MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Schronisko dla zwierząt: psy chorują, a urzędnicy śpią spokojnie. W dokumentach wszystko gra

Jola Sierocka Marta Gawina [email protected] [email protected] tel. 085 748 95 13
Hestia przebywała w schronisku od 28 stycznia do 10 lutego tego roku. Była za duża i nie mieściła się w budzie, dlatego ma zdartą skórę na plecach.   Gdyby nie wolontariuszki, byłoby z nią źle. To one powiadomiły fundację ratującą dogi. Ta zabrała psa z białostockiego schroniska.
Hestia przebywała w schronisku od 28 stycznia do 10 lutego tego roku. Była za duża i nie mieściła się w budzie, dlatego ma zdartą skórę na plecach. Gdyby nie wolontariuszki, byłoby z nią źle. To one powiadomiły fundację ratującą dogi. Ta zabrała psa z białostockiego schroniska.
Nikt z wolontariuszami o maltretowaniu psów nie rozmawiał. Tak zakończyła się miejska kontrola w białostockim schronisku dla zwierząt. Urzędnicy chcą, żeby to wolontariusze zawiadomili prokuraturę. W papierach wszystko gra.

Pieska kontrola

Pieska kontrola

Komentarz Joli Sierocka

Jeżeli zdjęcia i relacje ludzi, które przedstawiłam, nie mają żadnego znaczenia i nie są dowodami na to, że źle się dzieje w schronisku, to myślę, że nie o psy tu chodzi. Kontrola pokazała, że zwierzchnik schroniska, czyli miasto, nie interesuje się losem zwierząt. A schronisko jest przecież właśnie dla nich, przynajmniej tak wynika z nazwy. Papierki są ważne, ale ważniejsza troska o psy. Szkoda mi młodych ludzi - wolontariuszy. Nikt nawet z nimi nie rozmawiał. Znowu potraktowano ich jak małolatów. Pomyślą, że tylko psom można ufać.
Mam nadzieję, że wolontariusze się nie poddadzą.

Od początku wiadomo było, że kontrola niczego nie wykaże. Zdjęcia i zeznania osób postronnych mówią same za siebie - podkreśla Marta Bielawska, była wolontariuszka schroniska. Jest jedną z wielu wolontariuszek, które zaalarmowały nas w lipcu, że w schronisku psy są źle traktowane.

Wtedy była anonimowa. Tym razem przedstawiamy ją z imienia i nazwiska. Dziewczyna nie chce się już ukrywać. - Nikt mi nie powie, że opisane w "Kurierze Porannym" historie psów to fikcja. Wierzę, że wkrótce wszystkie zarzuty zostaną udowodnione i winni poniosą konsekwencje - dodaje Marta.

Urzędnik nie policjant

Podczas kontroli nikt z nią na temat schroniska nie rozmawiał. Chociaż bez problemu można było dotrzeć do wszystkich wolontariuszy. Ich nazwiska zna kierownictwo schroniska. A wiceprezydent Aleksander Sosna obiecał nam, że kontrola zajmie się też wolontariatem i podejrzeniami o złe traktowanie psów.

- Łatwiej usypiać psy niż leczyć. Do tego wyrwany ogon, przypalanie papierosami, bicie - opowiadały nam w lipcu byłe wolontariuszki.

- Urząd miejski nie jest służbą policyjną. Nie może przesłuchiwać osób prywatnych. Wolontariusze, którzy do tej pory anonimowo wypowiadali się na temat wadliwego funkcjonowania schroniska i mają stosowne dowody, powinni powiadomić prokuraturę - mówi Urszula Sienkiewicz, rzecznik urzędu miejskiego.

Jednocześnie przypomina, że co miesiąc kontrole w schronisku przeprowadza departament ochrony środowiska i gospodarki komunalnej. Bada m.in. psy oddawane do adopcji. - Stwierdzono, że do wskazanych przez wolontariuszy praktyk nie dochodzi - dodaje Urszula Sienkiewicz.

Innego zdania są ludzie, którzy adoptowali psy ze schroniska. Wśród nich Katarzyna, która przyszła do nas kilka dni temu.

- Nie chodzi o to, że na psa wydaliśmy symboliczną złotówkę podczas adopcyjnej akcji, a potem dołożyliśmy kilka setek na jego leczenie. Ale o to, że zostaliśmy oszukani. Nikt nam nie powiedział, że pies jest chory - opowiadała.

Tylko dokumenty

Mimo to kontrola skupiła się głównie na dokumentach finansowych, czyli przetargach, dochodach, pieniądzach od sponsorów. A tu wszystko gra.

Kontrolerzy nie doszukali się nieprawidłowości przy darowiznach m.in. od pani Alicji, sponsorki z USA. To ona zawiadomiła miasto, że rachunki nie zgadzają się. Przykład: pieniądze na sterylizację i kastrację psów. Dokumenty, które kobieta otrzymała ze schroniska, pokazują, że niektóre zwierzęta były poddane zabiegowi dwa razy.

- Mam też rachunki za karmę dla psów na sumę 3371 zł. Kierownik schroniska twierdzi, że zapłaciłam tylko 1744 zł - podaje kolejny przykład pani Alicja.

Wynikami kontroli jest oburzona, ale nie zaskoczona. - W tej sytuacji została mi tylko droga prawna. I myślę, że z niej skorzystam - zapowiada sponsorka.

Ale nie chodzi jej tylko o pieniądze. Ona też informowała miasto o złym traktowaniu psów w schronisku. I nikt tego dokładnie nie sprawdził. - Kontrolerzy nawet ze mną nie rozmawiali - dodaje.

Papier przyjmie wszystko

- Prawdziwa kontrola to nie tylko dokumenty - przypomina Krystyna Sroczyńska, prezes fundacji Emir, która pomaga bezdomnym zwierzętom. - Jeżeli są podejrzenia o maltretowanie psów, najpierw do schroniska wchodzi powiatowy lekarz weterynarii. Sprawdza, jak są leczone zwierzęta, jak wyglądają boksy. Ważne są też protokoły zgonów i utylizacji - wymienia.
Jej zdaniem, wszelkie dokumenty to ostatni etap kontroli.

- Pamiętajmy też, że papier przyjmie wszystko - dodaje Krystyna Sroczyńska. Ona również informowała wiceprezydenta Sosnę, że psy w schronisku są źle traktowane.

We wtorek przez cały dzień próbowaliśmy skontaktować się z Aleksandrem Sosną, aby zapytać go, dlaczego kontrolerzy skupili się tylko na papierach. Ale bez skutku. Nie odbierał telefonu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny