Nie tylko dlatego, że malowidło przygotowane w ramach akcji „Folk on the street” później skopiowali Chorwaci, a nawet Chińczycy. Postać wielkoludnej dziewczynki wspinającej się na palcach, by podlać drzewko znalazła się na znaczku pocztowym, choć zabrakło na nim wzmianki o mieście, w którym znajduje się pierwowzór.
Teraz mural ma zostać zbity, pokryty styropianem, naniesiony jeszcze raz. Oczywiście jeśli autorka zgodzi się jeszcze raz namalować dziewczynkę z konewką. I dobrze byłoby, by tak się stało, bo w przeciwnym razie Białystok na zawsze straci dziedzictwo, którym mógłby się chwalić nawet za kilkadziesiąt lat. I jeśli miałby być to jedyny sposób, by je zatrzymać to wart jest zachodu. Chyba, że chcemy, by to swoiste graffiti podzieliło los mozaiki na szpitalu wojewódzkim.
Bo w to, że budynek dawnego wydziału chemii, który zdobi praca Natalii Rak, uda się zachować jako zabytek, jakoś nie za bardzo wierzę. I nie jest to bynajmniej tylko hipoteza wymagająca dowodów, ale teza będąca wypadkową ostatnich lat w pojmowaniu troski o dawne dziedzictwo miasta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?