Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiesław Rozbicki: Tu zawsze mieszkali ciekawi ludzie

Redakcja
Wiesław Rozbicki pochodzi z Czeremchy. W latach 1959 - 1963 uczył się w LO nr 9 (obecnie LO nr 1 im. Marii Skłodowskiej - Curie w Hajnówce). Ponad 40 lat temu wyjechał z Podlasia. Mieszkał w Słupsku i Bydgoszczy, teraz w Warszawie. Jest absolwentem Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych w Poznaniu. Przez wiele lat był dziennikarzem wojskowej prasy i radia, szefem Wytwórni Filmowej "Czołówka”, rzecznikiem prasowym ministra obrony narodowej. Jest członkiem Związku Literatów Polskich. Pisze książki o historiach związanych z wojskiem ("Anegdoty i ploty o generałach”, "Podchorąży zawsze zdąży...”,  "Mam was wszystkich w...”) oraz o rodzinnym Podlasiu. Jego powieść "Żurawiejka”, w latach 80. była okrzyknięta wydarzeniem literackim. W książkach wykorzystuje oryginalną mieszankę naszego, hajnowskiego folkloru językowego.
Wiesław Rozbicki pochodzi z Czeremchy. W latach 1959 - 1963 uczył się w LO nr 9 (obecnie LO nr 1 im. Marii Skłodowskiej - Curie w Hajnówce). Ponad 40 lat temu wyjechał z Podlasia. Mieszkał w Słupsku i Bydgoszczy, teraz w Warszawie. Jest absolwentem Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych w Poznaniu. Przez wiele lat był dziennikarzem wojskowej prasy i radia, szefem Wytwórni Filmowej "Czołówka”, rzecznikiem prasowym ministra obrony narodowej. Jest członkiem Związku Literatów Polskich. Pisze książki o historiach związanych z wojskiem ("Anegdoty i ploty o generałach”, "Podchorąży zawsze zdąży...”, "Mam was wszystkich w...”) oraz o rodzinnym Podlasiu. Jego powieść "Żurawiejka”, w latach 80. była okrzyknięta wydarzeniem literackim. W książkach wykorzystuje oryginalną mieszankę naszego, hajnowskiego folkloru językowego.
Z Wiesławem Rozbickim o paleniu papierosów, czytaniu, pisaniu, mokrych butach, tolerancji i lataniu odrzutowcem... jako worek, rozmawia Krystyna Kościewicz

Kurier Hajnowski: Pomieszkuje Pan w Czeremsze. Czy ma Pan zamiar osiąść tu na stałe?

Wiesław Rozbicki: Jednak jestem mieszczuchem. Mieszkam w Warszawie. Teraz przyjechałem na parę dni. Robię porządki, palę w kominku, odwiedzam znajomych.

Co spowodowało, że zainteresował się Pan dziennikarstwem?

-- Miałem matkę, która cholernie dużo czytała. Byłem wychowany na "Potopie". Na książkach zbójeckich, baśniach z nowosądecczyzny. Sporo czytałem. Nawet pod kołdrą, przy latarce. Miałem też dobrą polonistkę w Czeremsze. To była pani Szostak, starsza, jeszcze przedwojenna nauczycielka. W Czeremsze miałem sporo dobrych nauczycieli.

W Czeremsze, po podstawówce, uczniowie szli do technikum kolejowego...

- Poszedłem do ogólniaka, ale jakieś tendencje mundurowe były, bo chyba z ośmiu z klasy startowało do szkół oficerskich. Ja też. Miałem wujka, który był dowódcą strażnicy nad morzem. Mundur, konia miał, samochód, takie bajery. A co ja miałem w takim małym miasteczku jak Czeremcha? Była nasycalnia, były Domy Kolejowe, były sklepy. Tłukliśmy się między sobą, bawiliśmy się w wojnę, kopaliśmy ziemianki, budy. Zbieraliśmy starą broń i milicjanci nas za to ganiali.

Był pan dowódcą tego wojska?

- Starsi musieli minie przyjąć do wojska, bo jak nie, to nie mieli "pierożka" - czapki, którą dostałem od wujka dowódcy. Dlatego dowódca od razu mnie awansował. Ale papierosy musiałem palić. Myśleli, że podkabluję, więc skręcili mi z olszynowych, suchych liści w gazetę, kazali pociągnąć i spojrzeć w niebo. Jak spojrzałem, to zobaczyłem, że chmury kręcą się w kółko i przewróciłem się, Wtedy pouciekali, ale w ten sposób zostałem przyjęty do wojska i byłem żołnierzem, tam u nich, pseudonim chyba "Szczygieł". Ale jak podrosłem, to już miałem swoje wojsko. Na Domach Kolejowych, to już ja byłem dowódcą.

Dlaczego wybrał Pan szkołę wojsk pancernych?

- Byłem wzrostu mikrego. Ważyłem jeszcze gorzej, ale byłem dobrym sportowcem. Z Łapińskim grałem w siatkę w reprezentacji ogólniaka, byłem dobry na poręczach, w przewrotach. Ale przy wzroście 170 cm i wadze 58 kg, to co to za chłop? Śmiechu warte. Myślę: pójdę na czołgistę, to przynajmniej w tym czołgu wszyscy równi.

Kiedy pojawiły się ciągoty do pisania?

- W szkole oficerskiej pisaliśmy gazetki ścienne. Napisałem o integracji, że poprzyjeżdżaliśmy z różnych stron Polski - z Gdańska, z Kozienic. Napisałem takie coś i dostałem po raz pierwszy trzy dni urlopu. Później, będąc w Słupsku, opisywałem uroki szkolenia czołgami w nocy, desant morski, ładowanie na okręty, wyjeżdżanie z tych okrętów, walka na plaży i takie różne pierdółki, które mnie fascynowały. Napisałem do "Żołnierza Polski Ludowej", gazety Pomorskiego Okręgu Wojskowego. Po trzech artykułach naczelny wezwał mnie do siebie i mówi "Panie poruczniku, proponuję pracę w redakcji".

Myślę do cholery, przecież nie będę cały czas w tych czołgach siedział, chodził brudny. I poszedłem do redakcji. Dwa lata byłem w Bydgoszczy i wezwali mnie do Warszawy, zaproponowali gazetę centralną - "Żołnierz wolności".

Pisał pan w moim ulubionym gatunku - reportaż wcieleniowy...

- Jak chciałem polatać Migiem 21, to musiałem pójść do Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej zrobić badania jak pilot. Inaczej nie było mowy, żeby mnie tam wsadzili, bo kryterium jedynym i podstawowym było zdrowie. Potem wezwali mnie i orzekli: kategoria dwa pięć. Czyli taka, że mogłem latać na odrzutowcach!
No to pojechałem gdzieś tam pod Zegrze Pomorskie, do dowódcy jednostki. Przekraczaliśmy barierę dźwięku, pionowo startowaliśmy, pionowo opadaliśmy, przez chmury. Skręty w prawo, skręty w lewo, na plecach...

Przeszedłem to wszystko. Jak wylądowałem, pilot mówił: "Niech pan nie prosi o pomoc, żeby pana wyjęli z samolotu. Musi pan wyjść o własnych siłach, bo inaczej ma pan przechlapane i wieczorem nikt pana nie wpuści do kasyna oficerskiego". Gdy wiec wskoczył sierżant "pomóc panu", powiedziałem: NIE. 15 minut siedziałem. Miałem mokro w butach. Nie zsikałem się, tylko z potu, z wrażenia. Ale doszedłem do siebie i wyszedłem. A tam stoją podporucznicy i tylko patrzą, jak się zachowam. Wyszedłem, podali rękę. Oni nawet nie latali na takich, bo u nich szkolenie było na poddźwiękowych, inny proces latania. A ja tak byłem jako nie pilot, ale worek, więc mnie wsadzili, bo zdrowie miałem.

Kiedy zaczął pan pisać książki?

- Zrobiłem zbiór reportaży "Kapitan Wiesław Rozbicki tam był". Byłem u podhalańczyków w górach, na okrętach podwodnych, latałem samolotem. W ten sposób powstała książka. Wydawnictwo MON to kupiło, a Rosjanie przetłumaczyli w nakładzie 100 tys.

To był rok 1976, albo 1977...

- Całe życie piszę. O naszych stronach zacząłem "Żurawiejką", ale do minipowieści mi się nie zmieściło i powstał zbiór opowiadań "Hej tam Podlasiem". Zacząłem Wielkanocą, zakończyłem spotkaniem z lasem.

Teraz będzie książka o zabawach z dzieciństwa...

- Już mam tytuł "Jak tu pachnie Czeremchą". Podoba się pani tytuł "Hej tam Podlasiem"?

Bardzo.

- Tu zawsze mieszkali ciekawi ludzie. Sapieha miał rezydencję pod Boćkami. Dubna, tam miał swój pałac. Śladu po nim nie ma, byłem. Ale jak był prawosławny, wybudował w Boćkach cerkiew, a jak przeszedł na katolicyzm, wybudował kościół. Dlatego stoją obok cerkiew i kościół. Pojechałem, zrobiłem zdjęcie. W Narewce cmentarz żydowski, nie zniszczony, pojechałem, zrobiłem zdjęcie. Opisuję Siemianówkę, jak tam kiedyś było przepięknie i co się tam działo. A teraz ten zalew, też ładnie, ale to już nie to, co było kiedyś.

Ja to widzę, bo nie ma mnie tutaj ponad 40 lat. Z takiej perspektywy wygląda to inaczej niż dla tych, którzy są na miejscu. Tutaj wszystko jest normalne - przychodzi babka do sklepu, mówi po polsku; druga przychodzi - po białorusku trzecia - po ukraińsku. Myślę sobie, o co tu chodzi? Ale to jest dopiero to.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny