Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wioska Białystok jest na Syberii. Warto o tym pamiętać i pomagać.

Adam Czesław Dobroński
To była katastrofalnie beznadziejna sytuacja. Ci, którzy przebyli tysiące kilometrów, by wreszcie być gospodarzami na hektarach, okazali się wrogim elementem socjalnym.
To była katastrofalnie beznadziejna sytuacja. Ci, którzy przebyli tysiące kilometrów, by wreszcie być gospodarzami na hektarach, okazali się wrogim elementem socjalnym. Fot. Internet
Wtajemniczeni wiedzą od dawna, że poza naszym - oczywiście najwspanialszym - Białymstokiem są jeszcze dwa wielce charakterystyczne. To kiriat Białystok w Izraelu i wioska Białystok na Syberii. Wiedzieć i pamiętać to jednak za mało, trzeba podtrzymywać więzi i pomagać, jeśli taka jest potrzeba. Takiej pomocy potrzebuje właśnie Białystok syberyjski.

Jest Białystok na Syberii

Jest Białystok na Syberii

Pod tym hasłem "Poranny" w ubiegłym roku prowadził akcję pomocy potomkom naszych rodaków zamieszkujących Białystok na Syberii. Białostoczanie okazali się niezwykle hojni.

Przynosili do naszej redakcji obuwie, odzież, plecaki, przybory (zeszyty, notesy, piórniki, farby, plastelinę, kredki, ołówki, długopisy, kolorowy papier itp.). Artykuły wysyłaliśmy paczkami na Syberię.

A tak dziękował za dary ks. Andrzej Duklewski z
parafii rzymskokatolickiej w Tomsku: Wszystkim ofiarodawcom oraz osobom, które uczestniczyły w organizowaniu tej przesyłki, serdecznie dziękujemy w imieniu wszystkich dzieci. Niech sam Bóg wynagrodzi każdemu z Was. Pragnę zapewnić, iż zawartość paczek będzie przekazana dzieciom z syberyjskiego Białegostoku.

W ubiegłych latach, każdego roku przed Bożym Narodzeniem, robiliśmy dla naszych dzieci skromne paczki we własnym zakresie. Było z tym trochę kłopotów. W tym roku jest nam znacznie łatwiej dzięki Waszej pomocy, za co jesteśmy Wam niezmiernie wdzięczni.

Syberia kojarzy się Polakom przede wszystkim z katorgami, przymusowym osiedlaniem, łagrami. Ale były takie czasy, kiedy jechano tam dobrowolnie, by wreszcie stać się gospodarzem pełną gębą, zrobić karierę, przeżyć smak przygody. Chłopom siedzącym na kilku morgach i klepiącym okrutną biedę opowiadano, że za Uralem chleb rośnie na drzewach, a gospodarstwa tam takie, że końca nie widać, jak się rano wyjdzie przed dom. Wielu uwierzyło, niektórym się udało.

Aleksander Jocz, rodem ze wsi Rutewki na Grodzieńszczyźnie, wyjechał pod koniec 1896 roku na zwiad. Wskazano mu tajgę w gminie Mikołajewskiej, około stu wiorst od gubernialnego Tomska, na lewym brzegu potężnej rzeki Ob. Podobało się, propozycję kupili inni zainteresowani. Każda rodzina dostała przydział na wagon towarowy, do którego załadowano także krowy i sprzęty rolnicze.

Z Tomska popłynęli statkiem i stało się, na mapie syberyjskiej przybył kolejny punkt osiedleńczy: Nowo-Rybałowska. Okazało się, że przybysze nie są tak zupełnie sami, bo w pobliżu znajdowały się dwa legowiska niedźwiedzi.
Oczywiście, że było ciężko, nowych dopadły rozliczne plagi. Ziemia wprawdzie była, ale wpierw należało wykarczować drzewa i krzaki.

Cieszył natomiast fakt, że teraz wszystko zależy od własnego trudu i pomyślunku oraz od przychylności Boga, bo jaśnie państwa tu nie ma, a i władza nie przejawiała nadmiernego zainteresowania przybyszami. Po roku mieli już własny chleb, po kilku latach w niezbyt odległej wiosce stanęła szkoła i cerkiew. Wiosną 1914 roku osiedliło się kilka nowych rodzin spod Białej Podlaskiej. Ci ulokowali się pod drugiej stronie jeziora, więc żartobliwie nazwano ich "zabajkalcami".

I wówczas na zebraniu wiejskim zapadła decyzja, że całe to osiedle przyjmie nazwę Białystok należał do guberni grodzieńskiej, miał jednak znacznie więcej mieszkańców niż nadniemeńska stolica i stanowił największe centrum przemysłowe między Moskwą i Petersburgiem a Warszawą i Łodzią!

Świątynia

To była odważna decyzja, podjęta w 1902 roku. Jeszcze przecież osadnicy żyli w ziemiankach, jeszcze z trudem wiązali koniec z końcem. Na kościół postanowili opodatkować się po pięć rubli z rodziny, czyli po pół krowy. Do tego trzeba było dodać robociznę i tylko budulec był za darmo, pod ręką. W świętej intencji padły dorodne sosny, cedry i modrzewie. Pomoc okazali także osiedleni w tym rejonie Łotysze i Litwini. Budowę zwieńczył ogromny krzyż, obity świecącymi w słońcu białymi płytami. Zachwycało i wnętrze, hojny ofiarodawca zakupił fisharmonię. Cieszył się w niebie św. Antoni, bo jego wzięto za patrona świątyni. Pewnie nie tak zupełnie bezinteresownie, bo to przecież ostatnia pomoc w sytuacjach beznadziejnych, a tych tu nie brakowało.

Jak był Dom Boży, to zaproszono z Polski księdza Hieronima Cerpentę. Msze były wielką radością, hen, daleko, płynęły głosy dwóch dzwonów. Pomagały w ściągnięciu nowych amatorów gospodarowania na swoim, więc syberyjski Białystok ksiądz, zarejestrowano parafię. A 13 czerwca 1998 roku dopełnił się cud, biskup nowosybirski wyświęcił odrestaurowaną świątynię. Pomocy w odbudowie udzielili Polakom między innymi Niemcy i Ormianie, więc się pewnie po raz kolejny ucieszył św. Antoni Padewski.

Kołchoz

To była katastrofalnie beznadziejna sytuacja. Ci, którzy przebyli tysiące kilometrów, by wreszcie być gospodarzami na hektarach, okazali się wrogim elementem socjalnym. Władza sowiecka zaczęła od dręczenia ich coraz wyższymi podatkami i domiarami, czemu towarzyszyły zachęty do utworzenia kołchozu. Wypomniano mieszkańcom, że na przykład 1 maja 1931 roku z ośmiuset mieszkańców na demonstrację pierwszomajową stawiło się tylko 7 (słownie: siedmiu), a uczniowie poszli wówczas gromadnie do kościoła.

W 1935 roku w dalekim Białymstoku rozpoczęły się masowe aresztowania za "antysowiecką i antykołchozową agitację". Tym razem zapadły już nie "pchle" wyroki, bo po pokazowym procesie "prowodyrów" skazano na 10 lat łagrów. A aktywiści dopięli swego, powstał we wsi kołchoz "Krasnyj sztandar". Krasnyj, czyli czerwony, ale bliższe prawdy byłoby tłumaczenie - krwawy.

Szkoła

Za cara oficjalna nauka polskiego była zakazana, po cichu robił to od 1908 roku ksiądz. Szkoła w Białymstoku powstała po rewolucji lutowej. Potem bywało różnie, im lepszy pojawiał się nauczyciel, tym miał gorszą opinię u towarzyszy.

Zbudowano nowy okazały gmach, w nim jednak po polsku można było z czasem tylko szeptać. W listopadzie 1936 roku Wincenty Michnia pochwalił przymilnie podczas wiejskiego zebrania konstytucję ZSRR, co gwarantuje równe prawa obywateli do wykształcenia, po czym zapytał o przyczynę zaniechania nauki języka polskiego. Odpowiedź w roku następnym była - rzec można - makabrycznie kompleksowa: aresztowano wszystkich nauczycieli Polaków, następnie wszystkich mężczyzn Polaków ze wsi, w tym i obwinionego o "źle postawione" pytanie.

16 maja 1991 roku Maria Anna Świątkowska z Gdańska przeprowadziła w syberyjskim Białymstoku, po wielu obrotach koła historii, pierwszą lekcję polskiego. Popłynęły miłe dźwięki, a najstarszym mieszkańcom łzy z oczu. Niestety, znów są w białostockiej szkole kłopoty, do prawno-organizacyjnych doszły demograficzne.

Martyrologia

To powinna być najdłuższa opowieść, ale już pisano i u nas o wymordowaniu białostoczan spod Tomska. Aresztowania rozpoczęły się 13 sierpnia 1937 roku, NKWD zabrała między innymi dyrektora szkoły, przewodniczącego rady kołchozu (miał wątpliwości?), nauczycieli, brygadzistę, nawet siedemdziesięciolatka Feliksa Jocza. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść, w styczniu i lutym 1938 roku do wsi wpadały "ekipy śmierci". Zatrzymanych pędzono do Kriwoszeina, potem po zamarzniętej rzece "jak bydło" do Kołpaszewa. Po przesłuchaniach wrócili nieliczni, o pozostałych słuch zaginął. Wasyl Haniewicz, lider "Orła Białego", zestawił na podstawie zachowanych akt 98 krótkich biogramów kończących się informacjami: rozstrzelany (data), skazany na… lat łagrów, zmarł w więzieniu (łagrze). W tym wykazie aż 85 mężczyzn to rozstrzelani. Ich szczątki spłynęły po latach Obem, gdy woda podmyła brzeg z dołami wypełnionymi ciałami ofiar egzekucji.

Wśród rozstrzelanych był ksiądz prawosławny Mikołaj Karelin, który w syberyjskim Białymstoku, Tomsk i Nowosybirsk, skazany został w 1927 roku na trzy lata łagrów sołonieckich, a następnie zesłany też na trzy lata do Kraju Północnego, gdzie zmarł.

W wiadomy sposób NKWD "udowodniła", że w Białymstoku istniała kontrrewolucyjna szpiegowsko-dywersyjna i zarazem powstańcza organizacja POW, a kierował nią Polski Komitet Syberyjski. W. Haniewicz ustalił również nazwiska "inżynierów dusz", oprawców, katów. Doszedł też do przerażającego wniosku: "Praktycznie nie było w tych latach na Syberii ani jednej polskiej rodziny, której nie dotknąłby potok represji".

Epilog

Czytelniczka z białoruskiego Szczuczyna napisała: "Kiedy przeczytam całą książkę o Białymstoku Polaków. Tymczasem piszę do Was, a sama cały czas płaczę…".

Nie chcę być posądzony o prostactwo, ale można byłoby postawić kilka pytań. Ilu z nas przeczytało książkę Wasyla Haniewicza "Tragedia syberyjskiego Białegostoku, a sami pamiętajmy o nich w zaduszkowych modlitwach i myślach.

W tekście wykorzystałem fakty i sformowania z anonsowanej książki Wasyla Haniewicza. Są w niej także fotografie, fragmenty aneksji, rozwinięte biografie wybranych osób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny