Wtedy wilków było tu znacznie więcej.
Jeszcze przed tym wydarzeniem, "Dziennik Białostocki" w numerze z 30 września 1925 roku podawał: "Dyrekcja Lasów Państwowych w Białowieży wydała zarządzenie obławy na wilków, których rozpłodziło się mnóstwo w puszczy. Wilki grasują po wsiach i przynoszą dotkliwe straty".
Sytuację potwierdza dr Konrad Wróblewski, który w pracy z 1932 roku o odrodzeniu żubra napisał tak:
"Za czasów przedwojennych w Puszczy pojawienie się wilka było sensacją i za zabicie wilka wypłacano leśnej straży nagrodę. Dziś wilka rozmnożono w Puszczy dla polowań reprezentacyjnych, a za zabicie go grozi straży kara. Dziś Puszcza stała się rozsadnikiem wilków dla okolicznych miejscowości".
W 1928 roku liczbę wilków w Puszczy szacowano na 90 sztuk, osiem lat później było ich tutaj już tylko 40 sztuk.
Ale przejdźmy do samego wydarzenia: 14 kwietnia 1926 roku robotnik z Narewki udał się do pracy w puszczy. Wziął ze sobą ponad 6-kilogramowy bochenek chleba - dla siebie i dla kolegów z pracy. W pewnym momencie ujrzał przed sobą, w odległości 15 kroków, wilka. Zamarł z przerażenia. Wilk długo nie zastanawiał się, ruszył potężnymi susami w kierunku robotnika.
Złapał go najpierw zębami za nogę, a potem rzucił się do gardła.
Robotnik podjął walkę. Zasłaniając głowę, niejako przypadkowo, włożył lewą rękę do wilczej paszczy.
Nie tracąc przytomności dosiadł zwierza. Wilk z jeźdźcem na grzbiecie zdołał przebiec około 25 metrów, gdy wpadł do leśnego bagienka. Robotnik prawą ręką zdołał zanurzyć łeb wilka w wodzie.
Podczas szarpaniny, zaalarmowani krzykami nieszczęśnika, nadbiegli robotnicy, którzy pracowali w pobliżu. Jeden z nich, z toporem w ręku, brodząc po pas w wodzie, dotarł do walczących i wymierzył cios toporem w głowę wilka. Zwierzę padło.
Robotnika, z czternastoma ranami, przewieziono natychmiast do Narewki, gdzie otrzymał pomoc lekarską. Zabrano także wilka, który okazał się samicą. Wilczyca ważyła aż ponad 51 kilogramów. Podczas sekcji stwierdzono, że była ciężarna - w jej wnętrzu znaleziono pięcioro wilcząt.
W żołądku zaś kawałki drewna i kory. Pokąsanemu robotnikowi podano dodatkowo zastrzyki surowicy, w obawie że wilczyca mogła być chora na wściekliznę.
Wieści o tym niezwykłym wydarzeniu szybko przedostały się do prasy białostockiej. Już następnego dnia zrelacjonował je "Dziennik Białostocki" (nr 105/1926), a niebawem też "Prożektor" (nr 16/1926).
O wydarzeniu rozprawiano szeroko w całej okolicy. Ludzie przez jakiś czas bali się samotnie zapuszczać w puszczańskie ostępy. Chodzili zazwyczaj w kilka osób. Na szczęście, do powtórnego przypadku zaatakowania człowieka przez wilka już nie doszło.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?