Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przy innej ordynacji nie tylko tych twarzy nie byłoby w samorządzie

Tomasz Maleta [email protected]
Od lewej: Zbigniew Brożek, okręg nr 3 (Piasta, Mickiewicza, Dojlidy, Skorupy) 557 głosów, Jarosław Grodzki, okręg  nr 5 ( Antoniuk, Dziesięciny, Zawady, Bacieczki, Wysoki Stoczek), 416 głosów, Wojciech Koronkiewicz okręg nr 2 (Nowe Miasto, Kawaleryjskie, Piaski, Bema, Przydworcowe),  727 głosów,Karol Masztalerz, okręg nr 4 (Leśna Dolina, Słoneczny Stok, Zielone Wzgórza,  os. Młodych, Starosielce)  - 937 głosów, Konrad Zieleniecki, okręg nr 2 (Sienkiewicza, Centrum, Pietrasze,  Białostoczek, Jaroszówka, Pieczurki) -  885 głosów
Od lewej: Zbigniew Brożek, okręg nr 3 (Piasta, Mickiewicza, Dojlidy, Skorupy) 557 głosów, Jarosław Grodzki, okręg nr 5 ( Antoniuk, Dziesięciny, Zawady, Bacieczki, Wysoki Stoczek), 416 głosów, Wojciech Koronkiewicz okręg nr 2 (Nowe Miasto, Kawaleryjskie, Piaski, Bema, Przydworcowe), 727 głosów,Karol Masztalerz, okręg nr 4 (Leśna Dolina, Słoneczny Stok, Zielone Wzgórza, os. Młodych, Starosielce) - 937 głosów, Konrad Zieleniecki, okręg nr 2 (Sienkiewicza, Centrum, Pietrasze, Białostoczek, Jaroszówka, Pieczurki) - 885 głosów
Pięciu radnych prawosławnych, znacznie mniejszy klub prezydencki - tak wyglądałaby rada miasta Białegostoku, gdy obowiązywała zasada, że o mandacie przesądza liczba głosów na kandydata.

W małych gminach stało się to za sprawą jednomandatowych okręgów wyborczych. Przepustkę do rady zdobywał kandydat z największą liczbą głosów, a nie kolejny z listy o największym poparciu. Co prawda nie do końca zapobiegło to upartyjnieniu samorządów, bo w wielu gminach i tak większość zdobyło jedno ugrupowanie czy komitet wyborczy dotychczasowego włodarza lub jego rywala. Bez wątpienia jednak ta legislacyjna nowość przyczyniła się w małych gminach do większej frekwencji niż w miastach na prawach powiatu. W nich od lat mandaty dzielone są według metody d'Hondta, dla wielu wyborców zupełnie niezrozumiałej. Trudno im bowiem pojąć dlaczego radnym zostaje osoba z 400 głosami, a w innym okręgu poza burtą jest kandydat z dwukrotnie większym poparciem. Tak było w ostatnich wyborach samorządowych w Białymstoku. Warto jednak prześledzić jak ukształtowałby się układ sił w naszym samorządzie, gdy obowiązywała ordynacja wyborcza preferująca liczbę głosów nie na listy partyjne, a kandydatów. I to niekoniecznie oparta na JOW-ach.

W tym przypadku przyjmujemy założenie, że Białystok nadal podzielony jest na te same pięć okręgów wielomandatowych. Nie ma progu wyborczego, a o mandacie decyduje tylko liczba głosów oddanych na kandydatów. Wygrywa ten, kto lepszy.

W takim przypadku w I okręgu (pięć mandatów) na pewno radnym nie zostałby jedyny przedstawiciel SLD Wojciech Koronkiewicz. Co prawda zdobył on 727 głosów, ale znacznie lepszy wynik osiągnął Jan Kochanowicz (801 głosów) z Forum Mniejszości Podlasia (start z list PO). Zmiana nastąpiłaby też w okręgu numer 2 (sześć mandatów). W nim mandat przypadłby także przedstawicielowi FMP. Adam Musiuk (965 głosów) uzyskałby go kosztem Konrada Zielenieckiego z PiS. Podobna zamiana nastąpiłaby w okręgu nr 3 (pięć mandatów). Zbigniew Brożek startujący z listy PiS został radnym z 557 głosami. Tymczasem drugie tyle zgarnął Stefan Nikiciuk z Forum Mniejszości Podlasia. Mimo to nie zdobył mandatu. Więcej głosów od Zbigniewa Brożka mieli też Halina Wasiak (PO), Anna Augustyn (Komitet Tadeusza Truskolaskiego) i Jan Wołosik (SLD).

Zmiana nastąpiłaby też w okręgu nr 4 (pięć mandatów). Karol Masztalerz został radnym dzięki większej liczbie głosów, które w sumie padły na Komitet Tadeusza Truskolaskiego niż na Platformę. Indywidualnie był jednak gorszy od Marka Masalskiego. W naszej symulacji to on zdobywa kolejny mandat dla FMP.

Komitet Truskolaskiego utraciłby też mandat w okręgu numer 5 (siedem mandatów). Jarosław Grodzki zdobył 416 głosów. W dużej mierze była to zasługa wyniku wiceprezydenta Adama Polińskiego (w roli lokomotywy wyborczej sprawdził się znacznie lepiej niż sam Tadeusz Truskolaski w okręgu nr 2). Bezpośrednio uderzyło to jednak w Mariusza Kamieńskiego z PiS. Choć zdobył prawie trzy razy więcej głosów niż Jarosław Grodzki, to miejsce w radzie odprowadził tylko wzrokiem.
Sumując: w radzie miasta Platforma miałaby 10 radnych, klub Tadeusza Truskolaskiego - 4, a PiS - 14. Ten ostatni, choć nadal byłby największym ugrupowaniem, to jednak bez większości (jak jest obecnie). To z kolei oznaczałoby odtworzenie sytuacji, która była w radzie miasta od lipca 2013 roku do listopada 2014. Przy remisie, każdy pomysł opozycji w praktyce spalał na panewce. Jednak to tylko teoretyczny wariant, bo ordynacja oparta na preferowaniu nie list, a kandydatów, wymusiłaby w praktyce zupełnie inną konstrukcję komitetu Tadeusza Truskolaskiego.

Od samego początku było wiadomo, że po ewentualnej reelekcji prezydent zrezygnuje z mandatu radnego. Podobnie jak wiceprezydent Adam Poliński i nie ukrywający aspiracji magistrackich Rafał Rudnicki. W takim przypadku mandaty przechodzą na kolejne osoby z listy o największym poparciu. I dlatego w radzie miasta obecnie zasiadają Katarzyna Todorczuk, Anna Augustyn i Dariusz Wasilewski. Jednak w rozpatrywanym wariancie na takie kalkulacje nie byłoby miejsca. Już przy układaniu list potencjalne lokomotywy wyborcze musiałyby wybrać albo rada, albo magistrat. I byłby to zaiste dylemat z tych w rodzaju "być albo nie być klubu prezydenckiego". Bo jeśli Tadeusz Truskolaski, Adam Poliński i Rafał Rudnicki zrezygnowaliby z mandatu, to przypadłyby one przedstawicielom PO i PiS. Kolejni kandydaci klubu prezydenckiego mieli zbyt małe poparcie, by przejąć schedę po własnych liderach. Wówczas układ w radzie byłby następujący: PiS -16 radnych, PO - 11, Klub Tadeusza Truskolaskiego - 1 (Marcin Szczudło).

Podobny dylemat tuzy prezydenckiego komitetu miałyby, gdy obowiązywała ordynacja oparta na JOW-ach. Bo zwolnienie miejsca w radzie na rzecz posady w magistracie oznaczałoby konieczność wyborów uzupełniających. Bez pewności, że ten sam mandat znowu przypadnie ugrupowaniu Tadeusza Truskolaskiego. Z tej perspektywy komitet prezydencki mimo, że dziś bez większości w radzie, jest w pewnym sensie największym beneficjentem wielomandatowej ordynacji opartej na metodzie d'Hondta.

Nie trzeba też być wysokiej klasy jasnowidzem, by wyobrazić sobie, jak ukształtowałby się skład rady, gdyby w listopadzie obowiązywał podział miasta na 28 okręgów w myśl klasycznej koncepcji JOW-ów (jeden okręg, jeden mandat - kto pierwszy, ten lepszy). Co nie oznacza, że podobnie musi być już w najbliższym głosowaniu w 2018 r. Oczywiście pod warunkiem, że we wrześniowym referendum Polacy wybiorą JOW-y.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny