Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Łupiance turystycznie jest

Marian Olechnowicz [email protected] tel. 085 715 45 45
Z pożogi wojennej ocalał dom Juliana Łupińskiego
Z pożogi wojennej ocalał dom Juliana Łupińskiego
Legenda mówi, że niegdyś złoczyńcy obłowieni łupami, przyczaili się w ustronnym miejscu, aby podzielić się bogactwami.

Najlepiej zajrzeć do gospodarstwa "U Ducha". Ładne są tutaj stawy, wokół zdrowe gatunki drzew i miejsce na ognisko. Można pojechać jeszcze bliżej, czyli na wyrobisko po starej kopalni kredy. Jest tam duże jezioro, bogate w różne ryby. No i też miejsce do założenia biwaku. A tuż za Łupianką leniwie płynie Narew.

Szlacheckie gniazdo

Łupianka jest dużą wsią, mocno ściśniętą, z domami blisko siebie, rozłożonymi wśród kilku ulic bez nazw. Dziś mieszka tu prawie 700 ludzi. Wiadomo, prawie sami Łupińscy: Rogale, Piłaty, Kutki, Sielechy.

Najzamożniejsi są od dziesięcioleci Łupińscy-Rogale. Przed wojną mieli ze cztery konie i różne maszyny. Julian Łupiński też miał trzy konie. Jednak ostatnio nazwiska się nieco wymieszały. Od lat rodzi się więcej dziewcząt, które za mąż wychodząc zostają w rodzinnej wsi.

Najstarszy jest dom Juliana, ten z czerwonej cegły i nieco kościelnym gankiem. Jakżeby inaczej, przecież Julian budował kościół w Płonce, przy samym księdzu Wyszomirskim. To i dobrej murarki się nauczył. I na dodatek młynarzem był, a wiatrak kupił w Białymstoku przy ulicy Młynowej.

Sklep we wsi był już za Niemca. Trzymał go Rozbudowski z Wólki. Buty naprawiał miejscowy szewc Łubiński. Władysław Łupiński dorosłych i dzieci obszywał. I kuźnia była, za wiejskimi stodołami. Najpierw kowalem był Józef Łupiński, a po nim Władysław Perkowski.

Ludzie gospodarowali na roli. Ale wielu i tak dorabiało w kopalni kredy u Winickiego. Niektórzy wozili glinkę i kredę na targi do: Białegostoku, Brańska, a nawet Ostrowi Mazowieckiej i Warszawy. Po wojnie dobrze zarabiali na kartoflach. Prawie wszystkie szły na Wschód. Za te pieniądze ludzie domy pobudowali.

Pierwszy traktor jeździł w Kółku Rolniczym. Za Gierka "dawali" traktory według ilości hektarów. A pierwszy telewizor we wsi mieli Budkiewicze. Atrakcja była nie lada.
W Łupiance od ponad stu lat działa OSP, więc strażacy nieraz robili różne potańcówki. Najdłużej prezesem OSP był chyba Franciszek Kamiński. Strażacy mieli swój wóz konny. W wojnę Niemcy go zabrali. Smutne to były czasy, więc tym większa była radość, kiedy Niemcy sobie poszli. Na skrzypcach najlepiej we wsi grał Franciszek Łupiński - Sielech. Na harmonii pomagał mu Łupiński z Kutków.
A w Łupiance różne miejsca mają swoje nazwy. I tak Kątek jest ślepą wiejską uliczką. Dalej znajduje się Grądzik. Tuż przy rzece jest miejsce zwane Binduga, czyli po prostu przystań dla flisaków spławiających drewno z puszczy.

Za wsią jest Sękowiec, gdzie przed wiekami grzebano ludzi umierających na pomór. Legenda zaś mówi, że chorzy sami sobie póki sił im starczało kopali sobie groby. W innym zaś kierunku, też za wsią znajdują się Kurany, tworząc nieduży pagórek. Jest też miejsce zwane Grądzikiem. W stronę lasu pod Bokinami wiedzie Biędziużna droga z pięknym widokiem na dolinę Narwi. dalej na prawo jest Wielkikół, sapy, Podegrabie i Orli. same starożytne nazwy.

Dzieciństwo Teresy

Teresa Mojsa urodziła się w Jeńkach. Uczyła się w Łupiance Starej. Od kilku lat mieszka w Chicago. Za rodzinnymi stronami tęskni. Z wielkim sentymentem wspomina lata dziecięce.

- Najbardziej to pamiętam mój pierwszy dzień w przedszkolu - zaczyna swą opowieść pani Teresa. - Ze względu na moje częste w tym okresie choroby, naukę rozpoczęłam później od innych. Gdy przyszłam to wszystkie dzieci już się znały. Trochę zagubiona stanęłam na środku. I wtedy jedna z bliźniaczek, czyli sióstr Ołtarzewskich, zaproponowała mi zabawę "w pociąg". No jakoś poszło. I ten pociąg pamiętam do dziś. Wtedy też zapoczątkowały się najlepsze przyjaźnie, które trwają do dzisiaj. Do tej więc pory utrzymuję bliski kontakt z Anią Hryc, która obecnie mieszka w Wiedniu i Marta Hryc. Ta zaś mieszka obecnie w New Jersey. Agata i Beata Oltarzewskie pozostały w Polsce. Może niedługo je odwiedzę. No i pamiętam moja wspaniałą podstawówkę - wspomina kobieta. - Jedną z moich ulubionych nauczycielek była pani Danuta Roszkowska. Została naszą wychowawczynią w klasie trzeciej. Potrafiła nauczyć i bardzo ją kochaliśmy. No i oczywiście pani Maria Oltarzewska, mama Agaty i Beaty. Uczyła nas rosyjskiego.

Pani Maria prowadziła też Nieobozową Akcję Letnią. Szczególnie niezapomniane były ogniska. Zawsze miło jest się z nią spotkać nawet po latach. Przynajmniej raz w roku wyjeżdżali na wycieczki w Polskę.

- Najbardziej utkwiła mi w pamięci wycieczka do Gdańska. Pierwszy raz leciałam wtedy samolotem. Chyba tzw. Antkiem. Komfortu nie da się porównać z przelotem przez Atlantyk, ale do dzisiaj uwielbiam latanie. Pamiętam, że po którymś z noclegów ja i kilka koleżanek musiałyśmy wysłać do rodziców kartki z wiadomością, że "źle się zachowujemy i sprawiamy nauczycielom kłopoty". Pod koniec podstawówki pojechaliśmy do Krakowa. Zwiedzaliśmy Oświęcim, Wieliczkę. No i oczywiście Kraków h kontynuuje pani Teresa. - Dwa lata temu znów byłam w Krakowie i zrobiłam zdjęcia pod pomnikiem Jagiełły. Nie wiem, kto był "motorem" tych wyjazdów, ale jestem za nie wdzięczna. Wiejskie dzieci rzadko miały okazję zobaczenia czegoś poza własnym podwórkiem. Wakacje spędzało się zwykle w domu na wsi, pomagając rodzicom.

- Pamiętam - dodaje Teresa Mojsa - wokół szkoły rosło mnóstwo drzew owocowych. Pyszne jabłka tam były. Czego się nie zjadło, służyło do rzucania w inne dzieci. A kosztele przydawały się nawet do zapchania rury wydechowej w aucie nauczyciela, który dzieciom podpadł. Salki gimnastycznej na początku nie było, więc gimnastyka odbywała się na korytarzu. Ten był dobry też do grania "w gumę". Fajne to były czasy.

Sierpniowa tragedia

1 sierpnia 1944 roku do wsi przyszła śmierć. Wtedy niemiecki czołg zabił Jana Łupińskiego, który na widok Niemców próbował schronić się w stogu siana. Potem grupę schwytanych mężczyzn spędzili na leśną polanę w pobliżu wsi. Rozstrzelali tych, których podejrzewali, że chcą uciec z kopania rowów strzeleckich.

W pobliżu remizy strażackiej hitlerowcy zabili Józefa Łupińskiego. Ot tak, bez powodu jeden z myjących się przy studni żołnierzy sięgnął po broń i strzelił. W tym dniu Niemcy zabili 18 mieszkańców wsi. Adolf skończył tego dnia 30 lat. Irena 10, Franciszek 21, Mieczysław tylko 8, Stanisław 22, Zygmunt 18. Wszyscy to Łupiński. Ale zginął wówczas również Franciszek Radłowski, który miał 25 lat.

Tylu zabito młodych. Prawie dwadzieścia osób zabrano na roboty przymusowe. Kazimierz i Franciszek Łupińscy już nie wrócili. Wtedy też Niemcy spalili ponad 40 zagród. Zrabowano prawie 100 koni...

Dziś w Łupiance są ładne, duże i zadbane domy. Ale tuż po wojnie było ciężko. n

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny