ZSHE. Handlówka uczy już od 115 lat

- Za naszych czasów nosiłyśmy w szkole granatowe fartuszki i białe kołnierzyki - wspominała Danuta Gnyś, maturzystka ZSHE z 1951 roku. - Profesorowie byli wspaniali, dzięki nim wyniosłam z tej szkoły bardzo wiele. Zdobyte wykształcenie od razu pozwoliło mi dostać pracę jako główna księgowa.

- Mimo że były to lata chude i biedne, było ciasno, a krzesełka trzeba było nosić z klasy do klasy na głowie, to po okupacji niemieckiej wszystko wydawało się nam piękne - dodawała jej koleżanka z klasy Krystyna Myszczyńska.

Takich wspomnień na korytarzach Zespołu Szkół Handlowo-Ekonomicznych w piątek było słychać wiele. Odbyły się uroczystości związane z 115-leciem istnienia placówki oraz zjazd absolwentów.

Z tej okazji spotkało się kilka pokoleń, a starsi mieli okazję przekazać swoje refleksje i doświadczenia obecnym uczniom.

- Teraz to już zupełnie inna szkoła, my mieliśmy tylko dwie pracownie: towaroznawstwa i księgowości - wspominał Jerzy Koszewski, prezes Koła Absolwentów. - A w wolnym czasie jeździliśmy na czyny społeczne, np. do PGR-u zbierać buraki czy w wakacje budować magistralę kolejową Śląsk-Warszawa.

- Nasza szkoła zdobyła sekret długowieczności, a jej sekret to duchowa młodość - mówił Wojciech Janowicz, dyrektor Zespołu Szkół Handlowo-Ekonomicznych. - Staramy się kształcić i wychowywać młodzież w oparciu o tradycję i wartości.

Efekty tego widać w postawie najmłodszych roczników handlówki.

- W tej szkole jest cudownie - śmieje się Emilia Łukaszewicz, jedna z obecnych uczennic. - Tu są megadobrzy nauczyciele, uczą nas nawet poprzez zabawy. Szkoła załatwia też nam dużo praktyk zawodowych, nie tylko w kraju, ale i zagranicą.

- W tym roku powstało u nas osiem pierwszych klas - dodawała jej koleżanka Sylwia Bochenek. - To o czymś świadczy.