Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uderzysz dziecko i ci je zabiorą. Nowe prawo jest biczem na agresorów w rodzinie.

Alicja Zielińska
Beata Mirska-Piworowicz, prezes Stowarzyszenia "Damy Radę”
Beata Mirska-Piworowicz, prezes Stowarzyszenia "Damy Radę” fot. Damy Radę
Żaden ze sprawców śmiertelnego pobicia dziecka nie przyznawał się, że chciał mu zrobić krzywdę. Wszyscy tłumaczyli, że chcieli je tylko zdyscyplinować, bo było za głośne - mówi Beata Mirska-Piworowicz, prezes Stowarzyszenia "Damy Radę".

Obserwator: Uderzysz dziecko i ci je zabiorą - straszą przeciwnicy zmian w ustawie o przemocy w rodzinie. Nowelizację przegłosowali posłowie w Sejmie. Po zatwierdzeniu przez Senat zacznie obowiązywać od 1 lipca. Daje znacznie większe kompetencje pracownikom socjalnym. To oni właśnie będą mogli decydować o losie dziecka. Pojawiły się obawy, że będzie to bardzo restrykcyjna ustawa.

Beata Mirska-Piworowicz, prezes Stowarzyszenia "Damy Radę": Nie podzielam tych obaw. Nikt na pewno nie będzie robił alarmu z powodu prozaicznego klapsa. Chodzi o to, by dzieci generalnie nie były bite.

W naszym społeczeństwie zbyt często i długo stosowano wobec dzieci kary cielesne, w wielu domach na tym się opierał cały system wychowawczy. Jestem matką czwórki dzieci i wiem z własnego doświadczenia, że można utrzymać dyscyplinę, stosując inne metody niż bicie.

Uchwalony przepis mówi, że rodzicom i opiekunom zakazuje się stosowania kar cielesnych, zadawania cierpień psychicznych i innych form poniżania dzieci. Podobne przepisy obowiązują już w 18 krajach Unii Europejskiej.

Co zmieni wejście przepisu zakazującego stosowania kar cielesnych wobec dzieci? Rodzice się przestraszą?

- Przede wszystkim będzie to sygnał dla rodziców i opiekunów, że bicie nie jest dopuszczalną metodą wychowawczą. Nie możemy tego akceptować. Żaden ze sprawców śmiertelnego pobicia dziecka nie przyznawał się, że chciał mu zrobić krzywdę. Wszyscy tłumaczyli, że chcieli je tylko zdyscyplinować, bo było za głośne, nie słuchało.

Przepis o zakazie bicia będzie też sygnałem dla służb społecznych i sądów rodzinnych, że rodzina, w której stosuje się kary cielesne, może potrzebować wsparcia i pomocy - psychologa albo kuratora.

A jakie będą kompetencje pracownika socjalnego?

- Uprawnienia, które zostały dane pracownikowi socjalnemu w zmienionej ustawie, polegają na tym, że w razie drastycznej sytuacji, zagrażającej bezpieczeństwu dziecka, musi on powiadomić policję, lekarza czy kogoś z innych kompetentnych służb, które zajmują się przemocą w rodzinie, i razem podjąć decyzję, czy dziecko zabrać z domu, czy nie.

Nie ma jednak powodów do niepokoju. Nowelizacja ustawy nie zakłada przecież, że dziecko bezwzględnie musi trafić do domu dziecka. Może się nim zająć ktoś z rodziny. Nikomu nie zależy, by te dzieci tłoczyć w placówkach opiekuńczych.

Pracownik socjalny ma u nas władzę ograniczoną i są tego skutki. Liczba dzieci bitych, katowanych w Polsce, sytuacji w domach, w których dochodzi do dramatów, jest ogromna.

Idąc za wzorem krajów zachodnich, które te działania już sprawdziły w praktyce, pracownik socjalny musi mieć uprawnienia niemal policjanta. Tymczasem jego rola sprowadza się najczęściej do tego, by wnioskować do opieki społecznej o przyznanie biednej rodzinie zasiłku.

Pracuje Pani na co dzień z trudnymi rodzinami, z rodzinami z problemami alkoholowymi. Czy odebranie im dziecka pomaga? Czy tacy rodzice się zmieniają?

- W wielu przypadkach tak. Odebranie dziecka powoduje, że rodzice przytomnieją, działa to na nich jak kubeł zimnej wody. Ci ludzie tłumaczą nam, że nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji. Przychodził kurator, pani z opieki społecznej, prosili, skłaniali do leczenia, oni obiecywali, a robili swoje. Poskutkował dopiero ten najbardziej radykalny krok, kiedy zabrano im dziecko, a przed nimi stanęła wizja utraty praw rodzicielskich do syna czy córki.

Nie możemy pozwolić na to, by dziecko żyło w patologicznych warunkach i czekało, aż rodzice się zmienią. A nie mamy systemów prawnych, które spowodują to, że ludzie zaczną gwałtownie zgłaszać, zawiadamiać policję, że u sąsiada jest awantura i libacja albo że jest siódemka czy piątka dzieci, którym dzieje się krzywda. Trudno oczekiwać, że nagle zmienimy podejście społeczne i będziemy informowali o sytuacjach dramatycznych.

Wiele kontrowersji wzbudza zapis, że pracownicy socjalni będą mogli zbierać dane osobowe ofiar i sprawców przemocy także bez ich zgody. Czy to nie wbrew prawu?

- Odwołam się do osobistych przeżyć. Jestem ofiarą przemocy w rodzinie. Dobrych parę lat żyłam w zaklętym kręgu bezradności. Jak większość ofiar, przez dłuższy czas nie zgłaszałam tego na policję. Z banalnego powodu, ze strachu.

Tłumaczyłam sobie, że jak zgłoszę, to mój mąż agresor odegra się na mnie i zrobi mi krzywdę cztery razy większą niż do tej pory robił, a wybijał mi zęby, wykręcał palce. A kiedy już zaczęła przyjeżdżać na interwencję policja, cztery, pięć razy w miesiącu, to też na niewiele się zdało, bo radiowóz pojechał, a on zostawał i za kilka dni znowu urządzał awanturę.

Dlatego dziś, kiedy ten koszmar mam już za sobą, wiem, jak bardzo potrzebne były zmiany, by sprawca przemocy poczuł nad sobą prawo. By miał świadomość, że to, co się dzieje w jego domu, nie jest jego prywatną sprawą. Nie może czuć się bezkarnie, bo żona się go boi, a matka, nad którą się znęca, chroni takiego synalka ze wstydu przed obcymi.

Nowa ustawa jest batem na agresorów i powinni się jej bać. Wprowadza szereg przepisów pozwalających usunąć sprawcę przemocy z mieszkania, sąd może zakazać mu zbliżania się do ofiary i poddać się przymusowemu leczeniu z przemocy.

Ale były sytuacje, jak chociażby sprawa małej Róży, która została zabrana rodzicom tuż po urodzeniu, właśnie na wniosek ośrodka pomocy rodzinie. Po nagłośnieniu historii przez media, okazało się, że postąpiono pochopnie. Bo nie była to rodzina patologiczna, tylko niezaradna życiowo. Tak samo postąpiono z chłopcem, bo matka była w depresji, a ojciec kaleką bez pracy. Teraz będzie jeszcze łatwiej zabrać dziecko.

- Z takimi rodzinami powinien pracować asystent rodzinny. Moje stowarzyszenie bardzo zabiega o powołanie takiej instytucji. Są sytuacje, gdzie nie ma alkoholizmu, nie ma przemocy, natomiast rodzice są kompletnie bezradni i nie radzą sobie zwyczajnie w codziennych sprawach.

Ich dysfunkcje nie wynikają z zamierzonych działań. I tam powinien wkroczyć asystent, poprowadzić te osoby za rękę niemal i nauczyć po prostu żyć.

Kurator nie wystarczy, bo ma zbyt dużo rodzin pod swoim nadzorem, by szczegółowo zająć się każdą z nich indywidualnie. A tego właśnie one potrzebują. Doradca prowadzi jedną, dwie rodziny. I wówczas jest w stanie skupić cały swój zawodowy czas tylko na ich sprawach. Staje się niemal członkiem tej rodziny, dopóki nie postawi jej na nogi.

Dzisiaj nie mamy tej instytucji, więc wszelkie gromy lecą na pracowników socjalnych, ale co taki pracownik może zrobić?

To dlaczego nie uwzględniono w ustawie takiej funkcji, zabrakło pieniędzy?

- Asystent rodzinny nie może być powołany nowelizacją ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, tylko całkiem odrębnym przepisem, np. o pomocy społecznej. Na pewno problem jest w pieniądzach, ale kalkulacja jest prosta. Czy opłaca się nam te dzieci pakować do domów dziecka i płacić za nie po 3-4 tysiące miesięcznie, narażając na ogromny stres, czy lepiej te pieniądze przeznaczyć na asystentów rodzinnych?

Jestem dobrej myśli. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, wiem to z rozmowy z minister Jolantą Fedak, popiera ten wniosek. Są szanse, że następnym krokiem w zmianach nad poprawą sytuacji polskich rodzin będzie właśnie powołanie asystentów rodzinnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny