Żona kierowcy PKS Białystok, który we wrześniu ubiegłego roku powiesił się w czasie strajku, pozywa spółkę do sądu. Chce, aby były pracodawca uznał samobójstwo jej męża za wypadek przy pracy. Ma to związek z kwestią wypłacenia ewentualnego odszkodowania. W poniedziałek przed białostockim sądem rejonowym odbyła się pierwsza rozprawa.
- Nie można znaleźć innej przyczyny targnięcia się na życie Jana M. niż ta wynikająca z bardzo dużego stresu na jaki był narażony podczas trwania akcji protestacyjnej - uważa adwokat wdowy, mec. Jan Chojnowski. - Prowadził spokojne, ustatkowane życie, miał żonę, trójkę dorosłych dzieci. Nie posiadał żadnych długów. Nigdy nie przechodził załamań nerwowych, nie leczył się psychiatrycznie.
Zwłoki 53-latka znaleziono nad ranem 11 września 2011 roku. Mężczyzna powiesił się w autobusie stojącym na parkingu przed siedzibą komitetu protestacyjnego przy ul. Monte Cassino w Białymstoku. W liście pożegnalnym ubolewał, że koledzy z załogi uważają go za łamistrajka i podejrzewają o współpracę z zarządem. Celem 11-dniowego strajku generalnego było przywrócenie do pracy trzech kierowców zwolnionych dyscyplinarnie oraz odwołanie zarządu.
Pełnomocnik PKS wnosił o oddalenie pozwu. - Zdarzenie miało miejsce na terenie zakładu pracy, ale nie oznacza to, że podczas pracy - przekonywał mec. Piotr Mularczyk. - W dniu samobójstwa pracodawca nie wydawał też żadnych poleceń służbowych.
Sąd przesłuchał w poniedziałek członków związku zawodowego kierowców w PKS Białystok. Na wniosek pełnomocnika wdowy, ich zeznania zostały utajnione dla mediów i publiczności. Powód? Mogłoby to zagrażać swobodzie wypowiedzi świadków. Kolejna rozprawa w czwartek.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?