Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory samorządowe 2010 są ważniejsze niż wybory prezydenckie

Sławomir Bartnicki
Nie wszędzie, gdzie władza jest tą samą władzą od kilku kadencji, występuje jej zasiedzenie powodowane przyzwyczajeniem do takiej sytuacji gminnych wyborców. Wszędzie natomiast wyborca może taki stan rzeczy zweryfikować.

Nadchodzące wybory samorządowe są ważniejsze od prezydenckich, w których wybieraliśmy głowę państwa, osobę o władzy bardziej symbolicznej niż realnej. Ich waga wynika przede wszystkim z faktu, że władza samorządowa może więcej i znaczy więcej dla tego województwa niż władza na Krakowskim Przedmieściu. Nad wyborami samorządowymi czają się też pewne chmury, których byt wynika z samej specyfiki i natury wyborów municypalnych. Po pierwsze, wybory samorządowe są dla suwerena trudniejsze, w wyborach tych występuje wielu kandydatów, którzy obiecują różnorakie, często wykluczające się cuda. W wyborach prezydenckich mieliśmy ledwie kilku kandydatów w I i dwóch w II turze, a i asortyment cudów był jakby oklepany. Po drugie, wybory samorządowe nie koncentrują takiej uwagi mediów, jak wybory prezydenckie, co wynika przede wszystkim z symboliki i z faktu, że w wyborach prezydenckich biorą udział kandydaci głównych obozów politycznych, co dodatkowo zaognia walkę i jest przesłanką do umocnienia partii, z której pochodzi zwycięzca. Wreszcie po trzecie, żadne inne wybory nie charakteryzują się wyższą frekwencją niż prezydenckie. Mniejszym ogólnym zainteresowaniem cieszą się wybory parlamentarne, a najmniejszym właśnie samorządowe. I z tym jest pewien kłopot. Niska ogólna frekwencja w tych wyborach często cementuje dotychczasowe status quo i obecną władzę, która w ogóle nie wykazuje się jakąkolwiek aktywnością, a jedyną jej misją jest trwanie.

W wyborach samorządowych wybieramy nie wizję rozwoju całego kraju, ale to, czy w centrum miasta będzie np. estetyczny rynek, czy może gaik brzozowy. Wybór dotyczy tu wizji, czy ma być jeden hipermarket, czy może kilka. Stąd szczególnie istotna dla tych wyborów jest frekwencja. W dużych miastach jest o nią nieco trudniej niż w mniejszych ośrodkach i gminach wiejskich. Na przykład w wyborach samorządowych 12 listopada 2006 roku frekwencja w Białymstoku wyniosła 39,52 proc. i była najniższa w porównaniu do pozostałych powiatów i gmin w województwie, nieco więcej osób głosowało wówczas w Łomży (40,79 proc.) i w Suwałkach (43,15 proc.), w tym czasie w gminie Zawady do urn poszło aż 81 proc. uprawnionych.

Duże ośrodki miejskie, mimo niewielkiej frekwencji, mają jednak w tym względzie pewną przewagę. Wynika ona z działalności dziennikarzy, którzy lokalną władzę obserwują i tropią jej potknięcia. Prasa, oprócz wymaganej w demokracji krytyki władzy, potrafi wskazać na przykład, że określona inwestycja, którą władza lokalna uważa za niewyobrażalny sukces, tak naprawdę jest sukcesem niewielkim, działalnością statutową jedynie, bo dla przykładu w innej podobnej miejscowości w Polsce osiągnięto o wiele więcej przy gorszej pozycji startowej. Takie pole rażenia aktywności dziennikarskiej nie dotyka albo w znikomym stopniu dotyka mniejsze ośrodki gminne, gdzie często dominuje "syndrom drogi". W praktyce oznacza on na przykład, że wybudowanie sześć lat wcześniej kilometra utwardzonej nawierzchni albo położenie chodnika przy urzędzie gminy jest wystarczającym pretekstem do ponownej reelekcji.

Mimo nieco wyższej relatywnej frekwencji w tego rodzaju wyborach w małych ośrodkach gminnych śpiącej władzy łatwiej jest się przemknąć i nadal sprzedawać uzasadnienie, że przecież coś robi, w końcu droga jest, chodnik też. W małej gminie wiejskiej z pewnością takiej drogi czy chodnika brakowało, i to jest istotna zasługa miejscowego samorządu, jednak obszar aktywności władzy nie powinien się na tym kończyć. Nie trzeba od razu konkretnych wyników, gmina gminie nie równa; na początek można by oczekiwać samego chcenia i wykazywania obiektywnej aktywności w tym zakresie. Stąd można wnosić, że mimo iż frekwencja w gminach w wyborach samorządowych jest nieco wyższa niż w dużych miastach, to przydałoby się jej wzmocnienie. Nie wszędzie frekwencja jest taka, jaka była w 2006 roku w gminie Zawady. W praktyce w tego rodzaju wyborach w gminach wiejskich i miejsko-wiejskich rzadko przekracza ona 60 proc.

Wyobraźmy sobie następującą sytuację: hipotetyczna gmina wiejska lub miejsko-wiejska jest gminą średniej wielkości. Władzę wykonawczą od kilku kadencji sprawuje tam ta sama osoba, która w każdych kolejnych wyborach jest ponownie wybierana na wójta/burmistrza. Rotacja w radzie gminy również nie jest znacząca, można by rzec, że sytuacja jest stabilna. Stabilna na pewno dla władzy. Jaka może być tego przyczyna?

Po pierwsze, władza działa rewelacyjnie dobrze, promuje gminę, sprowadza nowe inwestycje, udostępnia wszystkim płacącym podatki darmowy internet, z powodzeniem zabiega o fundusze unijne, za co otrzymuje liczne nagrody. Dodatkowo na terenie gminy działa kilka lokalnych portali internetowych, których założenie inicjowała miejscowa władza, wychodzi gminna gazeta a nawet dwie, większość sołectw w gminie ma kanalizację i doprowadzony gaz (to z tych dotacji unijnych). Ponadto łatane są miejscowe drogi i ewentualnie budowane nowe (środki na to pochodzą również z tych dotacji unijnych), zawarta została umowa o współpracy z gminą np. z Danii i z Litwy, dzięki czemu władza wykonawcza zachęca do wdrażania nowych upraw na swoim terenie, i tak dalej, i tym podobne. Zatem przyczyną kolejnych reelekcji władzy lokalnej jest w tym przypadku dobre gospodarowanie i dbanie o miejscowy rozwój. Władza, głównie idzie tu o przedstawiciela władzy wykonawczej, zachowuje swoje stanowisko, bo dobrze zarządza, administruje i gospodaruje. Można, a nawet trzeba tu jeszcze dodać, że frekwencja w takiej hipotetycznej gminie zwykle dopisuje, mieszkańców interesuje, co zrobił ich radny, jakie projekty wniósł na zebraniu rady gminy, co zrobił przedstawiciel lokalnej władzy wykonawczej, w tym przypadku wójt albo burmistrz. To zainteresowanie wydaje się warunkiem podstawowym dobrego funkcjonowania władzy lokalnej i każdej innej. O ile z deficytu naszego zainteresowania działaniami parlamentarzystów i rządu usprawiedliwiają nas liczni dziennikarze i media ogólnopolskie, o tyle w przypadku władzy lokalnej często dziennikarzy tych może brakować.

Wreszcie drugi przykład: ta sama gmina i stabilność władzy, która jednak tym razem nie wynika z jej efektywności. W gminie takiej nie będziemy mieć zapewne do czynienia z darmowym dostępem do internetu dla mieszkańców w zamian za terminowe płacenie podatków, nie będzie inwestycji, bo nie ma efektywnego starania się o dotacje unijne. Nie ma także mowy o nowych drogach, ledwie realizowane są najbardziej potrzebne naprawy i modernizacje, nie ma co także marzyć o współpracy z zagranicznymi gminami. Funkcjonujące w gminie organizacje pozarządowe są zwasalizowane przez przedstawiciela władzy wykonawczej, dla której są jedynie narzędziem i dostarczycielem części głosów poparcia w wyborach, a także miejscem, gdzie można ulokować "swoich". Trudno w tym przypadku mówić o jakiejkolwiek misji czy służebnej wobec ideałów społeczeństwa obywatelskiego roli tychże organizacji. W takiej gminie frekwencja może jest i wyższa niż w Białymstoku, jednak wciąż za mała, aby przełamać impas. Nawet przy wyższej frekwencji w tego rodzaju gminach władza może być tą samą władzą przez kilka kadencji. Mimo braku często jakiejkolwiek efektywności. Po pierwsze, w małych gminach głosować może klientela miejscowego wójta/burmistrza, tj. wyborcy, którzy bezpośrednio albo pośrednio coś takiej osobie zawdzięczają: pracę, wygrane przetargi, umorzenia podatkowe itp., bowiem w wielu małych, ubogich i peryferyjnie położonych gminach wiejskich i miejsko-wiejskich wójt czy burmistrz jest głównym pracodawcą, a z racji swojej funkcji może skutecznie dzielić pieniądze publiczne w zamian za poparcie. Drugim uzasadnieniem, dlaczego pomimo wyższej frekwencji źle działająca władza jest ponownie wybierana, może być fakt, że mieszkańcy, również ci, którzy nie są w jakiś sposób zależni od władzy, ale głosują na nią, taki stan rzeczy aprobują. Poparcie takiej grupy wynikać może choćby z przyzwyczajenia czy z presji środowiska, co może być pokłosiem lokalnego marketingu politycznego, prowadzonego np. pod egidą miejscowych autorytetów, w tym autorytetów Kościoła.

Sytuacja w lokalnej polityce zmieniła się w 2002 roku. Od tego momentu wybieramy przedstawicieli samorządowej władzy wykonawczej, wójtów/burmistrzów i prezydentów miast w wyborach bezpośrednich. Wyboru takiego nie dokonuje już rada gminy czy rada miasta. To ukróciło pewne wynikające wcześniej z tego faktu niejasności, reforma wzmogła też samorządność, a przynajmniej takie było jej założenie. Inną konsekwencją bezpośrednich wyborów samorządowej władzy wykonawczej jest umocnienie pozycji jej przedstawiciela. Władza wykonawcza może więcej. Operatywny wójt może np. podporządkować sobie władzę ustawodawczą. W dalszej kolejności, po zapoznaniu się z lokalną sytuacją, zaproponować może symbiotyczną współpracę niektórym przedsiębiorcom z gminy. Uzależnienie od siebie urzędników, miejscowych organizacji pozarządowych (Ochotnicze Straże Pożarne mogą zapewne niekiedy stanowić interesujące studium przypadku) czy dyrektorów podstawówek może stać się jedynie kwestią czasu.

Wszystkie te osoby i podmioty stanowią określoną pulę głosów, a jeżeli dodać do tego rodziny i znajomych, pula głosów wzrasta. Jeśli dodatkowo weźmiemy tu pod uwagę niewielkie zainteresowanie konkretnymi działaniami lokalnej władzy pozostałych mieszkańców gminy, wówczas trwanie na urzędzie przy znikomej albo żadnej efektywności jest niemal gwarantowane.

Piastowanie stanowiska w samorządzie przez kilka kadencji, co szczególnie dotyczy przedstawicieli władzy wykonawczej w gminach wiejskich i miejsko-wiejskich, wynikać może albo z dobrego rządzenia, albo z zasiedzenia. Zasiedzeniu nie będzie przeszkadzać nawet nieco wyższa frekwencja w takich ośrodkach niż w dużych miastach. Oczywiście każdy przypadek należy rozpatrywać osobno, nie wszędzie są środki, możliwości czy okoliczności, decyduje położenie i cały szereg innych czynników. Nie wszędzie, gdzie władza jest tą samą władzą od kilku kadencji, występuje jej zasiedzenie powodowane przyzwyczajeniem do takiej sytuacji gminnych wyborców. Wszędzie natomiast wyborca może taki stan rzeczy zweryfikować, ma na to jeszcze kilka miesięcy.

Wobec powyższego, na początku sezonu wyjazdowo-ogórkowego, po którym przyjdzie czas wyborów samorządowych, warto zainteresować się sytuacją we własnej gminie. Można by się zastanowić, czy władza jest efektywna, pomogą w tym ogólnodostępne rankingi i porównania prac samorządów, w których jednym z kryteriów oceny jest na przykład jakość partycypacji w funduszach unijnych. Na stronie BIP dostępne są również protokoły posiedzeń rad gminnych, co może nasuwać pewne wnioski. Być może warto również udać się na takie zebranie i zacząć obserwować aktywność radnych i przedstawiciela władzy wykonawczej, jeżeli już nie w tej, to w przyszłej kadencji.

Autor jest pracownikiem naukowym Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny