Białostoczanie grali z Bełchatowem w tropikalnych warunkach. Spotkanie rozpoczęło się o godz. 14.45, kiedy termometry pokazywały 38,7 stopnia w cieniu, a na płycie boiska było około 50 stopniu. W drugiej połowie Sandomierski w pewnym momencie przewrócił się w polu bramkowym.
- Chciałem się odwrócić po piłkę i wtedy zakręciło mi się w głowie i upadłem - opowiada golkiper żółto-czerwonych.
Błyskawicznie przy piłkarzu znalazł się masażysta Marcin Piechowski i obłożył mu głowę lodem. Na szczęście Sandomierski szybko odzyskał świadomość i dokończył spotkanie. Mimo incydentu nie miał pretensji do futbolowej centrali i stacji telewizyjnych za wyznaczenie początku spotkania na tak bezsensowną godzinę.
- Jeśli nie my, to kto iny grałby o tej godzinie. Nie ma o czym mówić - uważa białostoczanin.
Ostrzej na warunki, w których zmuszeni byli walczyć piłkarze, zareagował bramkarz gości Łukasz Sapela.
- Nie wiem, po co montowane są jupitery, skoro o punkty każe się grać w takim upale - ocenił zawodnik Bełchatowa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?