Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O szczęściu Reginy i Edwarda. Pół wieku we dwoje

Julita Januszkiewicz
Cieszymy sie, ze te pól wieku minelo nam w zdrowiu oraz pomyślności – mówią Regina i Edward Dziemianowicz, jubilaci.
Cieszymy sie, ze te pól wieku minelo nam w zdrowiu oraz pomyślności – mówią Regina i Edward Dziemianowicz, jubilaci.
Przed pięćdziesięciu laty, kiedy przed ołtarzem przyrzekali sobie miłość i wierność małżeńską, nawet przez chwilę nie pomyśleli, że razem dożyją tylu lat. Że doczekają tej cudownej chwili. W tym roku Regina i Edward Dziemianowicz obchodzili 50 - lecie małżeństwa.

Poznali się przypadkowo, w sierpniu 1957 roku. Pani Regina była młodą nauczycielką.

Pracowała wówczas w szkole podstawowej w Turośni Dolnej. Wakacje spędzała w rodzinnych stronach, koło Ciechanowca.

- Wracałam z obozu w Kłodzku. Szłam do domu. W jednym ręku trzymałam torbę - pani Regina doskonale pamięta ten dzień. Nagle spojrzała w stronę jednego z domostw. Stał wysoki, postawny mężczyzna. Przyglądał się jej z uwagą. Kiedy pani Regina zbliżała się, ów cofnął się i skrył się za budynkiem.

Młoda kobieta tylko dyskretnie się obejrzała i po chwili stanowczym krokiem poszła dalej.

- Wtedy po raz pierwszy go zobaczyłam - wspomina.

Tylko kiwnęła głową…

I przypadek, a może zrządzenie losu sprawiło, że po kilku dniach nieznajomy pojawił się w jej mieszkaniu. Przyprowadził go kuzyn pani Reginy. Z kolei ta natychmiast skojarzyła, że to ten sam tajemniczy mężczyzna, którego widziała zaledwie kilka dni wcześniej. - Poznaliśmy się, porozmawialiśmy trochę, pośmialiśmy się…I to wszystko - opowiada pani Dziemianowicz.

Akurat kończyły się wakacje i nauczycielka dostała powiadomienie, że musi pojawić się na szkolnej konferencji. Tymczasem panu Edwardowi dziewczyna tak się spodobała, że bardzo odważnie spytał wprost, czy mógłby ją odwiedzić. A ta odruchowo tylko kiwnęła głową. I pan Edward już pierwszego września odwiedził koleżankę. - Byłam całkowicie zaskoczona…- wspomina z uśmiechem pani Regina.

- Owszem, był ładny, przystojny, elegancki i szarmancki. Ale jakoś tak dziwnie nie podobała mi się jego fryzura. Nie byłam nią zachwycona - mówi.

- Bo włosy nie zdążyły odrosnąć….- tłumaczy pan Edward. - Proszę panią, trzeba było się śpieszyć. Ja już miałem grubo ponad trzydzieści lat…-- zamyśla się. W pani Reginie urzekło go to, że pochodziła z jego rodzinnych stron.

- Poza tym ciocia zachwalała, że to uczciwa i porządna dziewczyna - mówi.

I w końcu się oświadczył...

Para przypadła sobie do gustu. Najpierw były niewinne, przyjacielskie spotkania, które przerodziły się wkrótce w głębokie uczucie. Aż w końcu postanowili się pobrać. Oświadczyny też były przypadkowe.

- Edward wybrał się ze mną na Wszystkich Świętych do mojej rodziny pod Ciechanowcem. I z zaskoczenia poprosił rodziców o moją rękę - opowiada jego ukochana. Pani Regina oczywiście się zgodziła, a rodzice również.

Ślub odbył się 16 sierpnia 1958 roku. Do dziś małżonkowie pamiętają tę ważną uroczystość.

- Po sukienkę ślubną jeździłam aż do Warszawy - wspomina pani Regina.

- Był problem ze zdobyciem materiału na garnitur - dodaje pan Edward.

Ale na ślubie miał elegancki garnitur. Pobrali się w Ciechanowcu. Potem było skromne przyjęcie w domu panny młodej. - Była nasza najbliższa rodzina - opowiadają.

Małżonkowie zamieszkali w Turośni Dolnej , u państwa Kondziorów. Wynajmowali nieduży pokój.

Pan Edward codziennie dojeżdżał do pracy w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Łapach.

- Szedłem pieszo trzy kilometry do Baciut, a tam wsiadałem do pociągu. Potem dojeżdżałem motocyklem - opowiada Dziemianowicz.

Natomiast żona uczyła w miejscowej szkole.

A lata płynęły

Już rok po ślubie rodzina się powiększyła. Na świat przyszły bliźnięta, czyli synowie Lech i Krzysztof. W tym samym roku rodzinie przyznano też mieszkanie.

- Dostaliśmy kuchnię, ale bez okna oraz mały i duży pokój, z tym, że większy zajmowała koleżanka - mówią.

Kiedy urodziły się dzieci, to małżonkom przybyło obowiązków.

- Na szczęście mąż mi pomagał. Karmił, kąpał, przewijał maleństwa - wspomina pani Regina. W międzyczasie znaleźli opiekunkę. - Podczas szkolnych przerw często zaglądałam do chłopców. Sprawdzałam czy wszystko jest w porządku - mówi.

Na nasze pytanie, czy ciężko było wychować w tamtych czasach dwoje dzieci, odpowiadają, że łatwo nie było.

- Ale na szczęście zawsze dzieci były dobre, posłuszne. Nigdy z nimi nie było problemów, zarówno w domu, jak i w szkole - rodzice są zgodni.

Dopiero w 1978 roku rodzina przeniosła się do Łap i zamieszkała w swoim własnym domu. Pan Edward pracował w ZNTK, a jego żona rozpoczęła pracę w Szkole Podstawowej nr 1. Lata upływały. Synowie dorośli, skończyli szkoły. Zaczęli pracować i założyli własne rodziny. - Krzysztof mieszka i pracuje w Łapach, a starszy od niego o dziesięć minut Lech wyjechał z kraju - opowiadają.

Raz lepiej, raz gorzej

Państwo Dziemianowiczowie dziś są już na emeryturze i szczęśliwie doczekali się wnucząt. Choć mieszkają sami, to dzieci i wnuki ich odwiedzają.

Po latach przyznają, że pół wieku spędzonego razem minęło bardzo szybko. - Nawet się nie obejrzeliśmy jak ten czas minął. Było różnie: raz lepiej, raz gorzej. Ale we dwoje przejść przez życie łatwiej - uśmiechają się. Bo cieszą się, że te wszystkie lata upłynęły im w zdrowiu i pomyślności. - Nie zdarzały się żadne większe problemy zdrowotne - podkreślają.

Co mogą doradzić młodym ludziom, którzy właśnie zakładają rodzinę? I jaka jest ich recepta na udane małżeństwo?

- Najważniejsze to wzajemna wyrozumiałość, szacunek, zgoda i zrozumienie - podkreślają jubilaci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny