Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmiertelna bójka w Białowieży

Piotr Bajko [email protected] tel. 85 682 23 95
Śmiertelna bójka w Białowieży sprzed 86 lat
Śmiertelna bójka w Białowieży sprzed 86 lat Fot. sxc.hu
Bójka zaczęła się w piwiarni. W ruch poszły pięści i rozbite butelki. Bitwa przeniosła się przed lokal. Tam Borys K. dostał nożem w brzuch. Nie przeżył.

Śmiertelna bójka w Białowieży. Okres międzywojenny w Białowieży obfitował w wydarzenia o charakterze kryminalnym, czemu trudno się dziwić. Również dlatego, że spotykali się tam przedstawiciele różnych narodowości. Przykładem niech będzie historia, o której długo było głośno w Białowieży i okolicy, a która trafiła również na łamy prasy białostockiej.

Możliwość znalezienia w Puszczy Białowieskiej stałej pracy i tym samym zapewnienia sobie środków do życia przyczyniła się do napływu ludzi nie tylko z całej Polski, ale także z krajów ościennych. Białowieża była wówczas prawdziwym tyglem narodowościowym. Oprócz przyjezdnych Polaków, można było spotkać tutaj emigrantów z Rosji, Ukrainy, Białorusi, Litwy, Bułgarii, Czech etc.

Dużą grupę narodowościową stanowili żołnierze byłej armii gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza (powszechnie zwani bałachowcami) oraz żołnierze ukraińscy z oddziałów Jakowlewa i Peremykina. Była to mieszanka nie tylko narodowościowa, ale także charakterów, kultury, obyczajów. W takiej sytuacji konflikty musiały wybuchać, najczęściej zaś po spożyciu przez alkoholu.

Wieczorem, w niedzielę 25 maja 1924 roku, w białowieskiej piwiarni Jana Wydzierzeckiego było tłoczno. Grupa robotników-bałachowców głośno o czymś rozprawiała. W pewnym momencie do piwiarni wszedł Edmund Karnikowski. Był nietrzeźwy i wracał właśnie z majówki. Ujrzał go jeden z podpitych już robotników, Dymitr Sewastjanow. A ponieważ Karnikowski miał u niego zaciągnięty dług, upomniał się głośno o jego zwrot. Karnikowskiego to ubodło! Nieoczekiwanie walnął swego wierzyciela w twarz, aż się ten zatoczył. To go jednak nie uspokoiło. Zaczął chwytać butelki stojące na stolikach i rzucać nimi w robotników. Zranił w głowę Jana Dudarykowa.

Emigranci nie chcąc wchodzić w piwiarni w bójkę z pijanym Karnikowskim, wyszli na zewnątrz. Karnikowski wybiegł za nimi. Jeden z robotników rzucił w stronę Karnikowskiego, że jest "szpiegiem" i "donosicielem". Ten rozwścieczył się już na dobre. Pomiędzy Karnikowskim a robotnikami doszło do bójki. Najbardziej dostało się Borysowi Kukreszowi, który miał kilka ran ciętych i kłutych brzucha, głowy i lewego ramienia. W takim stanie został zawieziony do szpitala. Niestety, obrażenia okazały się na tyle poważne, że poszkodowany nazajutrz zmarł.

Wypadkiem tym, oczywiście, zainteresowała się natychmiast miejscowa policja. Dochodzenie przeprowadził starszy posterunkowy Franciszek Czarkowski.

Jeden ze świadków, Jan Kędzior, zeznał, że tego wieczoru, będąc w domu (mieszkał niedaleko piwiarni), usłyszał krzyki na ulicy. Wybiegł z domu, żeby zobaczyć, co się dzieje. Usłyszał brzęk wybijanych szyb w piwiarni. Podbiegł bliżej i ujrzał kilkanaście osób. Edmund Karnikowski leżał na ziemi. Emigranci bili go rękoma i kopali nogami. Na widok świadka rozbiegli się. Krewki Karnikowski podniósł się z ziemi i pobiegł za Borysem Kukreszem, zadając mu kilka ciosów bagnetem. Bałachowiec zdołał jednak uciec o własnych siłach. W tym momencie Karnikowski dostrzegł w mroku Kędziora i myśląc, że on też jest z tej grupy, zadał mu cios bagnetem.

Podczas śledztwa przesłuchani zostali także inni świadkowie zajścia: Dudarykow, Sewastjanow i właściciel piwiarni Wydzierzecki. Na ogół potwierdzili oni ustalony już przebieg zajścia. Z tym, że żaden z nich nie widział momentu zadawania ciosów Kukreszowi.

Ciekawe, że świadek Kędzior po pierwszym przesłuchaniu gdzieś się ulotnił, nie stawił się też na rozprawie sądowej. Czegoś się bał, może zemsty ze strony bałachowców?

Karnikowski od razu przyznał się do winy. Tłumaczył, że to bałachowcy pierwsi napadli na niego. Zaczął się więc bronić i wołać o pomoc, a gdy zbiegli się ludzie i bałachowcy zaczęli uciekać. Wtedy podniósł porzucony przez nich jakiś przedmiot i pijany pobiegł za nimi. Dogonił jednego z uciekających i w ciemności uderzył kilka razy tym przedmiotem. Przez pomyłkę pokaleczył też Kędziora.
Rozprawa odbyła się dopiero w kwietniu 1926 roku przed Sądem Okręgowym w Białymstoku. Przewodniczył sędzia Roman Moszyński, przy udziale sędziów W. Rybałtowskiego i B. Białego.
Oskarżonego bronił mecenas Bronisław Gruszkiewicz. Wniósł on o zmianę kwalifikacji czynu z zabójstwa na ciężkie uszkodzenie ciała, które nastąpiło "pod wpływem silnego wzruszenia wywołanego przez gwałt na osobie". Sąd przychylił się do tego wniosku i skazał Edmunda Karnikowskiego na pół roku więzienia z zawieszeniem kary na trzy lata.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny