W Perkach Karpiach jest tylko trzynaście numerów domów. I szkoła. Mieszka we wsi sama szlachta napływowa. Są więc Roszkowscy z Płonki Strumianki, Moczulscy z Jankowców, Olędzcy z Jabłoni Śliwowa, Jamiołkowscy oczywiście z Jamiołk i Falkowscy ze Świetlików. Wszyscy mają swoje szlacheckie przydomki. Tymczasem w tym starym gnieździe Perkowskich żyje tylko jedna rodzina o takim nazwisku.
Dobrze, bo każdy o swoje dba
Najwięcej do opowiedzenia o wsi ma Eugeniusz Zalewski, rocznik 1933. To nic, że pochodzi z niedalekich Wypychów. Przecież to niecały kilometr. No i ponad 50. lat mieszka w Karpiach. Po chwili dosiada się syn Piotr, który od niedawna jest we wsi sołtysem.
- Każdy dba o swoje - mówi pan Eugeniusz. - Dlatego tyle nowych domów i obór. No i każdy ma następcę. Więc jest po co robić. Nasza wieś jest żywotna. U nas w domu jest czwórka wnucząt. Dwóch chłopców i dwie dziewczynki - dodaje z dumą.
Najmniejsza Gabrielka śpi właśnie w wózeczku.
- Nie ma też, jak to bywa w innych stronach, pustych domów. Kiedyś ludzie hodowali i uprawiali wszystkiego po trochu. Mieli krowy, świnie, w polu trochę zboża, nieraz rzepaku albo buraków cukrowych. Konie każdy miał swoje. Po dwa, trzy, a ze źrebakami nieraz i pięć było - wspomina pan Eugeniusz.
Teraz nie ma we wsi żadnego konia, zimą nie słychać sań i dźwięku janczarów. W Karpiach rolnicy hodują krowy, a niektórzy maja ich nawet po kilkadziesiąt. Ostatnio Marian Olędzki zajął się hodowlą krów mięsnych.
Dziwne nazwy
Każda wieś po swojemu nazywa pola, łąki i okoliczne lasy. Ale w Karpiach wiele jest trudnych do wyjaśnienia i zrozumienia. Już nawet w nazwie wsi kryją się tajemnice. W dawnych czasach "perko" oznaczało szybko. To łatwe. Karpie, też nie problem. Ale skąd wzięły się w nazwie? Nie ma tutaj rzeki ani jezior. Dopiero w odległych Frankach dziedzic miał stawy rybne.
- W pobliżu płynie niewielka struga, która nazywamy Grudą - mówi Eugeniusz Zalewski. - Nieco dalej wpada do Awissy. Ale tutaj nigdy ryb nie było. Struga nie nadawała się też do letniej kąpieli. Dzieci kąpały się w żwirowni w Roszkach Sączkach. To niecały kilometr drogi stąd - tłumaczy.
Tymczasem wokół wsi można wyrysować miejsca o różnych nazwach. Wiersztawem i Marcinkiem nazywane są łąki. Za owym Marcinkiem znajduje się miejsce zwane Strumieniem. Biją tam dwa niewielkie zdroje. Ale jest też pole o nazwie Ra-wizna, dalej Zahojniaczek i w kierunku na Dworaki - Podstaw.
Las nazywają po staropolsku Borem. Majdan to łąka za wioską. Niedaleko stąd do Rudy. Ale za wsią znajduje się także Warszawica oraz Chosti. Kto mądry wyjaśni pochodzenie tych nazw?
Żydzi w Karpiach
- Kuźnia stała w Wypychach - tłumaczy pan Eugeniusz. Czasem tylko poprawia go żona Teresa z domu Falkowska, która całe życie przemieszkała w Karpiach.
- Wiatrak zaś był na górce tuż za szkołą. Trzymał go Żyd, który nazywał się Major. Miał on syna Aronka. Pamiętam tego chłopaka z dzieciństwa. Syn przeżył wojnę. I całkiem niedawno przyjechał w te strony ze swoimi córkami. Ładne są te jego dziewczyny - ocenia pan Eugeniusz. - Zatrzymali się we wsi pięknym samochodem. Aron długo rozmawiał z sołtysem Mikołajem Moczulskim. Z innymi też zamienił kilka słów. Chciał po latach pokazać dzieciom swoje rodzinne strony.
Tymczasem legenda mówi, że pod górką, w stronę lasu stała w dawnych czasach żydowska karczma. Nikt już jej nie pamięta. Tylko miejsce nazywa się dziwnie: Kuse Karpie.
Muzykanci i rajek Mateusz
Przed pół wiekiem karczma do zabawy była niepotrzebna. Wystarczała duża izba, a latem kawałek łąki.
- Na skrzypcach przygrywał, i to pięknie Czesław Perkowski - wspomina pan Eugeniusz. - I przystojny z niego był mężczyzna - dodaje nasz rozmówca. - Grał też na skrzypcach Franciszek Roszkowski. Obaj już nie żyją, bo rodzili się na początku poprzedniego wieku, ale wspomniec o nich naprawdę warto - wyjaśnia pan Zalewski.
Jak dodaje, potańcówki najczęściej odbywały się u Bronisława Perkowskiego na Mazowszu, czyli prawie za płotem. Sam Bronek nieraz chwytał za skrzypce i umiał nieźle zagrać.
We wsi żył też rajek Mateusz Perkowski. Kto na zabawach i różnych potańcówkach panny nie znalazł, temu Mateusz zawsze służył radą i pomocą. Cała okolica go znała, nazywając go “rajkiem powiatowym". Nie tylko potrafił do ołtarza zaciągnąć, ale potem w szczegółach i barwnie o tym ludziom opowiadał.
- Kiedyś nawet garbatego kawalera z Kruszewa skutecznie wyraił i pannę mu znalazł - śmieje się pan Eugeniusz. - Jak to zrobił, tego nikt do dziś nie wie. Ale panna o kalectwie wybrańca dowiedziała się dopiero po ślubie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?