Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Coś się dzieje w Teremiskach

Urszula Dąbrowska
Wieczorem wyszedłem z psem na spacer i nagle ktoś mnie walnął dwa razy czymś ciężkim w głowę - opowiada Marek Poleszuk (na zdjęciu jeszcze w szpitalu)
Wieczorem wyszedłem z psem na spacer i nagle ktoś mnie walnął dwa razy czymś ciężkim w głowę - opowiada Marek Poleszuk (na zdjęciu jeszcze w szpitalu)
Wybite okno u Wajrka, zerwana flaga przy szkole, pobity człowiek. W tle ekologia.

Zielona flaga wisiała przy Uniwersytecie Powszechnym w Teremiskach od początku akcji o Dolinę Rospudy, czyli od kilku tygodni.

- Nikomu jakoś dotąd nie przeszkadzała - Paweł Winiarski, pracownik Uniwersytetu. Dziwi się, że nagle nocą flaga została zerwana. - Tutaj ludzie przyjmują nas bardzo dobrze. Pytają czy nic nie trzeba, cieszą się, kiedy nas widzą. Teremiski to taka wioska, gdzie mogę spokojnie zostawić tonę węgla na podwórku i wiem, że nie zginie. Ostania bójka była tu trzy lata temu, pod sklepem - jest wyraźnie zaskoczony całą awanturą. - Słyszałem, że chodzi o wybory nowego sołtysa, że się pokłócili - nie bardzo wierzy, że przyczyną zamieszek była ekologia, czy zaangażowanie Wajraka w sprawę Rospudy. - Adam żyje jakby poza społecznością Teremisek, ma swoje sprawy, często wyjeżdża. Nie słyszałem, żeby go nie lubili.

Dwa razy w łeb

- Nigdy dotąd nie spotkałem się z wrogością mieszkańców wsi - mówi Adam Wajrak. - Ot, czasami w żartach rzucaliśmy sobie, ja, że ich zamknę w rezerwacie, oni, że wytną puszczę. Ale zawsze było OK, ciepło. Teraz jednak to nie przypadek: najpierw mi leci szyba w domu, potem biją mego najlepszego kumpla. Ale po tym jak się stawia sprawy, że ekolodzy albo ludzie, należy się spodziewać eskalacji takich zachowań.

Zaczęło się od tego, że we wtorek, w ubiegłym tygodniu ktoś rzucił butelką i wybił okno w domu Wajraków.

- W nocy zadzwoniła do mnie Nuria, przerażona - opowiada Marek Poleszuk. - Poszedłem zobaczyć co się dzieje, wezwaliśmy policję. Tej nocy widziałem też, jak ktoś zrywa flagę ze szkoły. Na drugi dzień wieczorem wyszedłem z psem na spacer i nagle ktoś mnie walnął dwa razy czymś ciężkim w głowę. Poznałem, że to Kamil, 19-latek z Teremisek. Pies uratował mi chyba życie, bo go pogonił. Straciłem przytomność.

W szpitalu w Hajnówce stwierdzono pęknięcie czaszki i złamanie kości jarzmowej. Do dziś pan Marek nie widzi na jedno oko, tak jest zapuchnięte. W piątek wypisał się. Dalej ma jeździć na leczenie do Białegostoku. - Pewnie dostałem i za to, że pomagam Wajrakowi - domyśla się.

Ojciec posądzanego o pobicie Kamila, Jerzy Smoktunowicz mówi, że sprawa wygląda całkiem inaczej. - Wajrak chce rozgłosu. Ale to syn Poleszuka zaczepiał Kamila. Tego wieczoru uderzył go dwa razy metalową rurką w głowę. Ma poważne obrażenia, zgłosiliśmy sprawę na policję. Kto pobił Poleszuka? Nie wiem - odpowiada. - Ale znam z 10, 15 osób, które to mogły zrobić.

Smoktunowicz stracił pracę w Lasach Państwowych. Obwinia o to ekologów, w tym i Wajraka, którzy chcą z całej puszczy zrobić rezerwat. - Nie ja jeden straciłem przez nich pracę. W Termiskach z dziesięć rodzin zostało bez źródła utrzymania, pilarzy, leśników. Takie są tu nastroje, że u Wajraków szyby codziennie powinny lecieć.

Policja prowadzi śledztwo. Z jej ustaleń wynika, że mieszkańcy Teremisek po wyborze nowego wójta popili się i pobili. Nikogo do tej pory nie zatrzymano.

Wieczorem wyszedłem z psem na spacer i nagle ktoś mnie walnął dwa razy czymś ciężkim w głowę - opowiada Marek Poleszuk (na zdjęciu jeszcze w szpitalu)

Dęby i sowa

Ale na ulicy przecinającej wioskę tyle policji nie było nawet w stanie wojennym. Non stop stoi tu radiowóz. Ludzie się z tego podśmiewają.

- Nic tu już więcej nie będzie. Dali jednemu w papę i na tym koniec. Tak się zeszło: Wajrak ciągle w telewizji, tu emocje skaczą, bo starego sołtysa co za ekologią jest, odsunęli od władzy, a poza tym ci dwaj co do siebie skoczyli, to od dawna się kłócą - wyjaśnia pan Włodek pod sklepem. Zbiera się więcej mężczyzn. Oni tam przeciw ekologii nie są.

- Ale Wajrak to się doskakał - rzucają. Najbardziej mu pamiętają akcję o wycinkę dębów na pasie granicznym. - Chore drzewa wycinać trzeba, a on nie pozwala i leżą, a u nas ludzie z lasu żyją i też leżą, bo nie mają czego przerabiać. Raz Niemcy tu byli i chociaż tacy ekologiczni, to jak popatrzyli na te leżące nadgniłe dęby, to dziwili się, że takiego marnotrawstwa to u nich nie ma.

Kobiety nie mogą zapomnieć Wajrakowej sowy.

- Wyhodował ją, a potem wypuścił - opowiada Zenaida Smoktunowicz. - A ją ciągnęło do ludzi i straszne dokuczała. Zmierzch zapada, a ta siedzi i piszczy. Najbardziej to takiej 90-letniej babci się naprzykrzała. Wajrak przyszedł i sowę wodą ze szlauchu odgonił. A potem ona zdechła.

Tylko spokój

Ci mieszkańcy Teremisek, którzy zarabiają na turystach, nie są już do ekologii ani jej wyznawców tak negatywnie nastawieni. - Rzeki kijem nie zawrócisz - pada w pierwszej chacie z brzegu, która ma szyld: "Zimmers, pokoje." - Trzeba się pogodzić z tym, że będziemy tu inaczej zarabiać. A jak wytniemy stare dęby, to nikt nie będzie przyjeżdżał - twierdzi gospodyni, choć samej jej z agroturystyki trudno wyżyć - Jeszcze w sezonie to jakoś, ale na przykład teraz z marcu, to nic.

- Przecież gdyby nie Wajrak, to ktoś słyszałby o Teremiskach? - pyta Elżbieta Poleszuk, żona pobitego. - On tu zawsze ludziom pomaga. Kogoś podwieźć, coś przywieźć, nigdy nie odmawia.

W Teremiskach zameldowanych jest około 70 ludzi. Z tego jakieś 10 gospodarstw, to własność warszawiaków i prawie cała ziemia dookoła. Jeden wykupił 20 ha

- Teraz już nikt nie traktuje ich wrogo - mówi Leszek Poleszuk, sołtys wsi przez minione dwie kadencje. - Prawda, że jak się ludzie kłócą, to często o powiększenie rezerwatu. I wiadomo, że miejscowi, którzy pracują u stolarzy albo w Lasach Państwowych mają inne zdanie niż ci, co przyjeżdżają tu na wywczasy. Poza tym na ożywający konflikt ekolodzy - miejscowi nakładąją się też subtelniejsze podziały: bogaci - biedni, przyjezdni (nieładnie nazywani "nawołocz"), którzy mają pieniądze i narzucają nowe porządki, a tutejsi tradycjonaliści.

- Dyskusja o poszerzeniu strefy chronionej wraca co jakiś czas. Ekolodzy są zdecydowanie za, mieszkańcy tutejszych wiosek niekoniecznie. Ale nie można rozmawiać bijąc się. Jestem za mediacją, nie za stawianiem sprawy na ostrzu noża. Nic na siłę, żadnych radykalnych ruchów, to tylko podgrzewa emocje. Lepiej rozmawiać spokojnie - radzi Józef Popiel, dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny