MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sienkiewicza 4 - nielegalna giełda w centrum Białegostoku

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Ulica Sienkiewicza około 1935 roku
Ulica Sienkiewicza około 1935 roku Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
W 1920 roku powstała w Białymstoku nielegalna czarna giełda. Nikt jednak z jej działalnością się nie krył. Białostocka Wall Street ulokowała się w popularnej cukierni Karola Metza, przy Sienkiewicza 4. Ruszała codziennie o godzinie 19.

Któż nie pamięta sklepu Pewexu na Sienkiewicza. To była prawdziwa oaza dobrobytu na pustyni peerelowskiego handlu. Przed wejściem i przy witrynach snuli się doskonale wszystkim znani handlarze obcymi walutami, popularnie nazywani cinkciarzami. Ich często intuicyjna wiedza na temat rynku walut sięgała czasów nieodległych. Skąd więc mogli wiedzieć, że w swoim cinkciarstwie mają historyczne korzenie.

Bo nasza poczciwa Sienkiewicza to taka białostocka Wall Street. Już w 1912 roku na dziewięć istniejących w mieście kantorów bankierskich aż siedem znajdowało się właśnie na Sienkiewicza. Najlepszą renomą cieszył się kantor Markusa i Perlisa. Niewiele ustępowały mu kantory Samuela Goldberga i Józefa Knyszyńskiego. Ale kantory to dobre były za cara. Rubel stał mocno to i można było z niego żyć.

W 1920 roku wszystko się zmieniło. Marka, która była wówczas polską walutą, nie była stabilna. Ten kto nie czuł praw ekonomii, rano mógł być milionerem aby wieczorem stać się bankrutem.

W tak niepewnych finansowo czasach powstała w Białymstoku nielegalna "czarna giełda". Nielegalna była jedynie z nazwy, bo nikt z jej działalnością się nie krył. Ulokowała się w popularnej cukierni Karola Metza, na Sienkiewicza, pod czwórką. Ruszała codziennie o godzinie 19. Wszystkie transakcje kończono o 20. Niewtajemniczeni w proceder goście cukierni przyglądali się zdumieni obserwując kilkudziesięciu mężczyzn, którzy "stali w miejscu i krzyczeli jednym głosem". Postulowano, aby ukrócić te spekulacyjne praktyki.

Ale praw rynku walutowego nie da się stłumić ot tak sobie. Przeto białostocka Wall Street vel Sienkiewicza funkcjonowała w najlepsze.
Pretendowała też ta ulica do miana jednego z cudów świata, zazdroszcząc antycznej sławy wiszącym ogrodom Semiramidy. Oszałamiających ogrodów przy Sienkiewicza nie było, ale za to był wiszący most.

Oczywiście chodziło o most nad Białą. Po dżdżystej jesieni 1922 roku jego przyczółki zostały podmyte. Sam most stał więc na palach wbitych w dno rzeki, a pomiędzy nim a brzegami były pokaźne dziury. Taki most na środku rzeki, nawet tak niepozornych rozmiarów jak nasza, to żaden most, acz mógłby uchodzić za lokalną ciekawostkę.

Magistraccy technicy postanowili połączyć go jednak ze stałym lądem. Uczynili to jednak na tyle nieporadnie, że deski przybite do jezdni mostu znalazły się ponad poziomem ulicy. Dzięki temu, jak żartowano sobie w mieście, z mostu zrobiono trampolinę.

Złośliwcy twierdzili, że "magistrat dbały o splendor miasta, celowo toleruje tę osobliwość w stylu babilońskim, aby odróżnić Wielki Białystok od różnych niewielkich Kozich Wólek i Baranich Rogów".

Sienkiewicza nie tylko jak Wall Street ale i jak Champs Elysees

Miała też Sienkiewicza aspiracje do konkurowania z paryskimi Champs Elysees. Jeszcze na początku XX wieku dużym wysiłkiem władz miejskich, niewielki fragment Sienkiewicza, za jej skrzyżowaniem z Ogrodową, przebudowano tworząc w tym miejscu wielkomiejski bulwar. Robił naprawdę dobre wrażenie. Jezdnie rozdzielał szeroki trotuar, okolony barierami. Wzdłuż nich rosły starannie przycinane drzewka, stały proste ławki.

Przez kilka lat było to modne, ulubione przez białostoczan miejsce spacerów. Niestety czas nie obszedł się z tym przeniesionym nad Białą paryskim sznytem dobrze. W połowie 1926 roku stan tej reprezentacyjnej promenady był opłakany.

Pisano, że "cała prawa strona jezdni począwszy od Ogrodowej, a skończywszy przed torem dworca poleskiego przedstawia obraz nieprzebytych wprost przestrzeni. Karkołomne wyboje, bajury występujące na chodniki, zalewające podczas ulewy całe przestrzenie, kamień na kamieniu i goły szkielet toru tramwajowego, robią wrażenie terenu po groźnym trzęsieniu ziemi".

Magistrat dostrzegał fatalny stan było nie było jednej z najważniejszych ulic w mieście. Postanowił więc działać. Zadziwieni przechodnie obserwowali jak po owych bajurach telepały się fury wypełnione kamieniami brukarskimi. Jechały one w kierunku placu na rogu Sienkiewicza i Traugutta.

Po kilku tygodniach w miejscu tym wyrosła ogromna pryzma "kocich łbów" i w tym momencie wszelkie prace ustały. Białystok aż kipiał od plotek. Zastanawiano się komu opłacało się zebrać wszystkie kamienie z całego powiatu i przywieść je na Sienkiewicza.

Wkrótce okazało się, że w miejskiej kasie po zakupie kamieni zabrakło już pieniędzy na jego ułożenie. Krytyka skierowana pod adresem władz była druzgocąca. Co praktyczniejsi twierdzili, że zamiast planować nierealne inwestycje trzeba może zrobić mniej kosztowną naprawę powybijanych bruków. Dyskusja trwała, a tu zbliżała się kolejna słotna jesień, a bajury jak były tak były.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny