Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Rutkowski: Może byłem zbyt łagodnym prezydentem

Aneta Boruch
W prowadzeniu polityki potrzebna jest konsekwencja - uważa Lech Rutkowski
W prowadzeniu polityki potrzebna jest konsekwencja - uważa Lech Rutkowski Fot. Archiwum
W rządzeniu miastem od polityki uciec się nie da. Zresztą wszystkie wybory są polityczne. Nie wierzę, że prezydent miasta może być apolityczny - mówi Lech Rutkowski, pierwszym prezydent Białegostoku po reformie samorządowej w 1990 roku

Obserwator: Nie bał się Pan, obejmując urząd prezydenta?

Lech Rutkowski: Bałem się, bo to była wielka niewiadoma: jak uda się poprowadzić samorząd w zupełnie nowych realiach. Były wielkie oczekiwania ludności, ogromne potrzeby miasta. Ale jestem z zawodu geodetą, miałem częste kontakty z miastem i sądziłem, że dam sobie radę. Zresztą koledzy prosili, mieliśmy chęć zrobienia czegoś dla Białegostoku. To była budowa nowej demokracji na gruzach poprzedniego systemu. A tu nagle trzeba było czynić zwrot nie tylko w gospodarowaniu mieniem miejskim, ale również budowaniu nowej administracji.

W jakiej kondycji zastał Pan miasto?

- Była trudna sytuacja, panowała apatia. Ale bardzo szanowałem urzędników, którzy pracowali w ówczesnym magistracie, i prezydentów z poprzedniej epoki. Pan Jerzy Czaban (pełniący obowiązki prezydenta miasta od sierpnia 1989 roku do czerwca 1990 roku - przyp. red.) został potem kierownikiem jednego z działów. W każdym człowieku jest coś dobrego.

Miasto miało ogromne potrzeby: przede wszystkim komunikacja, budowa oczyszczalni ścieków, przebudowa ulic. Budżet był bardzo mały, może jedna dwudziesta tego, co jest teraz, Trzeba było też mieć wizję tego, w jakim kierunku idziemy.

Co Panu się udało?

- Udało mi się dosyć dużo: naprawić komunikację, wybudować oczyszczalnię, przekształcić około dziewiętnastu przedsiębiorstw komunalnych, stworzyć wizję Białegostoku i zacząć przebudowę ulic zorganizować wizytę Ojca Świętego, ułożyć dobrą współpracę z gminami ościennymi, przenieść wysypisko śmieci do Hryniewicz.

A porażki?
- Może byłem zbyt łagodny, zbyt mało wymagający, a w prowadzeniu polityki potrzebna jest konsekwencja. Trzeba było tworzyć nowy byt polityczny, a ja zająłem się w zbyt dużej mierze gospodarką .

Miał Pan podczas swojej prezydentury parę trudnych chwil: dramatyczne momenty podczas strajku kierowców komunikacji miejskiej czy likwidacji rynku przy ulicy Bema.

- Obie te sprawy były bardzo istotne dla miasta. Komunikacja źle funkcjonowała, była niepunktualna, przerosty kadrowe szły tam w tysiącach. I kiedy wybuchł strajk, to była okazja do przekształceń. Zaproponowaliśmy stworzenie trzech spółek. Strajk trwał bardzo długo, bo od maja do września. Dyskusja była trudna, zmieniały się komitety strajkowe, rosły żądania płacowe. Był już taki moment, że ludzi woziły samochody wojskowe. Postanowiłem to przerwać. I powiedziałem: kiedy dzieci pójdą do szkoły, musi być zdecydowane rozwiązanie. Nie ukrywam, że likwidacja strajku przez policję była trudną decyzją: wyprowadzanie tych samochodów, ich zabezpieczanie. Oskarżano, że władza ukradła samochody.

Potem komunikacja w mieście poprawiła się i ludzie byli bardziej z tego zadowoleni. Ale kosztowało mnie to bardzo dużo nerwów.
Podobnie jak bazar przy ulicy Bema, który rozciągał się od dworca kolejowego prawie aż do Suraskiej. Ludzie bardzo go bronili. Były takie sytuacje, że przywiązywali się łańcuchami do słupków metalowych, dosłownie palnikiem trzeba było niektórych odcinać. Byłem za rozwojem handlu, ale byłem też zdecydowany, żeby zlikwidować bazar przy Bema. On nie pozwalał miastu normalnie żyć, blokował jego rozwój. I nie pasował w śródmieściu.

Jak Pan wspomina tamten czas?

- To był taki powiew demokracji, fala entuzjazmu. Trzeba było dużo zrobić, i to rzeczy namacalnych. Tak by ludzie wiedzieli, że coś się w tym mieście zmieniło. Każdy dzień pracy był wytężony. Rozpoczynałem urzędowanie, o godz. 7, od objazdu po mieście. Kierowca notował to, co zauważyłem.

Co Pan wyniósł z tej prezydentury?

- Chęć pracy społecznej, wczuwania się w potrzeby ludzi. Bo ludzie zawsze oczekują, że ktoś im pomoże, rozwiąże ich problemy. Śmiałem się, bo czasami przychodził do mnie urzędnik z papierami i pyta się: jak to zrobić? A ja na to: pan siedział nad tym dwa tygodnie i pan mnie pyta? To ja pana pytam, jak to zrobić. Chciałem sobie napisać na drzwiach: nie masz rozwiązania, nie wchodź do tego pokoju. No bo co będzie mi głowę zawracał. Ale mi zabronili.

Nauczyłem się jednak też, że do końca nie można ufać ludziom, w szczególności politykom. Bo oni zawsze mają na myśli jakiś własny interes. Ale w rządzeniu miastem od polityki uciec się nie da. Zresztą wszystkie wybory są polityczne. Nie wierzę, że prezydent miasta może być apolityczny.

Czy Białystok dobrze wykorzystał te 20 lat samorządności?

- Tak. Wszystkie kroki, które - poczynając od mojej kadencji - zostały podjęte, były dobre. No, może w pewnym momencie nastąpił brak odwagi w decydowaniu o różnych rzeczach. Był pewien zastój.

Czym różnił się samorząd sprzed 20 lat i tamten sposób rządzenia od obecnego?

- Wtedy musiały być szybkie decyzje, bo były ogromne oczekiwania mieszkańców. Mniej było polityki w samorządzie, więcej chęci działania. A ponieważ nie chciałem stawiać na politykę, dlatego odszedłem.

Jaką radę by Pan dał obecnym rządzącym?

- Śmiało inwestować, budować, iść do przodu i podejmować decyzje uzasadnione ekonomicznie. A zarazem nie wikłać się w układy. Mieć intuicję i odwagę działania. Einstein powiedział kiedyś, że wiedza w stosunku do wyobraźni to jest zero. Trzeba wkładać wyobraźnię w rozwój tego miasta. I życzliwie podchodzić do ludzi. Bo najważniejsze jest to, żeby w tym mieście ludziom żyło się dobrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny