Drewniane grabie, garnki gliniane, tkaniny tradycyjne, kapelusze słomiane i wiele innych autentycznych wyrobów ludowych - to wszystko można było oglądać i kupować na niedzielnym Jarmarku. Przed białostockim Ratuszem pojawiło się ponad osiemdziesięciu handlarzy i ludowych twórców. Takiego zainteresowania nie spodziewali się nawet organizatorzy. Przez stragany przewinęło się kilka tysięcy osób. Sprzedano kilkaset drewnianych grabi - to kolejny rekord.
- Tylko sześć złotych - zachwalał grabie Mieczysław Czarniecki. Od pięćdziesięciu lat w Krasnem Folwarcznem wyrabia je tradycyjną metodą. Potrzebuje do tego leszczyny, z której powstanie kij i brzozy - na zęby. - Zębów zresztą musi być dokładnie trzynaście, taka tradycja - mówi Czarniecki. Dodaje, że jeśli będzie ich więcej lub mniej, grabie nie spełnią swojej roli. Białostoczanie wierzyli i kupowali.
- To najlepszy sposób promowania twórców ludowych, których umiejętności, mam nadzieję, nie zanikną - tłumaczy ideę Jarmarku Wojciech Kowalczuk, jego pomysłodawca i etnograf z Muzeum Podlaskiego w Białymstoku. W 1993 roku postanowił, że tradycyjny Jarmark, który w Białymstoku znany jest od XVIII wieku, musi istnieć dalej. Dlatego zaprosił 20 rzemieślników, którzy pokazali co potrafią zrobić. Zachwycili białostoczan i Jarmark coraz bardziej się rozrasta, z roku przycąaga więcej ludzi.
OPINIA
OPINIA
Wojciech KOWALCZUK, pomysłodawca jarmarku, etnograf z Muzeum Podlaskiego w Białymstoku - W latach 80-tych robiliśmy jarmarki w różnych terminach i promujące równe towary rękodzieła ludowego. Dopiero dziesięć lat temu, gdy skończył się handel przy ulicy Bema postanowiliśmy wyznaczyć jeden dzień w czerwcu na Jarmark na Jana, tak jak chciał go widzieć hetman Branicki. Przecież pierwsze jarmarki odbywały się od 1749 roku, dokładnie w tym samym miejscu. Jestem szczęśliwy, że impreza cieszy się coraz większym zainteresowaniem twórców i mieszkańców.
Oprócz twórców z Podlasia coraz częściej na Jarmarku pojawiają się rzemieślnicy z odległych zakątków kraju. Elżbieta Wyderka przyjechała z Kozigłów koło Częstochowy. Po dwóch godzinach handlowania sprzedała kilkadziesiąt damskich kapeluszy wyrabianych tradycyjną metodą ze słomy prasowanej i drzewa osikowego. Zebrała zamówienia na kilkadziesiąt kolejnych.
Co roku z kilkudziesięcioma zamówieniami wraca do domu Aleksander Sejnowski, rymarz z Michałowa. Robi smycze, paski do spodni, lejce i chomąta. Wszystko z bydlęcej skóry, wytworzone tradycyjną metodą, której nauczył się od ojca. - Boję się, że moje umiejętności zginą razem ze mną - mówi. Jego dzieci nie chcą się tym zajmować, bo to słabo płatna praca, a wymaga ogromnej cierpliwości.
Organizatorzy uhonorowali wczoraj sponsorów i instytucje, które pomagały przez lata w istnieniu jarmarku. Wyróżniony został także "Kurier Poranny" - za promocję imprezy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?