- Dotychczasowa linia życia oskarżonego nie daje pozytywnej prognozy co do jego resocjalizacji - uzasadniała prokurator wniosek o wymierzenie 37-latkowi kary dożywotniego pozbawienia wolności.
- Inna kara nie wchodzi w grę. Oskarżonego trzeba wyeliminować ze społeczeństwa - popierał to stanowisko pełnomocnik rodziny ofiary, oskarżycieli posiłkowych.
Krystian Leszuk (zgadza się na publikację nazwiska), który w lutym tego roku miał skatować w Dobrzyniewie 56-letniego Jarosława Rudnickiego już siedział w więzieniu za zabójstwo i inne przestępstwa z użyciem przemocy. To działa na jego niekorzyść.
Sam oskarżony przyznaje się „tylko” do pobicia i zadania ofierze dwóch-trzech ciosów w głowę. Jego obrońca wnosił w czwartek o zmianę (na łagodniejszą) kwalifikacji prawnej czynu z zabójstwa z premedytacją na spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Krystian Leszuk twierdzi, że niczego nie planował. Nie zamierzał zabić Rudnickiego, znajomego swojej partnerki. Mężczyznę tego widział dwa razy w życiu. Według jego relacji tragicznego wieczoru przed domem spotkał pijanego 56-latka, który zaatakował go, zaczął szarpać, zamachnął się na niego szklaną butelką. On odpierał atak.
To nie było brutalne pobicie, lecz zabójstwo
- Jest mi przykro, że pan Rudnicki nie żyje, że dzieci straciły ojca, społeczeństwo straciło działacza i biznesmena, wspaniałego człowieka - zaznaczał oskarżony w ostatnim słowie.
Jarosław Rudnicki nie żyje. Córka: Tata żyje w naszych sercach i naszej pamięci
Obrońca wskazywał okoliczności łagodzące, jak to, że oskarżony sam przekazał telefon konkubinie, żeby zadzwoniła po pogotowie. Wymieniał też brak motywu, bo mężczyźni praktyczne się nie znali, nie byli wrogami.
Innego zdania na ten temat jest pełnomocnik rodziny zmarłego.
Motywem działania 37-latka miała być zazdrość o bliskie relacje łączące narzeczoną Krystiana Leszuka i zamożnego akcjonariusza Jagiellonii Białystok. - Widział w nim rywala - mówił adwokat.
Z kolei prokuratura zdecydowanie odrzuca wersję o działaniu w obronie. Jarosław Rudnicki był pod znacznym wpływem alkoholu (miał około 3,2 promila).
- W tej sytuacji pierwszy cios byłby wystarczający, by go obezwładnić. Wszystko, co nastąpiło po tym ciosie zmierzało do pozbawienia Jarosława Rudnickiego życia - kwitowała prokurator.
Bo zdaniem medyka sądowego uderzeń było przynajmniej pięć. I nie były to tylko ciosy pięścią. Gdy 56-latek upadł na ziemię, napastnik bił go i kopał w głowę oraz szyję, deptał po niej. Ciosy były bardzo silne. Świadczą o tym liczne złamania kości czaszki i twarzoczaszki, obrzęk mózgu. Jarosław Rudnicki zmarł po pięciu dniach w szpitalu.
Oskarżony kopnięć sobie nie przypomina. Tłumaczy, że w sytuacjach stresowych ma zaniki pamięć.
Zabójstwo Jarosława Rudnickiego. Oskarżony już wcześniej zabił
Biegli uznali, że był w pełni poczytalny, choć jego osobowość charakteryzuje impulsywność, wybuchowość i skłonność do agresji. Wyrok Sądu Okręgowego w Białymstoku zostanie ogłoszony w przyszły czwartek.
Zobacz też:
Zabójstwo i samobójstwo w furgonetce, Białystok, Al. 1000-lecia Państwa Polskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?