Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Leszczyński, juror z Idola ocenia białostocką scenę muzyczną. Surowo.

Fot. MoDO
Robert Leszczyński jest rozpoznawany między innymi dzięki programowi Idol
Robert Leszczyński jest rozpoznawany między innymi dzięki programowi Idol Fot. MoDO
W tym momencie nie przypominam sobie nikogo oprócz Kasy Chorych i Gosi Karpiuk. Na dodatek, chociaż Kasa Chorych dostała Fryderyka, nie jest zbyt popularna - ocenia Robert Leszczyński.

Obserwator: Juror z programu "Idol" w Białymstoku ocenia uczestników eliminacji karaoke. Lubi Pan odkrywać nowe talenty?

Robert Leszczyński: Udział w tego typu imprezach to bardzo zabawne doświadczenie. Szczególnie podoba mi się obserwowanie emocji. Tego, jak się ludzie cieszą, boją. W Białymstoku zauroczyły mnie dwie osoby. Zaśpiewały rewelacyjnie.

Jak Białystok wypada na profesjonalnej scenie muzycznej?

- W tym momencie nie przypominam sobie nikogo oprócz Kasy Chorych i Gosi Karpiuk. Na dodatek, chociaż Kasa Chorych dostała Fryderyka, nie jest zbyt popularna i nie istnieje w medialnym obiegu. Jest tu też kilku genialnych artystów, ale nie są to artyści muzyczni. I to jest zdumiewające. Poza tym Białystok to Kobas. Znam go jako wariata, filmowca. Nagrał genialny utwór pt. "Twoja głupota przerosła ciebie". Ukazał się on na składance, na której debiutował m.in. Kaliber 44. Powtórzę: genialny utwór. Nagrał swoich rodziców, jak się kłócą, i zrobił z tego kawałek.

Czego Pan lubi słuchać?

- Jak się jest krytykiem, to rzadko słucha się tego, co się lubi. Mój gust jest bardzo rozrzucony. Jako zawodowiec słucham ostrego metalu. Jestem też z tego pokolenia, które jeszcze załapało się na hip-hop. Bardzo lubię też artystów lat 60. i 70. Najważniejszym zespołem wszech czasów są oczywiście Beatlesi, na kolejnych miejscach Dylan, Marley, The Doors, Lep Zeppelin. Z tej "niedzisiejszej" muzyki lubię bardzo dużo zespołów.

Dziesięć lat temu zaczęła mi doskwierać pewna choroba, charakterystyczna dla krytyków muzycznych, tzw. syndrom przejedzenia. Taki sam syndrom dziś obserwuję u krytyków filmowych. Jeżeli ktoś ogląda 400 filmów rocznie, to reaguje na nie zupełnie inaczej niż osoba, która ogląda ich 30. Krytykom podobał się "Rewers" czy "Dom zły". Ludziom nie. Miałem to samo, tylko z muzyką. I wtedy poznałem muzykę klubową.

Co przyniesie nam nowy rok?

- Na pewno zwija się polski hip-hop. Co do tego nie mam wątpliwości. Moje wielkie nadzieje dotyczące muzyki klubowej również się nie ziściły. Największe gwiazdy tej sceny nie rozwijają się aż tak bardzo, jak mi się wydawało, nie pojawiły się nowe gwiazdy.

Wydawało mi się też, że wielką nadzieją dla muzyki jest Amy Winehouse. To był przełom, muzyczny przewrót kopernikański. Dotychczas słuchaliśmy kawałków w stylu r'n'b śpiewanych przez laski. Nagle okazało się, że jest dziewczyna, która nie śpiewa w stylu r'n'b i... która nie jest laską! Tylko nie wiem, czy ona jeszcze coś nagra.

Nie widać też żadnego ożywienia rockowego. W ciągu ostatnich lat nie pojawiła się żadna ważna rockowa płyta. To już nie są czasy Nirvany, Red Hot Chili Peppers, czyli dobrych płyt. Nie ma nadziei. W Polsce kupuje płyty tylko pewna wybrana część populacji. Młodzież wcale. Dzięki temu znowu zaczynają być premiowane dobre piosenki z dobrym tekstem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny