Mira Łuksza debiutowała w białoruskim tygodniku „Niwa” i do dziś jes temu tytułowi wierna. W ciągu 45 lat, jakie upłynęły od debiutu wydała 16 książek po polsku i białorusku. W piątek z rąk Tadeusza Truskolaskiego, prezydenta Białegostoku, odebrała Nagrodę Literacką im. Wiesława Kazaneckiego za całokształt twórczości z uwzględnieniem ostatniego tomiku „Rodosłów”.
– To wiersze skupione na detalu niczym haiku, czasem aforystyczne na pograniczu sentencji, po wiersze narracyjne czy wiersze – portrety reprezentantów białoruskiego środowiska kulturalno-artystycznego – przedstawiała twórczość Łukszy Katarzyna Sawicka-Mierzyńska, przewodnicząca kapituły nagrody..– Intensywnie wybrzmiewa w nich poetycki idiom Łukszy, którego źródłem wydaje się głęboko przeżyte i literacko przetworzone doświadczenie miejsca pogranicznego, dwujęzycznego, wielonarodowego, z tradycją Wielkiego Księstwa Litewskiego w tle.
Sama poetka przyznała, że jej tworzone przede wszystkim w języku białoruskim wiersze są swego rodzaju spłatą długu wobec przodków i rodzinnej mowy, miejscowej „haworki”. – Poświęciłam moje wiersze naszym babciom – Lubom, Nadziejom, Zofiom, Wierom – mówiła Mira Łuksza. – Każdy ma taką babcię, która kazała nam pilnować domu, słowa, dbać o nie. Opowiadała, że jej wiersze nie powstają szybko. Długo pracuje nad słowem, a redakcje swoich tomików powierzała często wybitnym mistrzom pióra. Bo słowo jest dla niej bardzo ważne. – Dla mnie wiersz jest potrzebny jak haust powietrza i dbanie o to, by także za kilkadziesiąt lat czytelnik go odnalazł, i zrozumiał co chciałam powiedzieć i czy jest mu bliski –tłumaczyła Łuksza.
Najlepszą, według kapituły, książką spełniającą wymogi regulaminu stała się wydana przez prestiżowe Wydawnictwo Literackie „Białowieża szeptem”. To reporterska opowieść o miasteczku pełnym niepowtarzalnych tajemnic. – Jej reportaż to przede wszystkim zbiór fascynujących biografii: bartnika Filimona i jego potomków, Jana Potoki, Haliny Kopalińskiej i wielu, wielu innych osób, których historie składają się na zbiory portret samego nadpuszczańskiego miasteczka – mówiła Sawicka–Mierzyńska. – Trzeba dystansu żeby docenić to, co z bliska wydaje się oswojone, oczywiste, niewarte uwagi, a czasem odwrotnie – zbyt skomplikowane, by podjąć się opisu.
Autorka przyznała, że pisząc wcześniejszą książkę reporterską poświęconą Simonie Kossak, już wiedziała że do Białowieży wróci. – Czułam że jest w niej taki potencjał, żeby jeszcze tu przyjechać i jeszcze coś napisać –mówiła Kamińska.A jej tytułowe słowo „szeptem” też ma wiele znaczeń. – Ludzie szepczą różne historie i czasem chce się je przelać na papier, na Podlasiu są też szeptuchy, szepcze się, żeby uzdrowić –powiedziała Kamińska. – Szeptanie moich rozmówców było po to, żeby ich uzdrowiło i wiem, że tak się stało.Już po wydaniu „Białowieży szeptem” spotkała się z bohaterami swoich historii. – Z dużą radością dowiedziałam się, że te trudne, szeptane historie wreszcie wypowiedzieli na głos, zostały upublicznione i zakończyło się takie szeptanie dookoła.
W plebiscycie internautów zorganizowanym z inicjatywy literaturoznawców z Uniwersytetu w Białymstoku zwyciężył tomik poetycki Leonardy Szubzdy „Dziewczyny”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?