Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć spadochroniarza

Izabela Filipowicz [email protected] tel. 085 748 95 18
Skok numer 356. Ostatni.
Skok numer 356. Ostatni. Fot. Wojciech Oksztol
Na Krywlanach w niedzielę zginął spadochroniarz. Sprawę wyjaśnia prokuratura i specjalna komisja lotnicza.

Na terenie białostockiego aeroklubu zjawiamy się parę minut przed 12. Podchodzimy do dwóch mężczyzn, którzy stoją przed budynkiem. Patrzą w dal. Na miejsce, gdzie niedzielny skok dla jednego ze spadochroniarzy zakończył się tragicznie.

- Ja nie byłem świadkiem wypadku - mówi jeden z nich. - Ale kolega tak...
Mężczyzna nie jest w stanie z nami rozmawiać. Twarz chowa w rękach. Przytakuje jedynie, że widział ostatni skok swego kolegi.

Gdzie to się stało? - Tam, na wprost jak stoimy - pokazuje Cezary Subieta, instruktor skoków spadochronowych w białostockim aeroklubie.

Przerwał, ale wrócił

42-letni spadochroniarz, który zginął w niedzielę na Krywlanach, wykonał w swoim życiu ponad 350 skoków. - Jego przygoda z lotnictwem zaczęła się już w 1984 roku - wspomina Subieta. - Zaczął wcześniej ode mnie. Później na trochę zawiesił skakanie. Z różnych względów. Ale powrócił, jakieś 10 lat temu. To był dobry, doświadczony skoczek. Razem skakaliśmy... Jeździliśmy na Litwę.

Ale ten niedzielny skok zakończył się tragicznie. Stało się to po południu na białostockich Krywlanach. Mężczyzna podczas lądowania uderzył o ziemię i stracił przytomność. Miał liczne złamania, krwawienie, prawie niewyczuwalne tętno. Nieprzytomnego karetka przewiozła do szpitala PSK. Lekarzom nie udało się go uratować. Po czterech godzinach zmarł.

Czyj to błąd?

Co było bezpośrednią przyczyną wypadku, oceni Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Już wczoraj przesłuchiwała świadków tragedii.

- Na razie ustalamy przebieg zdarzenia, kwestie techniczne i miejsce wypadku - mówi Tomasz Kuchański z komisji. - Sądzę, że na lotnisku nasza praca potrwa dwa dni. Wszystkie informacje natomiast opublikujemy w raporcie końcowym na stronach Ministerstwa Infrastruktury.

Dochodzenie prowadzi też białostocka prokuratura. - Sprawdzamy, czy był to błąd pilota, czy może inne czynniki doprowadziły do śmierci - mówi Bożena Kiszło z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe. - Biegli już przystąpili do pracy.

Blue sky!!! Andrzej!!!

Zmarły spadochroniarz zostawił żonę i dwójkę dzieci. Po opublikowaniu informacji w Internecie na naszym forum pojawiły się kondolencje od przyjaciół spadochroniarza.

Sławek napisał: - Skakałem z nim w tym skoku. Tragedia, której byliśmy świadkami, była jak "spadająca cegła z drewnianego kościoła", jeśli rozumiecie, co chcę przez to powiedzieć. Łączę się w bólu z rodziną Andrzeja oraz całą rodziną spadochronową. Blue sky!!! Andrzej!!!

- Cały czas wydaje mi się, że to nieprawda... - pisze "koleżanka". - Słyszałam dziś jego głos na korytarzu, myślałam, że on zaraz wejdzie i zapyta, co słychać. Trudno jest odnaleźć się w obliczu tej tragedii. Szczere wyrazy współczucia rodzinie.
Doświadczeni skoczkowie opowiadali nam wczoraj, że spadochroniarstwo jest bezpiecznym sportem, jeśli chodzi o liczbę wypadków. - Ale to nie jest tak, że się nie zdarzają - tłumaczy Subieta. - O tym, jak wylądujesz, decyduje cały splot wydarzeń: temperatura, wiatr, czasami wystarczy zła ocena wysokości albo parametrów lotu. Te rzeczy wyczuwa się intuicyjnie...

To druga katastrofa, która miała miejsce w Białymstoku. W lipcu 1996 roku, podczas skoków z szybowca, zginął 25-letni skoczek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny