- Z tamtego pobytu w Poliklinice pamiętam dobre emocje, poczucie bezpieczeństwa, które zapewniała mi wspaniała i profesjonalna opieka. I smak domowego kisielku, który dostawałam, gdy tylko zapragnęłam - śmieje się Anna Jakubowska, mama Wiktorii. Mówi, że nie miała problemów z podjęciem decyzji, że pierwszą córkę chce urodzić w nowo otwartej prywatnej Poliklinice. Nie bała się, że to tak naprawdę ona będzie wszystko testować i potem opowiadać koleżankom wrażenia. Bo taki standard, jaki proponowała już 10 lat temu Poliklinika, był w Białymstoku nowością. Ale z drugiej strony historie koleżanek, które rodziły wtedy w państwowych szpitala lach, wcale nie zachęcały do zmiany decyzji i pójścia w ich ślady. - A ja byłam pacjentką doktora Arciszewskiego od lat, miałam do niego zaufanie. To on prowadził moją ciążę - dodaje Anna Jakubowska. - Ufałam, że wszystko będzie w porządku, jeśli on będzie przy porodzie.
Bo to przecież on zrobił Wiktorii pierwsze zdjęcie: - To mała czarna kropeczka na usg - uśmiecha się pani Anna.
Dziś się śmieje, że dodatkowym stresem była obawa, czy Poliklinika zacznie już funkcjonować, by mogła tu urodzić. - Pytałam tylko: panie doktorze, zdążycie? - uśmiecha się.
Teraz, po 10 latach, doktor Arciszewski po cichu przyznaje, że nie było innej opcji. - Wszystko było zapięte na ostatni guzik - zapewnia. I taki też obraz Polikliniki wyłania się ze zdjęć, które państwo Jakubowscy do dziś chętnie oglądają: jest na nich mała Wiktoria pod opieką położnych, pielęgniarek, lekarzy, w objęciach taty, przytulona do mamy. Ze wszystkich fotografii przebija szczęście i spokój.
- Bo nie było się czym stresować - mówi Krzysztof Jakubowski, tata Wiktorii. - Świetna organizacja, wspaniała opieka. Pełny profesjonalizm. Zaangażowanie wszystkich dawało mi poczucie spokoju i przekonania, że wszystko będzie dobrze - chwali Poliklinikę.
- A ja cały czas wiedziałam, co się dzieje. Każda czynność lekarzy czy pielęgniarek poprzedzona była komentarzem - dodaje pani Anna. Potem obie trafiły do przytulnej sali, bardziej przypominającej elegancką domową sypialnię niż szpitalną salę.
- Wiktorynką zajęły się pielęgniarki, a ja wiedząc, że jest pod dobrą opieką, mogłam spokojnie odpocząć - opowiada pani Anna. I dodaje, że spokojna wyszła też do domu: - W Poliklinice byłyśmy na tyle długo, że wiedziałam, że wszystko jest w porządku. Położne pomogły mi przygotować się do karmienia piersią, wytłumaczyły i pokazały, jak opiekować się maleństwem. Wychodząc do domu, czułam się bezpieczna i szczęśliwa.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?