Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przywiózł wspomnienia z Tajlandii, Laosu, Kambodży... Adam Guzowski - łapianin, który zakochał się w dalekiej Azji

Fot. Adam Guzowski
Bogata i pełna przepychu świątynia w Tajlandii
Bogata i pełna przepychu świątynia w Tajlandii Fot. Adam Guzowski
Z Adamem Guzowskim, mieszkańcem Łap, o jego wyprawie na Daleki Wschód rozmawia Julita Januszkiewicz
Bogata i pełna przepychu świątynia w Tajlandii
Bogata i pełna przepychu świątynia w Tajlandii Fot. Adam Guzowski

Bogata i pełna przepychu świątynia w Tajlandii
(fot. Fot. Adam Guzowski)

Kurier Łapski: Kiedy tak naprawdę złapałeś bakcyla podróży?

Adam Guzowski: W 2007 roku wyjechałem do pracy jako grafik komputerowy. Miałem okazję poznać słynnych architektów, o których uczyłem się studiując architekturę. Praca za granicą dała mi ogromną satysfakcję i możliwość zetknięcia się z innym krajem. Podczas tego kontraktu mogłem zwiedzić Szwajcarię i Francję. Po powrocie do kraju zacząłem bardziej interesować się innymi krajami oraz możliwością ich odwiedzenia. Marzyłem o przeżyciu wielkiej przygody, pociągał mnie nieznany świat. Na początku pochłaniałem liczne podróżnicze książki Tonego Halika, Wojciecha Cejrowskiego, Jacka Pałkiewicza, Beaty Pawlikowskiej… Z niektórymi podróżnikami nawet toczyłem e-mailowe korespondencje.

Potem nawiązałem kontakt ze znanym podróżnikiem z Krakowa. Szybko znaleźliśmy wspólny język. I tak mailowaliśmy ze sobą przez pół roku. Aż pewnego dnia otrzymałem propozycję uczestnictwa w wyprawie do Azji. To był mój klucz do prawdziwej przygody, o której marzyłem od lat. Nie zastanawiałem się ani chwili. Zgodziłem się od razu.

Jak wyglądały przygotowania do podróży?

- Bardzo się cieszyłem, że pojadę. Była to moja pierwsza, prawdziwa podróż w daleki świat. Byłem bardzo tym podekscytowany. Pamiętam, że kiedy oznajmiłem o tym rodzinie, to mi nie wierzyli, byli bardzo zaskoczeni. Myśleli, że zwariowałem (śmiech). Dotychczas byłem typowym domatorem. Moje życie kręciło się wokół pracy i czterech ścian domu. I to mi wystarczyło.

- Najgorsze drogi spotkałem podróżując po Kambodży - wspomina Adam Guzowski, podróżnik z Łap
- Najgorsze drogi spotkałem podróżując po Kambodży - wspomina Adam Guzowski, podróżnik z Łap Fot. Adam Guzowski

- Najgorsze drogi spotkałem podróżując po Kambodży - wspomina Adam Guzowski, podróżnik z Łap
(fot. Fot. Adam Guzowski)

No i zaczęły się przygotowania. Trzeba było wziąć wszystko pod uwagę oraz zaszczepić się. Ponadto w Internecie czytałem różne porady i wrażenia ludzi, którzy mieli za sobą tak daleką podróż. Termin wyjazdu był też uzależniony od klimatu oraz sytuacji politycznej w kraju. Kiedy przygotowywałem się do wyjazdu, w Tajlandii dochodziło do licznych demonstracji. Wkrótce spotkałem się też z moim przewodnikiem w Krakowie. Tam przez kilka godzin obgadaliśmy jak będzie wyglądała nasza wyprawa. Pytałem o wszystko; jak zachowywać się w obcym mi kraju, oraz o rzeczy absurdalne, a za granicą przydatne. W końcu nadszedł dzień podróży. Wziąłem ze sobą plecak i książkę, gdyby mi się nudziło. Ale potem w ogóle do niej nie zajrzałem. Kiedy wylatywaliśmy z Polski był mroźny, lutowy dzień. Ubrałem się więc na cebulkę, nie miałem przy sobie czapki, ani ciepłej kurtki. Ludzie w Warszawie dziwnie się na mnie patrzyli. Naokoło śnieg, i zima w pełni, a ja ubrany bardzo jesiennie.

Pamiętasz swoje pierwsze wrażenia po przylocie?

- Lot do Tajlandii trwał kilkanaście godzin, z przesiadką w Moskwie. Na miejscu wrażenia były niesamowite. Lotnisko w Bangkoku jest gigantyczne. W porównaniu z nim warszawski port lotniczy wydaje się bardzo mały i ciasny. Ale nie tylko zdumiewa jego wielkość. Przede wszystkim nie dało się odczuć gorącego klimatu. Całe lotnisko jest klimatyzowane. Jednak to uczucie szybko opadło, kiedy wyszedłem na zewnątrz. Nagle zrobiło się potwornie duszno. Jakbym dostał klimatycznym młotkiem w głowę (śmiech). Temperatura sięgała 34 stopni Celsjusza, co gorsza było bardzo wilgotno.
Wokół nas słyszało się różne języki, tylko nie polski. Na początku było czuć swąd spalin. Ale one też jakoś inaczej pachniały niż w kraju. Moja wielka podróż właśnie się zaczynała.

Co podczas tej wyprawy szczególnie zapadło Ci w pamięci?

- Zakochałem się w dalekiej Azji. Przede wszystkim jestem pod urokiem tamtejszej ludności. Azjaci są bardzo sympatyczni i życzliwi. Tacy wyluzowani, nigdzie się nie śpieszą. Żyją swoim własnym tempem. Za uśmiech odpłacają uśmiechem. Poproszeni o pomoc, chętnie jej udzielają.

Podczas zwiedzania Bangkoku zaczepił nas bezdomny. Zaproponował, żebyśmy odpoczęli na jego leżance, która była jego jedynym, życiowym dobytkiem. Poczęstował nas też wodą. To bardzo miłe, że człowiek, który nie ma domu jest tak serdecznie nastawiony do obcych. Poza tym tę wyjątkową serdeczność widać wszędzie. Odwiedzaliśmy buddyjskie, pełne przepychu świątynię. Miejscowi bardzo dbają o miejsca kultu, mimo że nie ma żadnych nakazów.

Niesamowite wrażenie zrobiła na mnie stolica Tajlandii. Jest niewyobrażalnie duża, bogata i na każdym kroku zorganizowana (na swój sposób). Ulicami tej metropolii mknie mnóstwo samochodów i kolorowych taksówek oraz tuk-tuków. Tuk-tuk, to motorynka z przymocowanym siedzeniem.
Widziałem także miejsca biedy, czyli tak zwane slumsy. Kontrastują one z bogactwem stolicy. Nieraz ręce drżały przed ich fotografowaniem. Pamiętam, na przykład chorą kobietę, która spała na kartonie na skrzyżowaniu ulic. Nocą chodziliśmy przez dzielnicę biedy, ale nie czuliśmy żadnego zagrożenia.

Mieszkańcy Azji są bardzo życzliwymi i przyjaznymi ludźmi.
Mieszkańcy Azji są bardzo życzliwymi i przyjaznymi ludźmi. Fot. Adam Guzowski

Mieszkańcy Azji są bardzo życzliwymi i przyjaznymi ludźmi.
(fot. Fot. Adam Guzowski)

Jak podróżowałeś po Indochinach?

- Jeździliśmy rozklekotanymi, trzęsącymi się autobusami, w których panowała niewyobrażalna ciasnota i duchota. Podróżowaliśmy też prywatnymi samochodami, taksówkami oraz łodziami. Jakość dróg jest różna. Najgorsze drogi spotkaliśmy, podróżując po Kambodży. Najlepsze były w Tajlandii.

W Bangkoku prawdziwym fenomenem jest to, że w każdym miejskim autobusie jest konduktor, u którego trzeba kupić bilet. Dlatego będąc w tym mieście, ciężko jest jeździć na gapę. I tak na przykład bilet autobusowy kosztuje tam 10 bathów, czyli złotówkę. Warto dodać, że konduktorzy są bardzo uprzejmi, uczynni i znają też angielski.

Gorzej jest z autobusami łączącymi drobne miasteczka w górach. Musieliśmy rezerwować miejsca z wyprzedzeniem. Ponadto autobusy wyruszają w drogę z kilkugodzinnym opóźnieniem. Po prostu, kierowcy czekają aż zbierze się określona liczba pasażerów.

Jak radziłeś sobie z klimatem?

- Rzeczywiście, jest on tropikalny i momentami nie do zniesienia. Na początku było ciężko. Po kilku godzinach jazdy lub marszu, mimo że piło się wodę, kręciło się w głowie. Dodatkowo doskwierało zmęczenie. Dlatego trzeba regularnie jeść, by organizm nie odwodnił się. Z butelkowaną wodą nie ma większych problemów. Można ją kupić wszędzie.

Jedzenie kupowaliśmy w przyulicznych straganach. Można naprawdę tanio i smacznie zjeść. Jeśli je się tam, gdzie miejscowi i obserwuje się sposób przyrządzania potrawy, to nie ma zagrożenia zatrucia pokarmowego.

Co Ci najbardziej smakowało? Co Cię zaskoczyło w azjatyckiej kuchni?

- Smaczne i bardzo pożywne jest tradycyjne pad - thai. Przygotowywane wprost na ulicznym straganie. Kopiasty talerz kosztuje zaledwie 20 bathów, czyli około dwóch złotych. W Tajlandii je się łyżkami, a nie pałeczkami jak niektórzy mogą sądzić. Miałem okazję spróbować owoców, o których nigdy w życiu nie słyszałem.

Jadłem, na przykład, jabłko cukrowe, które swoim wyglądem przypomina kamień. Z innych, egzotycznych smakowałem mangostan - owoc drzewa bochenkowego, durian. No i tradycyjne, banany. W Azji można spotkać różne rodzaje, chociażby banany z pestkami, czy też zielone, które są bardzo smaczne i dojrzałe. Miejscowi przyrządzają je w różnej postaci.

Co do bardziej ekstremalnych potraw, to jadłem różnego rodzaju przyrządzane robaki. Bardzo smaczne są czarne mrówki, traktowane są jak nasze chipsy. Jadłem także świerszcze i pikantne ślimaki. Poza tym na straganach można kupić skorpiony i cała gamę innych robaków oraz pająków. Wszystko do jedzenia.

Na pewno przeżyłeś i chwile grozy…

- Tuż przed wyjazdem bałem się tropikalnego robactwa. Aż do pewnego dnia. Było to chyba w Laosie. Wieczór, spaceruję ulicą. Akurat zatrzymaliśmy się na nocleg w jednej z wiosek. Nagle poczułem, że coś przebiegło mi po nodze. Była to skalependra. Ugryzienie takiego robaczka i nasza noga spuchnie tak, że nie wejdzie do buta.

Zawsze wyobrażałem sobie dżunglę jako gęsty las. Podczas wyprawy miałem okazję zobaczyć ją po raz pierwszy w życiu. Zrobiła na mnie niesamowite, piorunujące wrażenie. W środku dżungli było bardzo duszno, a zarazem przerażająco ciemno. Mimo tego, cały ten las jest fascynujący i tajemniczy. Krył w sobie rajskie motyle, kolorowe kwiaty i inne niesamowite rośliny.

Ale tak naprawdę chwile grozy przeżyłem podróżując po Laosie. Jechaliśmy autobusem do kolejnego miasteczka. Nagle zauważyliśmy, że przed nami, z lasu unosi się chmura dymu. Wyjeżdżamy zza zakrętu, a tu raptem przed nami pojawia się ściana ognia. Mieliśmy do wyboru: przeczekać pożar albo jechać dalej. Kierowca bez chwili namysłu wybrał drugie rozwiązanie, bo śpieszył się do domu - na spotkanie z żoną. Okazało się, że wieśniacy z pobliskich wiosek specjalnie wypalają stoki gór, aby użyźnić glebę i przygotować ją pod uprawę przed nadejściem pory deszczowej.

Czy jest taki kraj, który Cię szczególnie fascynuje?

- Laos, to ostatnie schronienie marzycieli. W tym kraju poczułem się jakby ktoś przeniósł mnie w przeszłość. Raz spacerowałem po zapomnianym pasie startowym z czasów wojny wietnamskiej. Innym razem pływałem po rzece Mekong i widziałem jak mieszkańcy ręcznie wypłukują piasek z dna rzeki w poszukiwaniu kamieni szlachetnych. Widziałem słonia, który przerzucał bele drzewa oraz malownicze góry rodem z filmu Piraci z Karaibów.

Kambodża jest biednym krajem. Panuje tam wielkie bezrobocie, a ludzie żyją za przysłowiową miskę ryżu. Mimo tego zacofania i biedy, Kambodża jest droga dla turystów. Płaci się tam w dolarach amerykańskich. Specyfiką jest to, że sprzedawca narzuca cenę specjalną dla turysty. Płacimy mu w dolarach, a resztę dostajemy w miejscowej walucie. Mimo to Kambodża jest miejsce wartym zwiedzenia. Ma piękne zabytki, kulturę, ale smutną historię. A jej spuściznę widać na każdym kroku. Miałem okazję zwiedzić szkołę w Kambodży. Dzieci w takim kraju wiedzą, że muszą się uczyć i robią to chętnie. Sami nas zaczepiają, aby tylko podszlifować swój angielski. To było bardzo miłe. Podobało mi się, że uczniowie z własnej woli troszczyli się o teren szkolny.

Natomiast w Tajlandii miałem przyjemność spacerować przy pałacu króla i po jego przepięknych ogrodach . Oko cieszyły egzotyczne, kolorowe kwiaty i bajkowe drzewa. Niesamowite wrażenie zrobił również na mnie Mekong. Jest to ogromna, rwąca rzeka, o kolorze żółto - ziemistym. Brzegi są wysokie i porośnięte roślinnością tropikalną. Płynąc mogliśmy podziwiać wioski zbudowane na palach, wodospady oraz wielkie skały wystające wprost z dna rzeki.

Czy planujesz kolejną wyprawę?

- Tak, oczywiście. Jak to mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeden ze słynnych podróżników kiedyś napisał: “Życie daje każdemu tyle, ile sam ma odwagę wziąć, skoro tak, to ja nie chce rezygnować z niczego, co mi się słusznie należy."

Podczas wyprawy miałem w planach następną. Zaraz po powrocie z Azji pojechałem na Ukrainę, do słynnej elektrowni w Czarnobylu. A w październiku tego roku wyjeżdżam do Indii. W ciągu następnych lat planuję kilkumiesięczną wyprawę po Azji. Dojrzewa też we mnie myśl o podróży dookoła świata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny