Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nauka wymagała poświęceń. Odrabiała lekcje przy lampie naftowej

Alicja Zielińska [email protected] tel. 85 748 95 45
Mieszkałam w Łysych koło Strabli. W naszej wsi szkoła była tylko sześcioklasowa, więc podstawówkę kończyłam w Białymstoku, a potem dalej uczyłam się w Technikum Ekonomicznym. Nauka zaczynała się po południu, do domu wracałam o północy. Światła jeszcze nie było, lekcje odrabiałam przy lampie naftowej - opowiada Janina Kuźmicka.

Przyniosłam te zdjęcia, chciałam je pokazać, może ktoś rozpozna siebie, albo przypomni tamte lata - zaczyna swoją opowieść Janina Kuźmicka (Zadykowicz). - Ja pamiętam wszystkich, dlatego że często oglądam stare fotografie. Lubię wspominać. Jedna z koleżanek jest lekarką, z niektórymi uczyłam się potem w szkole średniej.

Na zdjęciu są uczennice ze Szkoły Podstawowej numer 5. Uczyły się w niej same dziewczęta, szkoła była żeńska. Mieściła się przy ul. Pałacowej, gdzie teraz jest NFZ, tylko oczywiście inaczej ten budynek wyglądał. To był rok 1948. Pierwsze lata po wojnie, skromnie, biednie. Na koniec roku szkolnego, ustawiliśmy się do fotografii, miała być na pamiątkę. Wtedy z tego żartowaliśmy, a teraz z sentymentem myślę o tamtej chwili. Jak to szybko minęło, nie wiadomo kiedy. Kiedy człowiek jest młody, to nie zdaje sobie z tego sprawy. Do mnie też to nie docierało, jak dziadkowie, czy rodzice mówili. Poszłyśmy na rynek na Bojary, teraz tam jest pawilon spożywczy WSS, kupiłyśmy goździki. Kierownikiem szkoły był pan Pawłowski, naszą wychowawczynią była pani Józefa Stolarczyk (uczyła matematyki). Chemię miała pani Kwaczyńska, fizykę pan Januszko. Historii uczyła pani Ołdytowska, śpiewu pani Kukiewicz.

Bardzo miło wspominam naukę w SP nr 5, chociaż uczyłam się tam tylko rok. Nasza klasa znajdowała się od ulicy, na piętrze. Warunki nauki wtedy, i w ogóle życia były bardzo skromne.

Pochodzę z Łysych koło Strabli, do dzisiaj zresztą tam mieszkam. W naszej wsi podstawówka kończyła się na szóstej klasie. Do siódmej klasy rodzice wysłali mnie do Białegostoku. Na Bojarach, niedaleko właśnie SP nr 5 mieszkała ciocia, to przesądziło o wyborze szkoły, bo mogłam też zapisać się do jakiejś podstawówki w pobliżu dworca, miałabym bliżej. A tak przez całe miasto musiałam chodzić pieszo. Nigdy jednak nie żałowałam tego. Początkowo może trochę obco czułam się w nowym środowisku, jedyna ze wsi, wiadomo, szybko jednak to minęło. Nauka nie sprawiała mi kłopotu, dobrze się uczyłam, z matematyki zaliczałam się do najlepszych. Dojeżdżałam do szkoły codziennie, czasami tylko w największe mrozy czy zawieje nocowałam u cioci. Wysiadałam na dworcu i szłam pieszo przez całe miasto.

Wstawałam wcześnie rano, po piątej, bo przed siódmą był pociąg, trzeba było dojść jeszcze kilometr do stacji. Pociąg jechał godzinę. Różnie się jechało, bardzo często na stojąco, w ścisku, tłoku, dużo ludzi dojeżdżało do Białegostoku, młodzież do szkół, dorośli do pracy. Przedziały były nie ogrzewane. Początkowo, pamiętam, że jeździły takie wagony jak bydlęce, z ławkami na środku. W tamtych czasach pociągi często kursowały. Przez Strablę jechał pociąg do Krakowa, do Lublina. Jak poszłam na emeryturę 22 lata temu, to jeszcze do Lublina jeździł. Było siedem pociągów do Białegostoku. A teraz są tylko trzy i jeżdżą tylko do Czeremchy.

W "piątce" uczyły się same dziewczyny, była to szkoła żeńska. Psociłyśmy jednak też jak chłopaki, w tym wieku to różne zabawy są w głowie, nie zawsze mądre, ot, pamiętam herbatę wylewałyśmy na chodnik, dla hecy, żeby zwrócić uwagę.

Po podstawówce uczyłam się w technikum ekonomicznym, przy ul. Warszawskiej. Tu z nauczycieli najbardziej wspominam polonistę Zbigniewa Troczewskiego. Był naszym wychowawcą. Wspaniały nauczyciel, tak prowadził lekcje, że aż chciało się uczyć. Zadawał wypracowania, na przykład: Dlaczego koza skacze na pochyłe drzewo? Albo: Czy można na pomniku Kochanowskiego wykuć słowa Horacego "nie cały umrę". Nie wystarczyła tylko znajomość literatury, należało jeszcze wykazać się własnym zdaniem, szerszą refleksją. Jak dziś myślę, to on w ten sposób nas skłaniał do myślenia. Pamiętam, koleżanki napisały długie wypracowania, na parę stron papieru arkuszowego, a moje było krótkie. Martwiłam się, jak profesor oceni, pewnie dostanę jakąś słabą tróję, albo każe mi poprawiać, a tu miłe zaskoczenie, piątka. Ach co to była za radość, do dziś to wspominam. Tyle lat minęło, a ja pamiętam doskonale, jakby wczoraj się zdarzyło.

Dyrektorem był Józef Humeńczyk, elegancki, zawsze w garniturze. Od razu wzbudzał szacunek i czuliśmy przed nim resoekt.

Lekcje w Ekonomiku zaczynały się po południu i trwały przeważnie do ósmej. Miałam już więc trochę trudniej. Pociąg odjeżdżał dopiero o jedenastej wieczorem. Czekałam więc na dworcu, w świetlicy, jak i pozostała młodzież, nie było innego wyjścia. Można tu było zjeść kanapkę, wypić herbatę, odrobić lekcje, panie świetlicowe chodziły, pilnowały porządku. Dało się wytrzymać. W domu wracałam po północy. Światła nie było, ciemnica straszna, jak się wysiadało. Elektryczność założono w naszej wsi dopiero w 1957 roku. A ja maturę zdawałam w 1953 roku, uczyłam się więc przy lampie naftowej. Kiedy nauki było dużo, to z rana przyjeżdżałam do cioci na Bojary, odrabiałam lekcje i na 14 szłam do szkoły.

Podróżowanie pociągiem było normalne, nikt się nie bał, czy to dzień czy noc. Dwie, czy dziesięć osób wracało, żaden strach, po drodze wysiadaliśmy i szliśmy do swoich domów, O ileż razy, przyjeżdżałam, pusto, a ja jeszcze kilometr musiałam iść do wsi, sama. Przyzwyczaiłam się. Potem dojeżdżałam jeszcze 37 lat do pracy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny