Bo "Prometeusz" swoim pięknem po prostu poraża. Właśnie tego chyba oczekiwano od kina w jego prapoczątkach. Nie opowiadania o nędzy, bezrobociu, kazirodztwie, tylko pokazywania nieznanych, lepszych światów, wywoływania emocji - jak choćby przez sławetny wjazd pociągu na stację. I w filmie Ridleya Scotta to właśnie dostajemy w jakości 3D. Perfekcyjne i bajeczne kadry Dawida Wolskiego budują klimat baśni, a właściwie epopei kosmicznej. Dbałość o detale, zmiany planów - amerykańska perfekcja w każdym opłaconym dolarami calu. A i emocji, niekoniecznie najwyższych lotów, podlanych hektolitrami krwi i bliżej niezidentyfikowanych wydzielin nie brakuje. No i oczywiście alienów w kilku równie ohydnych, czyli w tym filmie pożądanych, wcieleniach.
Najmocniejszą stroną filmu, oprócz bezdyskusyjnie wspaniałej strony wizualnej, jest znany nam ostatnio z roli w filmie "Wstyd" Michael Fassbender. Chociaż gra androida, jest najbardziej żywą postacią scenariusza, a i nie pozbawioną ludzkiej podłości i wyrachowania. Po prostu - pasuje do filmu idealnie. Świetna jest lodowata Charlize Theron, kupujący z miejsca widzów czarnoskóry Idris Elba.
Dlaczego warto zobaczyć "Prometeusza"? Bo są wakacje, a w dobrym klimatyzowanym kinie z 3D można przez dwie godziny odpocząć od zgiełku i nieźle się pobawić. Momentami nawet przestraszyć. Tylko nie szukajcie z bohaterami filmu odpowiedzi na pytanie "skąd pochodzimy" i nie wsłuchujecie się w mądrości w rodzaju "każde dziecko chce zabić swoich rodziców". To czysta rozrywka i niech tak już zostanie.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?