Wcale nie tęsknię to tego święta! - mówi 65-letni pan Tomasz, którego spotkaliśmy na ul. św. Rocha. Dwie dekady temu na znajdujących się tam budynkach roiło się od tabliczek z napisem: Manifestu Lipcowego. Ostatnia z nich wisi już tylko w oknie jednego z zakładów szewskich.
Za czasów PRL-u 22 lipca był najważniejszym dniem w kalendarzu. Tym państwowym. - Dla zwykłego człowieka to tylko jeden z nielicznych dni wolnych. I to latem. Można było odpocząć, pobyć chwilę z rodziną. Nic więcej - wspomina.
Luksus w środku lata
Poza jednym: data ta nierozerwalnie kojarzyła się z lepszym zaopatrzeniem sklepów, na kiermaszach można było kupić chociażby takie towary deficytowe jak rajstopy i papier toaletowy, przodownicy pracy uginali się pod ciężarem medali, a najlepsi mogli liczyć na wszelkiego rodzaju talony i przydziały na dobra luksusowe.
A wszystko to w rocznicę ogłoszenia w 1944 roku Manifestu Lubelskiego (zredagowanego w Moskwie) PKWN. Dzień ten uważano za Narodowe Święto Odrodzenia Polski. I nadawano zakładom pracy i ulicom na jego pamiątkę na przemian nazwę 22 Lipca bądź Manifestu Lipcowego.
30 lat na Manifestu, od 20 lat na św. Rocha
W Białymstoku uszczęśliwiono nas tym drugim. 30 maja 1947 r. ówczesna rada narodowa tak właśnie "przechrzciła" św. Rocha. Poprzednia nazwę uważali za... nadaną przypadkowo i niemającą związku z rzeczywistością! Do starej nazwy powrócono po zmianie ustroju.
- Nam nie było różnicy, jaką nosiła nazwę - mówi Helena Bohdanowicz. - Ale skoro kościół jest tak blisko, obecna nazwa się ludziom bardziej podobała.
Przy tej ulicy mieszka od 55 lat. - Nie jestem rodowitą białostoczanką - mówi. - Przyjechałam tu z Wileńszczyzny. Tatuś pracował w sądownictwie. Miał tu mieszkanie służbowe. I wprowadziliśmy się do niego.
Tak cała rodzina Bohdanowiczów zamieszkała przy ul. Manifestu Lipcowego. I mieszka nadal. - Tu zawsze nic nie było, tylko mieszkali ludzie - dodaje Bohdanowicz. - No i kino nam wybudowali, a teraz stoi puste. Później pojawiło się kilka sklepów.
To tu ma swoją siedzibę spółdzielnia mieszkaniowa czy pierwszy białostocki rzemieślnik. To właśnie w nim w jednej z witryn wciąż stoi tabliczka z adresem: ul. Manifestu Lipcowego 13/15 (z czasem, już w latach 90., pojawiły się nowe pawilony i Zielona Kamienica).
- Z pewnych względów było lepiej - uważa Bohdanowicz. - Każdy miał pracę, nie było problemu z lekarzami i tanimi lekami.
- A ja nie tęsknię wcale! - dodaje pan Tomasz. - Jak się chciało coś powiedzieć, to trzeba było się najpierw rozejrzeć dokoła. A teraz można nawet krzyczeć na ulicy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?