MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Odbiór recepty tylko osobiście. Dramat wielu pacjentów

(luk)
Te przepisy nie służą wszystkim pacjentom.
Te przepisy nie służą wszystkim pacjentom.
Mam obłożnie chorą mamę i niepełnosprawnego męża, który jeździ na wózku - skarży się pani Teresa. - Dotąd mogłam sama brać dla nich recepty w poradni. Teraz, aby lekarz im przedłużył leki, muszę oboje dowieźć na miejsce. To niemożliwe.

Pani Teresa jest załamana. Sama zajmuje się schorowaną, 84-letnią matką i niepełnosprawnym mężem. Oboje mają I grupę inwalidzką. Do mamy, mieszkającej oddzielnie, dojeżdża każdego dnia, nieustannej opieki wymaga też mąż.

- Dotąd mogłam jechać sama, raz na trzy miesiące, po recepty do lekarza rodzinnego - opowiada kobieta. - To była ogromna wygoda, nie musiałam mamy ani męża przywozić, gdy nie było takiej potrzeby. A lekarz wypisywał leki bez problemu.

Gdy kilka dni temu pani Teresa znowu zjawiła się w przychodni po przedłużenie recept, usłyszała, że ich nie dostanie.

- Powiedziano mi, że teraz i mama, i mąż muszą zjawić się w przychodni osobiście - nie kryje zdenerwowania kobieta. - Tylko jak mamy to zrobić? Mąż jeździe na wózku, razem ważą 120 kg. Dla mnie to ogromna operacja logistyczna, aby go dowieźć do przychodni. Mama praktycznie też z domu nie wychodzi. Nawet gdyby wezwać do niej lekarza, to muszę przy tym być, bo sama nie jest w stanie powiedzieć, czego potrzebuje, ma demencję.

Mimo próśb pani Teresy, lekarze recept nie chcieli wypisać, tłumacząc to przepisami, jakie wprowadził NFZ. Kobieta poszła więc do funduszu z interwencją.

- Ale tylko usłyszałam, że lekarze muszą przestrzegać przepisów i mogę zamówić wizytę domową - mówi kobieta. - Tylko czy lekarze będą chcieli jeździć do pacjenta jedynie po to, aby przepisać mu receptę? Jak można takie przepisy, które godzą w nasze dobro, wprowadzać. W NFZ mi powiedzieli, że to dla dobra pacjenta, ale jakie to dobro, jak ja sobie teraz z tym wszystkim nie poradzę?

Dramat pani Teresy to efekt wprowadzonego 20 czerwca przez podlaskich lekarzy rodzinnych reżimu po tym, jak podlaski oddział NFZ zaczął karać ich za tzw. koincydencję, czyli podwójnie wykazane świadczenie. Chodziło o przypadki, gdy pacjentowi, leżącemu w szpitalu lekarz (który o tym, że pacjent jest w szpitalu nie wiedział) na prośbę rodziny wypisywał receptę na przyjmowane przewlekle leki czy np. pieluchomajtki. NFZ dotąd wyłapał kilkadziesiąt takich przypadków i ukarał lekarzy rodzinnych kwotą 49 tys. zł.

W odpowiedzi na stanowisko NFZ lekarze zaczęli restrykcyjnie przestrzegać zasady, że po recepty pacjent musi zgłosić się osobiście. Te przepisy obowiązywały bowiem od dawna, ale dotąd lekarze często szli pacjentom na rękę, przepisując leki w chorobach przewlekłych bez ich obecności. Wystarczyło, że po druki zgłosił się ktoś z rodziny, przekazując informacje o stanie zdrowia. A lekarz i tak odwiedzał tego chorego w domu w ustalonych terminach czy w razie takiej potrzeby. Teraz jest to niemożliwe.

- Nie jest to nowy przepis, że recept nie można wypisywać pacjentom zaocznie - mówi Adam Dębski z podlaskiego NFZ. - Teraz karaliśmy jednak lekarzy tylko za przypadki tzw. koincydencji. Pacjent musi wiedzieć, że ma prawo wezwać lekarza na wizytę domową tylko po to, aby ten mu wypisał receptę. Wypisanie leków to część świadczenia lekarskiego.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny