Studio Walta Disneya i Pixar co rusz produkują rodzinne fabuły najwyższej jakości. Nie inaczej jest i w przypadku filmu "Odlot". Ze zwiastunów wynika, ze chodzi o beztroską przygodę zwariowanego staruszka z ciamajdowatym skautem, ale czy rzeczywiście?
Staruszek całe życie marzył o podróżach i przygodach, a życie ułożyło mu się zwyczajnie. Przeżył je z jedyną i chyba pierwszą i ostatnią miłością, nie miał potomstwa, ale nie czuł żalu, może tylko zwlekał zbyt długo ze spełnieniem marzeń. Jego rodzina ucieleśniała "amerykański sen". Domek z ogródkiem, samochód, wszystko skupione wokół tzw. rodzinnych wartości. Ale to, co połączyło tę parę - marzenie o odkryciach i przygodach - mogło się ziścić dopiero po śmierci partnerki.
Staruszek rusza w podróż, nie z samej chęci zobaczenia świata i nie po to, by dochować danego w dzieciństwie przyrzeczenia. To desperacka ucieczka, będąca następstwem krewkiego zachowania w obronie własności prywatnej. W końcu to Anglosasi mawiają "my home is my castle" i nawet rysunkowy bohater wie to doskonale.
Film momentami zachwyca efektami, postać głównego bohatera oddana jest z dużym pietyzmem, wystarczy przyjrzeć się jak dokładnie narysowany został choćby pasek do spodni. Efekty trójwymiarowe nie rażą nachalnością i dosłownością. Ale wątek rodziny, samotności dzieci z rozbitych związków powraca jak bumerang.
A jaki jest morał? Nie wolno się poddawać i rezygnować z marzeń, czasami spełniają się w najmniej spodziewanych momentach życia. I dla nich warto żyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?