archiwum
Święta Wielkanocne poprzedza Grób Pański. Pamiętam strażaków na warcie, do których dołączyli harcerze, modlitwy w zimnym na ogół mrocznym kościele. Wierni chrześcijanie drugiego dnia Świąt zachodzą na cmentarz, by pomodlić się przy grobach swoich. Wspomina się w ten czas tych, co odeszli. Stąd dziś tekst o Wiktorze Wołkowie.

Wiemy już wszyscy, bo pisano, pokazano w telewizji, na cmentarzu zgromadziły się tłumy. Wiktor Wołkow nie doczekał - zabrakło kilka dni - do swych 70. urodzin. Miał natomiast za sobą 50 lat twórczego fotografowania, wrósł przez to półwiecze w ulubiony krajobraz podlaski, stał się jedną z ikon regionu. Najpierw był to zresztą pejzaż czarno-biały i północno-wschodni, a od 1992 roku już tylko bajecznie kolorowy i podlaski.

Czytaj też: Wiktor Wołkow w Regiopedia.pl

Poznaliśmy się w Muzeum Wojska, może w Białostockim Towarzystwie Kultury, o którym mało kto dziś pamięta, może w redakcji. I tak jakoś się stało, że Wiktor zaprosił i mnie do wielce oryginalnego przedsięwzięcia. Pokazał wglądówki przygotowane na wystawę i zaproponował byśmy sobie po jednym zdjęciu wybrali, a potem napisali a propos krótką refleksję. Do kogo się wówczas szczęście uśmiechnęło? Przypomnę niektóre nazwiska, bo wielu już dawno pożegnaliśmy, inni wyjechali, zamilkli. Wybieram z listy ułożonej alfabetycznie: Andrzej Bartosz, Tadeusz Gajl, Wiesław Janicki, Sokrat Janowicz, Wiesław Kazanecki, Marek Kusiba, Jan Leończuk, Bogusław Pezowicz, Edward Redliński, Józef Rybiński, Kazimierz Siemieniako, Waldemar Smaszcz, Jan Sochoń, Andrzej Strumiłło.

Razem było to 29 autorów plus Wiktor, który napisał komentarz do pierwszego zdjęcia i oto cytat z tego tekstu.

Rozlane wody

"Był początek maja 1968 roku. Pierwszy raz w życiu oglądałem widok, który mnie oszołomił. Rozlewiska doliny Narwi i Biebrzy z Góry Strękowej. Miałem pożyczony teleobiektyw 300 mm i jedną klatkę w aparacie. Pstryknąłem jedno, jedyne zdjęcie - wielokrotnie potem nagradzane. Zdjęcie to zapoczątkowało nowy okres w moim rozwoju fotograficznym, w którym tkwię do dziś i którego wyrazem jest ta wystawa. Od tego czasu minęło naście lat. Kilka razy w roku z tego miejsca wykonuję kilkaset zdjęć na doskonalszych filmach, aparatach, obiektywach. Żadne jednak nie dorównuje tamtemu jednemu".

W późniejszych wydobrzonych albumach zdarzało mi się widzieć te inne ujęcia z Góry Strękowej. Piękne, tylko jakby mniej naturalne, ale pewnie tak mi się tylko zdaje z powodu nadmiaru sentymentu do tego pierwszego.

Albumik - katalog, z którego zacytowałem wyznanie Wiktora jest tak siermiężny, jak epoka w której powstał. Brudna okładka, szmatławy papier, niektóre zdjęcia są bo są, ale czar ich prysł w trakcie druku i nawet nie wiadomo kogo obwinić o takie niezamierzone efekty. Jedno jest tylko pewne, tej inicjatywie patronowało Biuro Wystaw Artystycznych w Białymstoku.

Wiktor Wołkow za pan brat z siłami natury

Czytałem tylko co drukowane wspomnienia, wszyscy powtarzają jako pewnik, że Wiktor "nie reagował emocjonalnie", potrafił godzinami siedzieć na brzegu rzeki, stać na moście lub na płyciznach. Czekał na to jedyne nieco sekund, na kompozycję, która mogła się pojawić, jeśli słońce, woda, ptaki i chmury zechciały łaskawie zadowolić jego artystyczne upodobania. I na ogół spełniały się marzenia, bo miał się za pan brat z siłami natury, a i ludzie byli mu mili. O tych, co przestawali mu być mili starał się nie pamiętać, a pytany o nich odpowiadał półsłówkami. Stronił od polemik, lubił być za milczka, a przecież miał tyle do opowiedzenia i zdarzało się, że opowiadał. Potrafił nie tylko czekać na łut szczęścia, przemierzał kilometry, szukał, by z pomocą obiektywu zarejestrować przelatujące chwile.

Wyczuwał nastroje, nieprzypadkowo zwano go poetą fotografii, a bardzo ceniony i podziwiany przyjaciel Edward Redliński określił Wiktora mianem wytrawnego wielbiciela boskiej dramaturgii. Inni oglądając albumy myślą, że to boska sielanka.

Tamte prawdy i nastroje

Pozostaję przy wspomnianym albumiku, jako drogiej pamiątce po Wiktorze, po części i pokoleniowej, czyli po naszym szukaniu sposobów na godziwe życie. Tadek Gajl napisał, że "szukamy czasu i miejsca, w którym nie trzeba stawać się bohaterem, aby być sobą". Czyż dla Wiktora tym miejscem nie stała się dolina Biebrzy i Narwi?

Wiesław Kazanecki, analizując kompozycję: ptak i słońce, doszedł do rozważań o granicy między wolnością a uwięzieniem. Wolności tak cenionej przez Wołkowa zawsze, nie tylko w latach 70. i 80. tamtego wieku. Redliński swą odę do studni wiejskich zamknął kąśliwie chlorowaną wodą z warszawskiego kranu, co Wiktora na pewno ucieszyło, bo był niedoścignionym naturszczykiem. Józef Rybiński, jak wypadło na seniora, podziękował fotografowi za zatrzymywanie czasu, "aby pokazać To, czego opowiedzieć nie sposób". Taka była właśnie misja Wiktora. A jeszcze podam (w tłumaczeniu polskim) cytat z listu mistrza Andrzeja Strumiłły, który przypomniał "drogiemu Wiktorowi" (napisał o nim później - "zakątek duszy") wypowiedź św. Hieronima Leonarda: "... ubierają drogocennymi kamieniami swe księgi, gdy przed ich progiem kona nagi Chrystus".

Wiktor znał dobrze swoją wartość jako artysta fotografik, zyskał uznanie wydawców, ofiarnie uczestniczył w promocjach, jeździł nie tylko po Polsce z wystawami, zdobywał kolejne nagrody. A jednak zachował swój styl bycia, system wartości, także skromność. Dostąpił i zaszczytów (pośmiertnie wysokiego odznaczenia państwowego), stał się klasykiem nie budząc żadnych wątpliwości, że to efekt talentu, ale i harówki, wyrzeczeń, wsparcia żony Grażyny, innych osób i sił.

Był, jest

Jesteśmy ci Wicia wdzięczni za cudowne dzieło, ale także za przesłania, które odczytywaliśmy z Twoich zachowań, słów, linijek tekstu, z niecierpliwością czekamy na zapowiadany album "Moje Podlasie. Z dziennika fotografa". Stałeś się legendą za życia.
A dodam, że był Wiktor Wołkow i siłaczem, który uczył postrzegania piękna w codzienności, na rodzinnej ziemi, w kroplach rosy i stogach siana, wysoko wśród chmur i z żabiej perspektywy, niezależnie od pory roku, choć - przyznajmy - z preferencją dla świtania i zmierzchu?

Miał też Wiktor dużą wrażliwość na ślady dziejowe, sprawdzał nas niekiedy ze znajomości miejsc historycznych widzianych z samolotu lub z balonu, wracał do etosu powstania styczniowego. Wracajmy i my do Niego.

Zdjęcia z Wydawnictwa Benkowski. Składanki "Wiktor Wołkow" i "Moje łowy".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny