MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przywilej na Dni Białegostoku

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Międzywojenny jarmark na Jana.
Międzywojenny jarmark na Jana. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Tradycja jarmarków odbywających się z woli Jana Klemensa Branickiego sięga 1723 roku. W 1749 roku hetman wystarał się o nowy królewski przywilej, na mocy którego zaczęto organizować jarmark na Jana.

Kolejne Dni Białegostoku mamy za sobą. Zawsze znajdą się malkontenci, którym nie w smak, gdy miasto się bawi. Populiści i frustraci różnej maści wymyślać będą zaklęcia, że tu kryzys dobija cywilizację, a w Białymstoku niczym na Titanicu zabawa wre przez cały weekend. Tym odosobnionym głosom przeczą tłumy na wszystkich imprezach. Mnie najbardziej cieszy, co oczywiste, organizowany przez Muzeum Podlaskie jarmark na Jana. Tradycja jarmarków odbywających się z woli Jana Klemensa Branickiego sięga 1723 roku. Wówczas to otrzymał Białystok z królewskiego nadania Augusta II przywilej na trzy jarmarki.

Pierwszy był w przewodnią niedzielę po Wielkanocy, drugi na Piotra i Pawła, a trzeci 15 sierpnia. Były to imprezy kilkudniowe. Coś jednak spowodowało, że nie cieszyły się te jarmarki zbyt dużym wzięciem. Wobec tego Branicki w 1749 roku wystarał się o nowy królewski przywilej, na mocy którego zorganizowano jarmark na Jana. Tak więc tegoroczny XXI odbył się w 264 rocznicę swego ustanowienia.
Branickiemu przyświecała myśl urządzenia dużej, prestiżowej imprezy. Zabrał się więc profesjonalnie za marketing. Zamówił druk reklamowych ulotek, które zostały dołączone do warszawskich gazet.

Zawczasu umówił się też ze znanymi stołecznymi kupcami, aby ci z najlepszymi towarami przyjechali do Białegostoku. Niejakiego Czempińskiego prosił o sukna, choć ten handlował też z powodzeniem strzelbami. O nie jednak hetman wolał poprosić Zimana, który do Białegostoku przywiózł też głownie do szabel. Pomiędzy Białymstokiem a Warszawą krążyła liczna korespondencja. O swym przybyciu na pierwszy jarmark zapewniał handlarz sukienny Dulfus. Deklarację złożył też Mathiasiewicz - sprzedawca tureckich towarów. Wielu innych zapewniało Branickiego, że przyślą najlepsze towary. Musiał ten pierwszy jarmark wypaść dobrze, skoro w 1750 roku polecił Branicki wybudowanie w pobliżu kanałów otaczających pałac, stajni jarmarkowej zwanej też stajnią dla Greków. Pewne obawy budziło tylko to, że był to budynek drewniany kryty strzechą. Pojawiły się więc głosy przestrzegające przed pożarem, o co przy jarmarcznym rozgardiaszu było nietrudno.

Tradycja hetmańskich jarmarków zamarła wraz z końcem tamtej epoki, choć nie zniknęła zupełnie. Na Jana przez następne dziesięciolecia na białostockim rynku odbywał się doroczny targ. Kontynuowana była też tradycja cotygodniowych targów we czwartki. Ten obyczaj zanikł dopiero 20 - 30 lat temu.
Obecnie królują niepodzielnie niedzielne wyprawy do galerii handlowych, które co jakiś czas wzbudzają sprzeciw. Protestujący nie wiedzą zapewne tego, że za czasów Branickiego w Białymstoku cotygodniowe targi odbywały się też w niedziele! W międzywojniu o jarmarkach pisano, że w Białymstoku odbywa się "jarmark doroczny 24 czerwca (św. Jana) i odpustowy na Św. Rocha, 16-go sierpnia, charakterystyczny ze względu na upodobania regionalne". Tyle o handlowaniu.

Finałem dni Białegostoku jest pokaz ogni sztucznych. To też nawiązanie do hetmańskiej tradycji. Profesor Elżbieta Kowecka pisała, że "zamiłowanie do fajerwerków było wówczas powszechne. Branicki zatrudniał na stałe w Białymstoku oficera "fajerwerka" nazwiskiem Gurzyński, ale - jeśli pokazy miały być szczególnie świetne - sprowadzał z Warszawy, jeszcze innych oficerów i "puszkarzy" z pułku artylerii konnej "sposobionych do fajerwerku".

Hetman - jak zawsze wszystkiego ciekaw - interesował się też bardzo, jakie fajerwerki kazali wystrzeliwać inni magnaci i polecił sobie odrysowywać "co się reprezentowało". O fajerwerkach białostockich mamy tylko jeden przekaz dotyczący uroczystości, jaka odbyła się 26 lipca 1766 roku z okazji przyznania przez króla hiszpańskiego Branickiemu orderu Złotego Runa. Dekoracji dokonał - w imieniu monarchy - książę Józef Aleksander Jabłonowski, również kawaler tego orderu. Pokazano wówczas następujące sztuczne ognie: krzyż św. Huberta, gwiazdy św. Ducha i św. Michała, order Złotego Runa, tarczę herbową Jabłonowskich. A pod nią "nazwisko gościa z wyliczeniem wszystkich godności" i olbrzymią koronę książęcą". Zasadniczą różnicą między tamtymi a współczesnymi fajerwerkami było to, że te historyczne wybuchały kilka metrów nad ziemią. Obserwowano je więc bez uciążliwego zadzierania głowy. Dodatkowym ich wzmocnieniem było odbicie światła w wodzie.

No cóż, dzisiejsze fajerwerki, niezwykle widowiskowe nie zawierają żadnej treści. Ma być bogato i efektownie. Tamte od Branickiego też były takie, ale miały jeszcze stworzyć prawdziwy teatr. Może kiedyś doczekamy się zamiast salw do wiwatu wystrzałowego herbu Białegostoku, który rozbłyśnie nad miastem. Czego sobie i mieszkańcom miasta życzę, a uwadze Pana Prezydenta polecam.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny