Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oblany egzamin ministra

Tadeusz Jacewicz
Teraz nazywa się to rzeczywistością wirtualną, dawniej mawiano "wszystko na niby". Termin dotyczy spraw, które nie mają kształtu, jednoznacznych wymiarów i precyzyjnej definicji. Pół biedy, jeśli takie zasady stosuje pojedyńczy człowiek. Może narobić trochę szkód, ale otoczenie przykleja mu etykietkę miglanca i już nie ma łatwo. Jest lekceważony, wyśmiewany, poszturchiwany. Gorzej, jak działa tak państwo. Szkody są duże, skutki też. W PRL wszystko było na niby, od "dyktatury proletariatu", który ludowa milicja chętnie pałowała po wzrost siły Polski, który skończył się pustymi sklepami i długami, jakie do dzisiaj płacimy. Skłonność do działania na niby przeszła nietknięta do III RP i chyba jako pierwsza wejdzie do czwartej, jeśli coś takiego powstanie. Zmieniły się slogany, zamiast drewnianych haseł politruków mamy podniosłe zaklęcia patriotów-monopolistów. Styl inny, sens taki sam. Mamy państwo na niby. Amnestia dla maturzystów, którzy nie zdali egzaminu dojrzałości, świetnie się w ten wirtualny świat oficjalny wpisuje. Jest to przedłużenie dawnego poglądu, że władza może wszystko. Jeśli zechce, to awansuje, jeśli nie, to wyrzuci z pracy lub zdegraduje. Dawniej ludzie "dostawali" mieszkania, chociaż płacili za nie słono, bo urzędnicy decydowali, komu pozwolić zapłacić. Władza dawała paszporty i zameldowanie w Warszawie. Dawniej i teraz daje lukratywne posady. Nawet w PRL jednak nie zaryzykowano dawania matur tym, którzy nie zdali egzaminu. Kiedyś wylało mi się mleko w samochodzie. Mimo bardzo starannego wycierania, niemiły zapach pozostał i każdy, kto do auta wsiadał, podejrzliwie pociągał nosem. Sprzedałem samochód za mniej, niż można było dostać. Zapaszek sporo mnie kosztował. Decyzja ministra edukacji będzie nas bardzo długo uwierać. To jest nie tylko udana próba psucia państwa, ale nadwyrężenie podstawowych zasad, które i życiem publicznym i prywatnym powinny kierować. Udowodniono nam, że wszystko jest na niby. I to w czasie, kiedy wiele podstawowych prawd mozolnie odkrywamy na nowo. Ta decyzja warta jest drobiazgowej analizy. Brytyjczycy takie działania pogardliwie określają "moving the goal posts during the game" (przesuwanie słupków bramki podczas meczu). Oznacza to jedno z najcięższych naruszeń porządku publicznego: zmianę reguł w czasie gry. Państwa, które to praktykują, grzęzną w galarecie prawnej i etycznej. Sygnał, wysłany przez amnestię maturalną do milionów młodych ludzi (nie tylko do 50 tysięcy ułaskawionych), jest jednoznaczny. Nie wierzcie w nic do końca, bo nic nie jest do końca prawdziwe. Prawnicy mamroczą, że prawo nie może działać wstecz, nauczyciele mówią o niepedagogicznym posunięciu, ale polityczni mędrcy są zachwyceni. "Trzeba młodym ludziom dać szansę" - z uznaniem mówił jeden z nich, niepełny zresztą maturzysta. Dano więc szanse zrozumienia, że lepiej kombinować, niż ciężko pracować, bo zawsze można coś załatwić. Wyrządzono ogromną szkodę autorytetowi państwa, pojmowaniu prawa i szacunku dla zasady, że sukces można odnieść tylko pracą. Młodzi ludzie bezpośrednio dotknięci ministerialną decyzją przyjęli ją oczywiście z radością. Inni, których amnestia nie objęła, z wściekłością. Cała reszta maturzystów, ci, którzy normalnie zdawali i zdali, musi patrzeć na to z pogardliwą ironią. Gest ministra wziął się z kilku powodów. Najważniejszym jest przekonanie, że władzy wolno wszystko. Tak myśleli towarzysze w PRL i taki zapis genetyczny przekazali dzisiejszym władcom. Kilka lat temu panowała moda na tzw. koguty, czyli niebieskie lampy błyskowe. Można je było wystawiać na dach samochodu i wtedy zyskiwał on przywileje pojazdu uprzywilejowanego. Tłumy urzędasów i kręcących się przy władzy cwaniaków błyskały na niebiesko, nadymając się przewagą nad pospólstwem. Koguty zniknęły, nie bardzo wiem dlaczego, ale pozostały przepustki do wjazdu na różne zamknięte ulice i place. Samoloty czekają (z pasażerami w środku) na spóźnionych wiceministrów. Tylko pociągi uchroniły się od specjalnych uprawnień władzy, bo ta niechętnie nimi jeździ. Rozumiem pozornie racjonalną motywację hojnego ministra. Jego partia buja się w sondażach na poziomie 1-2 proc. poparcia i każdy głos jest na wagę złota. Papierki maturalne dla 50 tysięcy ludzi to pewne 50 tysięcy głosów - chyba, że obdarowani pokażą panu ministrowi gest Kozakiewicza. Jeśli doliczyć rodziców, szwagrów i wujenki, może być 5-6 głosów na jedno świadectwo. Razem ze 250-300 tysięcy głosów. Dla peryferyjnej partyjki to więcej niż milion wygrany w Lotka przez biedaka. Między bajki można włożyć podniosłe zaśpiewy, że najbardziej liczy się człowiek, trzeba więc pomóc młodym, którzy się potknęli. Dla polityków najbardziej liczy się ich kariera i głosy, które są do niej kluczem. Podejmą każdą decyzję, nawet najbardziej szkodliwą, żeby nie wypaść z obiegu. Przyszłość pokaże, czy kalkulacja hojnego ministra była dla niego skuteczna. Na razie jest pewne, że własny egzamin dojrzałości żałośnie oblał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny