W sobotę wieczorem nasz synek źle się poczuł. Miał biegunkę. Domowe sposoby nie pomagały. Baliśmy się, że się odwodni. Nie było więc wyjścia, pojechaliśmy do szpitala - opowiada nasz Czytelnik.
Jego synek ma niecałe trzy lata, więc logiczne wydało mu się, że zawiezie go na izbę przyjęć do Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego. - Zostaliśmy zakwalifikowani jako najmniej pilni pacjenci. Od razu powiedziano nam, że będziemy czekać od dwóch do czterech godzin - mówi Czytelnik.
Jednak minęło półtorej godziny, a lekarz poprosił ich do gabinetu. Niestety, tylko dlatego, że zauważył w karcie, że dziecko ma jelitówkę, a tego dnia dyżur miał szpital przy ul. Żurawiej. - Dlaczego nie mogły nam tego powiedzieć panie w rejestracji? - dziwi się ojciec dziecka. - Przecież robiły z nami wywiad, opowiadaliśmy im, co dzieje się z synem, jakie ma objawy.
- W takim przypadku muszę po prostu przeprosić rodziców - przyznaje Janusz Pomaski, dyrektor UDSK. - No i zwrócić uwagę pracownikom rejestracji. Rodzina powinna być poinformowana o tym od razu.
Dyrektor zwraca jednak uwagę, że praca na SOR-ze jest bardzo ciężka. W ciągu dnia przyjmowanych jest tam nawet 100 pacjentów. - Taka pomyłka mogła więc się zdarzyć - tłumaczy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?