Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świat bez duchowości jest nieludzki

Mirosław Miniszewski [email protected] tel. 085 748 95 43
Czy rzeczywiście obraz współczesnego człowieka jest właśnie taki: postać idąca w stronę własnego grobu, pchająca przed sobą wózek z zakupami?
Czy rzeczywiście obraz współczesnego człowieka jest właśnie taki: postać idąca w stronę własnego grobu, pchająca przed sobą wózek z zakupami?
Tak bardzo chciałbym wierzyć, że dzisiaj wieczorem, przy wigilijnym stole, obchodzimy pamiątkę tego wydarzenia, kiedy Niebo się otworzyło i na świat przyszła Miłość. Aby ją przyjąć, potrzebna jest wiara. Ci, którzy ją mają, są zaiste szczęśliwymi ludźmi.

Wydaje się, że nic nie ma już sensu. Wszystko, co do tej pory odkryliśmy - jako cywilizacja techniczna - wiedzie nas ku pustce. Żadna duchowość nie wydaje się możliwa w świecie, w którym Fryderyk Nietzsche ogłosił śmierć Boga, a kilka dekad później Michel Foucault poszedł jeszcze dalej, oznajmiając, że umarł sam człowiek. Jedyne, w czym się potrafimy doskonalić, to w rozwijaniu technologii. Przerosła ona już dawno nasze człowieczeństwo - czymkolwiek ono jest.

Czegokolwiek by nie zrobić, i tak wszystko zmierza ku śmierci i nic tego nie cofnie. Trudno się w takiej perspektywie poczuć bezpiecznie. Nie mamy się już na czym oprzeć. Nie mamy żadnych podstaw. A może tak się nam tylko wydaje? Być może nic się nie zmieniło i cały czas zło walczy z dobrem, a nasz świat jest polem tej walki - a zło właśnie chce, żebyśmy pogrążali się w pustce i zwątpieniu. Nie można tych wątpliwości rozwiać, ale można o nich myśleć. Można wątpić, ale także w drugą stronę - można przecież wątpić w to, czy Bóg aby na pewno umarł. A skoro on istnieje, to istnieje też świat ducha.

Walka

We wszechświecie toczy się zacięta walka pomiędzy siłami dobra a siłami zła. Świat jest odwiedzany przez anioły i demony. Napisano już o tym wiele. Do niedawna jeszcze każde dziecko miało wyobrażenie anioła. Platon i Orygenes twierdzili na przykład, że niemowlęta widzą jeszcze jakiś czas po urodzeniu duchowy świat pełen aniołów i ta pamięć pozostaje u człowieka przez całe życie, chociaż im człowiek starszy, tym słabsza. Znawcy tej tematyki twierdzą, że niemowlęta gaworząc i uśmiechając się podczas patrzenia w przestrzeń, mają rozmawiać właśnie z aniołami. Panował kiedyś pogląd, że aniołowie, w tym i ci upadli, mogą manifestować swoją obecność. Według świętego Tomasza z Akwinu w naturalnej postaci anioł ma formę kulistą, gdyż jest to bryła doskonała. Tradycyjna ikonografia zawsze przedstawia anioła jako androgyniczną i delikatną postać ze skrzydłami. Zadaniem aniołów jest reprezentować sprawy Królestwa Bożego w tym świecie, oznajmiać jego cele oraz chronić ludzi i pomagać im w walce z demonami lub wyciągać ich z opresji. Podobno też każdy ma swojego osobistego anioła stróża. Istnieje pogląd stanowiący, że komunikuje się on z człowiekiem, przede wszystkim podszeptując mu dobre myśli, tak, że ma on wrażenie, iż sam coś wymyślił. Czasami jednak aniołowie interweniują bardziej bezpośrednio. Bywa też, że stoją po stronie zła.

Poniżej kilka historii, które opowiedzieli różni ludzie. Pewne wypadki sprawiły, że twierdzili oni, iż doświadczyli dotknięcia istot z "tamtej strony" rzeczywistości. Odmieniło to ich życie. Dało wiarę, ale też respekt wobec faktu, że o człowieka toczy się w świecie ducha prawdziwa walka.

Coś spoglądało z mroku...

W 1969 roku w nowojorskim szpitalu psychiatrycznym na Bronksie rozpoczął pracę młody lekarz, dr Malcolm Sayer. Wkrótce po rozpoczęciu praktyki odkrył, że na jednym z oddziałów przebywa wielu pacjentów z taką samą diagnozą: śpiączka o nieustalonej przyczynie. Na kanwie tych wydarzeń powstał głośny film pt. "Przebudzenie", z Robertem de Niro i Robinem Williamsem w rolach głównych.

Dr. Sayer przeprowadził serię badań i stwierdził, że chorzy mają objawy zupełnie nietypowe dla śpiączki, np. potrafili złapać rzuconą w ich kierunku piłkę. Postanowiono rozpocząć eksperymentalną terapię nowym lekiem, która przyniosła zaskakujące rezultaty - wszyscy chorzy wybudzili się. Do tego pamiętali wszystko to, co działo się z nimi podczas choroby. Po jakimś jednak czasie objawy wróciły. Wszyscy już do śmierci pozostali w śpiączce. Potem podobno stwierdzono, że wszyscy zachorowali mniej więcej w tym samym czasie na skutek tajemniczej infekcji wirusowej, uszkadzającej system nerwowy.

Dostępne są pamiętniki doktora Malcolma Sayera. Opisuje on w nich swoje doświadczenia z tymi pacjentami. Pisze przede wszystkim, że wielokrotnie miał wrażenie, jakby "coś" tych ludzi trzymało w niewoli. Pisze wręcz, że z otchłani ich choroby spoglądało nań "coś" przerażającego i zimnego, "coś" złego. Bał się. Miało ono wieść w tych ludziach coś w rodzaju egzystencji. Warto pamiętać, że był to lekarz, naukowiec, i pisanie takich rzeczy nie było dla niego codziennością ani niczym łatwym.

Opętany

W 1998 roku Jacek, wolontariusz w jednej z polskich organizacji społecznych, pomagał przy opiece nad pewnym bezdomnym alkoholikiem, Tadeuszem, który, według opinii wielu osób, w tym duchownych, nosił wszystkie znamiona opętania. Opowiadał Jacek tak: "Widziałem, co się z tym opętanym działo, miałem nieraz wrażenie, że coś patrzy na mnie jego oczami i bardzo mnie nienawidzi".
Psychiatra określił stan Tadeusza mianem stanu psychotycznego. Księża zalecili jednak egzorcyzmy. Uzyskał w ten sposób pomoc i powrócił do zdrowia. Nigdy wcześniej nie był nadmiernie religijny, a mimo to twierdzi do dziś, że czuł obecność osobowego zła i że prowadziło ono z nim dialog. Potem weszło w jego ciało i przejęło nad nim kontrolę. Uwolnił się od tego dopiero po interwencji kapłana i modlitwach bliskich mu osób. Mówi też Tadeusz, że już nigdy w życiu nocą nie zgasi światła w pokoju.

Ratunek w obozie koncentracyjnym

W czasie II wojny światowej ksiądz Stanisław został aresztowany i umieszczony w obozie koncentracyjnym w Dachau. Przeżył koszmar obozu i wrócił do domu. Opowiadał potem, co się z nim działo. Cztery razy został przeznaczony do uśmiercenia zastrzykiem z fenolu. Cztery razy szedł w kolejce do ambulatorium. Zawsze - jak twierdził - jakaś niewidzialna ręka, a czuł ją na ramieniu, wyciągała go z kolejki czekających na śmierć i pozwalała mu przekonać obozowego lekarza, że jest sprawny i może pracować, chociaż było to nieprawdą. Nie potrafił tego wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób. Dlaczego? Dlaczego tylko on, skoro zginęły tam tysiące innych ludzi?

Dziecko, uważaj!

Małgorzata w lipcu 1968 roku pojechała w odwiedziny do rodziny w Warszawie. Była upalna, letnia niedziela. Szła przez rozpaloną słońcem i wyludnioną ulicę Grójecką. Zapewne z powodu doskwierającego gorąca wpadła w rodzaj odrętwienia. Nagle usłyszała jakiś głośny dzwonek i poczuła mocne szarpnięcie w tył. Prawie się przewróciła, ale trzymały ją mocno czyjeś ręce. Po sekundzie tuż przed nią, zaledwie na wyciągniecie ręki, szybko przejechał rozpędzony tramwaj. Odwróciła się i zobaczyła ubranego na biało starszego pana z siwą brodą, który łagodnym głosem powiedział: "Dziecko, uważaj!". Złapała równowagę, chwyciła się za głowę i poprawiła ubranie. Odwróciła się drugi raz i spostrzegła, że stała sama, na środku pustej ulicy.

Spotkanie po pielgrzymce

W styczniu 1945 roku z Bydgoszczy wycofywały się wojska niemieckie. Na ich miejsce weszli Rosjanie, którzy rabowali i gwałcili bez umiaru. Nastał też wtedy wielki głód. Wszystko, co było do zjedzenia po Niemcach, zjedli wyzwalający miasto czerwonoarmiści. Joanna była sama, z dwójką małych dzieci. Jako wierząca katoliczka, zgodnie z lokalną tradycją, udała się w pieszą pielgrzymkę do najdalej położonego kościoła w obrębie miasta, z intencją rozwiązania problemu. Dotarła do tej świątyni i pomodliła się w niej. Kiedy wychodziła, spotkała jakąś kobietę, która zagadywała ją o to i owo. Po chwili kobieta ta zapytała Joannę, czy nie szuka może jakiegoś zajęcia, bowiem pewna w miarę dobrze ustawiona rodzina myśli o pomocy domowej w nadziei na szybki powrót do normalnego życia, takiego, jak przed wojną. Za pracę oferują jedzenie, bo mają spore zapasy. Joanna się zgodziła i dostała adres. Poszła tam od razu. Drzwi otworzyła jej kobieta w średnim wieku. Joanna przedstawiła sytuację, powołując się na rozmowę z osobą sprzed kościoła. Gospodyni była mocno zdziwiona -- powiedziała, że dopiero parę godzin temu rozmawiała z mężem o tym, że przydałby się ktoś do pomocy w zaprowadzaniu porządku w zdewastowanym domu. Joanna została zaproszona do salonu. Gospodarze zapytali o to, kto jej dał ich adres. Ona wskazała na portret kobiety wiszący na ścianie i powiedziała: "To ona". Państwo spojrzeli po sobie ze zdziwieniem i kobieta powiedziała: "To moja matka, zmarła siedem lat temu". Joanna dostała tę pracę oraz schronienie dla siebie i dzieci. Udało się im przeżyć ciężki czas zimy i wiosny w 1945 roku. Nie zaznali już głodu, nie cierpieli zimna, nie zgwałcili ich Rosjanie, nie zabili ukrywający się głodni i gotowi na wszystko Niemcy.

Szept

Zdarzyło się to na dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia 1991 roku. Krzysztof udał się do miasta na świąteczne zakupy. Chciał wejść do sklepu, który mieścił się w remontowanej kamienicy. Stało tam rusztowanie. Kiedy pod nim przechodził i prawie już stawiał nogę na schodach do sklepu, ktoś szepnął mu za uchem, zwracając się doń po imieniu. Krzysztof odwrócił się, sądząc, że to ktoś znajomy robi sobie żarty, ale nikogo za nim nie było. Nagle, jakieś dziesięć centymetrów od niego, szparą pomiędzy ścianą a rusztowaniem spadł potężny kawał oderwanego gzymsu. Gdyby Krzysztof na ułamek sekundy nie zatrzymał się i nie odwrócił, tej historii nikomu by już nie opowiedział...

Dlaczego?

Historie te zostały mi opowiedziane przez znajomych ludzi, za wyjątkiem pierwszej. Niczego one nie dowodzą. Z racjonalnego punktu widzenia nie mają żadnej wartości. Nie mogą się dziać - zgodnie ze stanem naszej wiedzy - takie rzeczy! Każdą z nich można spróbować wyjaśnić, używając rozumu, wykazując, że to jedynie kwestia wyobraźni, pomieszania zmysłów lub po prostu życzeniowe myślenie. Dla tych ludzi te wydarzenia były jednak bardzo istotnymi czynnikami, zmieniającymi ich życie.

Zakwestionowaliśmy, jako cywilizacja, wszystkie duchowe odniesienia dla człowieka i jego życia. Mimo to chyba w każdym z nas tli się iskierka nadziei, że to jednak nie jest tak, że jest jakiś sens, cel. Dlaczego jednak te "dotknięcia" z tamtej strony - o ile takowa istnieje - są tak niewyraźne i niejednoznaczne? Dlaczego jest nam dane błądzić w niepewności? Przede wszystkim dlaczego tylko nielicznym jest dane doświadczyć czegoś, co pozwala im uwierzyć w Opatrzność, Dobro i Miłość, a także Zło i Mrok, do których uznania musi innym wystarczyć sama tylko wiara? Świat bez duchowości jest pusty, nieludzki. W takim otoczeniu zaiste człowiek umiera, zaraz po Bogu. Ponoć diabli do hasania potrzebują rozległej pustyni.

Z samej materii już więcej nic nie wyciśniemy. Jadąc kilka dni temu ruchomymi schodami w jednym z białostockich centrów handlowych, patrzyłem na ludzi trzymających kurczowo wózki pełne zakupów, taszczących wielkie kartony ze sprzętem RTV - więcej udźwignąć już naprawdę się nie da. Nie dostrzegałem jednak na twarzach tych osób tego, czego można by się w takiej sytuacji spodziewać - radości i zadowolenia. Byli, tak się mi przynajmniej wydawało, ogarnięci obojętnością. Mieli miny bez jakiegokolwiek wyrazu, emanowała z nich pustka. Bez odniesienia do wyższego sensu i ducha życie człowieka staje się tylko wydłużonym w czasie pogrzebem. Czy rzeczywiście obraz współczesnego człowieka jest właśnie taki: postać idąca w stronę własnego grobu, pchająca przed sobą wózek z zakupami?

Tak bardzo chciałbym wierzyć, że dzisiaj wieczorem, przy wigilijnym stole, obchodzimy pamiątkę tego wydarzenia, kiedy Niebo się otworzyło i na świat przyszła Miłość. Aby ją przyjąć, potrzebna jest wiara. Ci, którzy ją mają, są zaiste szczęśliwymi ludźmi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny