MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niunię opętał diabeł. Zabiła męża, stopami uciskała mu szyję.

Jacek Wolski redakcja @poranny.pl
Izbicka od początku przyznawała się do winy. Powiedziała, że żałuje tego, co zrobiła.
Izbicka od początku przyznawała się do winy. Powiedziała, że żałuje tego, co zrobiła. Fot. Jacek Wolski
To Teresa grała w tym małżeństwie pierwsze skrzypce. On na wszystko się zgadzał, nazywał ją Niunią. A ona go zabiła.

Co chwila sprawdzała, czy mąż żyje. Ponieważ wciąż oddychał, dalej stopami uciskała mu szyję. Na moment musiała przerwać, bo w sąsiednim pokoju rozpłakało się dziecko.

Poszła je uśpić. Ale po chwili wróciła i dokończyła dzieła. - Ręce mam słabe, ale nogi silne - chwaliła się policjantom, którzy przyjechali na miejsce. - W młodości uprawiałam kolarstwo.

Ryszard Tomkiewicz, doświadczony suwalski prokurator, w swoim karierze z takim zabójstwem się jeszcze nie zetknął. Uważa więc, że wyrok, jak właśnie zapadł - 12 lat - jest zdecydowanie za niski.

Nie wiem, dlaczego

Zza ławy oskarżonych 36-letniej Teresy Izbickiej (sąd zgodził się na ujawnienie jej personaliów i wizerunku) niewiele widać. Aż trudno uwierzyć, że do czego zdolna jest ta filigranowa kobieta.

- Przyznaję się do winy - powiedziała ledwo słyszalnym głosem. - Nie wiem, dlaczego to zrobiłam.

Małżeństwem byli siedem lat. Mieli troje malutkich dzieci. Najstarsze skończyło niedawno cztery lata. - To była w miarę porządna rodzina - opowiadali sąsiedzi. - Owszem, popijali, ale szczególnie wielkiej patologii tam nie było. Dbali o dzieci, pracowali.

To był początek czerwca ubiegłego roku. Najpierw trochę pili. Potem ona poszła spać. Ale się obudziła. W kuchni zaczęła się awantura. On chciał ponoć wyjść do miasta, ona mu nie pozwalała. Popchnęła go, przewrócił się i wyrżnął głową o podłogę. Niespełna 40-letni mężczyzna stracił przytomność.

- To wtedy w głowie oskarżonej zrodził się pomysł, że nadarza się okazja, by rozwiązać wszystkie swoje problemy - mówił sędzia.

Izbicka zaczęła chodzić po szyi męża. Raz, drugi, trzeci. Przed sądem opowiedziała szczegóły. Jak to co chwila sprawdzała, czy mąż oddycha, jak zrobiła przerwę na uśpienie dziecka i jak, kiedy było już po wszystkim, wezwała pogotowie i policję.

Na jakąkolwiek reanimację było jednak za późno. Kiedy na miejscu pojawił się lekarz, mężczyzna nie żył już od około godziny. - W końcu zrobiłam porządek - miała powiedzieć jednemu z policjantów.

Przewieziono ją do aresztu. Dzieci trafiły natomiast do rodziny zastępczej. Najstarszy chłopczyk prawdopodobnie widział całe zdarzenie.

- Niunia dusi ojca, Niunia dusi ojca - powtarzał później. Per Niunia mąż zwracał się do swojej żony. Dzieci z kolei nigdy nie mówiły o nim tata, a najwyżej ojciec.

Brak dowodów

Przed suwalskim sądem Izbicka opowiadała o swoim życiu.

- Mąż był o mnie straszliwie zazdrosny - twierdziła. - Chciał, żebym najlepiej w ogóle nie wychodziła z domu. Wściekał się, kiedy postanowiłam pójść do pracy. Mówił, że sprzątanie i sadzenie kwiatków, a takie prace wykonywałam, to wielki obciach.

Opowiadała, że mąż był agresywny. Wyzywał, brał się do bicia, straszył nożem. - Raz odbił mi nerkę - zeznawała. W 2008 roku miała złożyć wniosek o rozwód, ale zaraz go wycofać. - Groził, że jak go opuszczę, odnajdzie mnie i dzieci i wszystkich nas pozabija - opowiadała. Nie ma jednak żadnego potwierdzenia, ani odbicia nerki, ani złożenia wniosku rozwodowego. A to ważne okoliczności. Mogły wpłynąć na wysokość kary.

Znajomi nie potwierdzali, aby Izbicka przeżywała z mężem gehennę. To ona była w tym związku osobą bardziej agresywną - mówili. - Wywoływała awantury, potrafiła go uderzyć przy innych ludziach. A ten nawet jej nie oddał. Siostra zamordowanego opowiadała, jak kiedyś cudem uszła z życiem. Izbicka miała ją zaatakować tasakiem czy czymś w tym rodzaju.

- On był wobec niej bardzo uległy - opowiadała jedna ze znajomych rodziny. - W tym małżeństwie to ona grała pierwsze skrzypce. Czasami zachowywała się, jakby ją diabeł opętał.

Sąd nie znalazł żadnych dowodów na to, że mąż znęcał się nad swoją żoną. Pytanie, dlaczego doszło do morderstwa pozostało więc bez odpowiedzi.

Nie widziała wyjścia

Prokurator żadnych okoliczności łagodzących w tym przypadku nie dostrzegł. - Nikt nie ma prawa pozbawiać życia inną osobę - mówił. - Nawet jeśli się jej nienawidzi. Zażądał dla oskarżonej 25 lat więzienia. Obrona wnioskowała o karę możliwe najniższą.

- Oskarżona nie widziała innego wyjścia z życiowej sytuacji, w jakiej się znalazła - twierdziła pani mecenas. - Miała trudne życie i z tym sobie nie radziła. Takie rozumowanie sąd odrzucił. I, podobnie jak prokurator, nie znalazł okoliczności łagodzących. Ale wyrok specjalnie surowy nie był - 12 lat więzienia.

Prokuratura zapowiada apelację. - Chciałabym wrócić do moich dzieci - powiedziała Izbicka w ostatnim słowie. Kiedyś pewnie to nastąpi. Tyle, że maluchy będą już wtedy niemal dorosłe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny