- Ma pan bronić działkowców, a nie występować przeciw nim! - tak krzyczał Romuald Kuprianowicz na Wiesława Kobylińskiego podczas czwartkowej (7 listopada) rozprawy przed sądem okręgowym, czyli w tym przypadku sądem drugiej instancji. Romuald Kuprianowicz to opisywany przez nas w maju były działkowiec, a Wiesław Kobyliński to mecenas (i były radny miejski) reprezentujący Polski Związek Działkowców z siedzibą w Warszawie.
Pan Romuald pozwał PZD, bo ma żal, że szefostwo związku przez lata - jak twierdzi - ukrywało przed działkowiczami prawdę o stanie prawnym ogrodu. Sprawa sięga 1981 roku, czyli roku, gdy w okolicach ul. Świętokrzyskiej powstał Pracowniczy Ogród Działkowy im. Władysława Reymonta. Dopiero w 2001 roku - na spotkaniu dotyczącym przyłączenia ogrodu im. Reymonta do ogrodu Sady Antoniukowskie - działkowcy dowiedzieli się, że ich ogród był tylko tymczasowy i już w 1986 roku ziemia miała wrócić do gminy Białystok.
- Na spotkaniu uzyskaliśmy jednak zapewnienie od członków PZD, że w momencie przyłączenia naszego ogrodu do ogrodu Sady Antoniukowskie stanie się on ogrodem nie tymczasowy, a stałym. Tak, jak stałym ogrodem były Sady Antoniukowskie - zeznał Romuald Kuprianowicz przed sądem.
O tym, że dawny ogród im. Reymonta (a od 2001 roku fragment ogrodu Sady Antoniukowskie) był w dalszym ciągu ogrodem tymczasowym, działkowcy dowiedzieli się dopiero w 2012 roku, kiedy miasto kazało im opuścić teren bo budowało ul. Świętokrzyską.
Wiesław Kobyliński próbował przekonywać, że Romuald Kuprianowicz po 2001 roku był wiceprezesem zarządu ogrodu (przez 4-letnią kadencję - przyp. red.), więc mógł dowiedzieć się, czy ogród był tymczasowy czy stały. Gdy sędzia Jolanta Fedorowicz spytała o to Kuprianowicza, ten odparł, że nie widział powodu, by szperać w dokumentach. - A dokumenty nie leżały w siedzibie naszego ogrodu, ale w siedzibie PZD - dodał poza salą rozpraw.
Czytaj też: Ul. Świętokrzyska. Stracili działki. Poszli do sądu
A kluczowy jest tu akt założenia ogrodu z 1981 roku, w którym była informacja, że ogród jest tymczasowy. I że za wszelkie nakłady, które poniosą działkowcy, nie będzie żadnego odszkodowania. - Nikt z nas nie dostał takiego dokumentu - zeznał Kuprianowicz.
Mówił też o tym, że PZD zachęcał w latach 80. działkowców do sadzenia drzew i stawiania altanek. Zbierał nawet pieniądze na wykonanie przyłączy sieci wodociągowej. - Gdy przyniosłem projekt altanki, został on zatwierdzony przez PZD - mówił Romuald Kuprianowicz.
Wiesław Kobyliński starał się przekonać, że PZD zatwierdził tylko to, że altanka ma przepisowe wymiary i nic więcej. Zgromadzeni na sali działkowcy wyśmiali takie tłumaczenie.
Czytaj też: Miasto nie dla ogródków. Magistrat chce budować na działkach (wideo)
Wyrok ma zapaść w piątek 15 listopada. Sąd pierwszej instancji nakazał, by PZD zapłacił Romualdowi Kuprianowiczowi 32 tys. zł odszkodowania za ponoszone przez 31 lat nakłady. Nie zgodził się natomiast na wypłatę działkowiczowi 18 tys. zł zadośćuczynienia m.in. za to, że pan Romuald utracił miejsce do relaksu i stracił poczucie bezpieczeństwa. PZD odwołał się od nakazu wypłaty odszkodowania, a Kuprianowicz od odstąpienia od zadośćuczynienia. Dodatkowo ten ostatni domaga się zwolnienia z kosztów sądowych.
Od ostatecznego wyroku w tej sprawie zależy, czy ruszą kolejne procesy. W 2012 roku w takiej samej sytuacji jak pan Romuald było 57 osób.
- Teraz sporo już poumierało, niemniej ok. 30 żyje. Jeśli Romuald wygra, też będziemy domagać się od PZD pieniędzy - mówił przed salą rozpraw Leon Siemieńczyk.
Masz informacje? Redakcja Kuriera Porannego czeka na #SYGNAŁ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?