Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studia medyczne w Ameryce. Rzucił naukę, zaciągnął się do armii.

Adam Dobroński [email protected]
Wiktor Godlewski zaczął studia medyczne w Chicago. Wytrzymał tylko jeden semestr. Rzucił naukę i zaciągnął się do armii.

Proponuję Państwu udostępnianie w albumie pamiątek rodzinnych. Dziś z pomocą Marka Jankowskiego pokazuję dyplom Wiktora Godlewskiego, wydany w USA.

Dyplom, którego zdjęcie dostarczył pan Marek (dziękuję) wisi na ścianie w domu Eugeniusza Godlewskiego, mieszkańca Zalesia. Ale wystawiony został w amerykańskim stanie Pensylwania dla ojca pana Eugeniusza - Wiktora. Piękna robota! Na górze herb Rzeczypospolitej aż trojga narodów, z polskim Orłem w koronie, Pogonią (rycerz na koniu) Wielkiego Księstwa Litewskiego i Archaniołem Michałem (Ruś - prawobrzeżna Ukraina).

Dlaczego tak? Bo szkołę założyli i prowadzili polscy emigranci, o czym świadczą również nazwiska profesorów: Stanisław Popiel, Bolesław Zalewski, Andrzej Piwowarski, Rajmund Kwaśnik i inni. A dyrektorem był Z. W. Mikołajczak.

Wiktor Godlewski szkołę powszechną skończył jeszcze za cara i wkrótce czmychnął za wielką wodę, dokąd zaprosił go bogaty brat cioteczny, właściciel dwóch aptek. Niewykluczone, że w ten sposób dorastający młodzieniec chciał się uchylić od służby w wojsku rosyjskim. Szkolny dyplom odebrał w maju 1918 r. i po wakacjach zaczął studia medyczne w Chicago. Wytrzymał tylko jeden semestr, ale bynajmniej nie z lenistwa czy zamiłowania do uciech. I wojna światowa miała się ku końcowi, decydowały się losy ziem polskich, sam Ignacy Jan Paderewski wzywał rodaków, by stanęli pod broń.
Wiktor Godlewski, jak na patriotę przystało, rzucił naukę i zaciągnął się do armii, która przeszła do historii pod nazwą Błękitnej lub gen. Józefa Hallera. Po kilku miesiącach szkolenia żołnierzy zamustrowano na statki, te wzięły kurs ku wybrzeżom Francji. Stamtąd już pociągami "hallerczycy" dotarli do ojczyzny. Bardzo się przydali w wojnie z Armią Czerwoną.

Artylerzysta Wiktor wspominał swe przygody daleko na wschodzie, potem odwrót (wpadł na moment do domu rodzinnego), wiktorię warszawską i pościg za pobitymi wojskami Michaiła Tuchaczewskiego. Jak tylko zapanował spokój został zdemobilizowany i otrzymał propozycję dokończenia studiów. Ojczyźnie teraz bardziej od żołnierzy potrzebni byli lekarze.

Na Uniwersytecie Warszawskim zaliczono Godlewskiemu semestr studiów w Chicago, nauka szła mu dobrze, ale z nieznanych nam przyczyn student nie zwieńczył jej nowym dyplomem. Wrócił do Zalesia, przejął gospodarstwo. Był znany w całej okolicy jako jedyny mężczyzna potrafiący zrobić zastrzyk, a i mógł poradzić w przypadkach chorobowych. Jego status dodatkowo wzmocniły szlify oficera rezerwy. Był wzywany na ćwiczenia, miał w szafie mundur i szablę, a oddzielnie trzymał pistolet. Nieraz w niedzielę strzelał z niego do pnia dębowego, by nie wyjść z wprawy.

We wrześniu 1939 r. Wiktor Godlewski dołączył do wojsk mobilizowanych w Brześciu, znalazł się w formacji sanitarnej. Opowiadał potem synowi, że pojechali na front zarekwirowanym autobusem z żydowskimi napisami. A wzięli ze sobą dwa 60-litrowe galony ze spirytusem do odkażania ran oraz środki opatrunkowe.

Niedługo wojowali, oficer z Zalesia znalazł się w niewoli sowieckiej i finał mógł być tragiczny. Na szczęście miał ukryte w chlebaku ubranie cywilne. Poprosił wartownika o zgodę na pójście do ubikacji. Tam się przebrał się i nierozpoznany przez Rosjanina rozpoczął wędrówkę do domu. Żal mu było tylko prawie nowego płaszcza wojskowego.

W czasie okupacji pan Wiktor miał z pewnością świadomość, że może być obserwowany. Nie zgodził się, by złożyć przysięgę i formalnie zasilić lokalną siatkę Armii Krajowej, ale służył radą, przynosił do domu "bibułę". Syn zapamiętał, jak do ich domu przyszedł mężczyzna, który nie chciał zdradzić swego nazwiska. Powiedział, że we wrześniu 1939 r. był tu z wojskiem. Zabrał ojca do lasu, gdzie miała być zakopana broń. Okazało się jednak, że ta część lasu została prawie całkowicie wycięta przez Sowietów, nie można było znaleźć znaków orientacyjnych. Tajemniczy gość dodał tylko, że jak kopali dół, to ziemię wysypywali na płaszcze wojskowe, aby nie zostawiać śladów.

Panu Wiktorowi proponowano po wojnie, by raz jeszcze wznowił studia, w archiwum uniwersyteckim zachowały się jego dokumenty. Odmówił. Pozostał tylko ten pamiątkowy dyplom. A jakie dyplomy wiszą na ścianach w Państwa domach?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny