Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na oddziale ratunkowym trzeba mieć silne nerwy

Z prof. Jerzym Robertem Ładnym rozmawia Urszula Ludwiczak
Katarzyna i Grzegorz Kozikowscy, rodzice Bolka, są zdania, że życie ich dziecka mogło uratować zwykłe badanie krwi. Takiego jednak w szpitalu nie wykonano. Dziecko było dwukrotnie odsyłane z SOR-u w UDSK, mimo że kierowali je do szpitala lekarze rodzinni. Gdy rodzice wykonali badanie krwi na własną rękę, okazało się, że chłopiec ma ostrą białaczkę. Jej powikłaniem był udar. Chłopczyk zmarł.
Katarzyna i Grzegorz Kozikowscy, rodzice Bolka, są zdania, że życie ich dziecka mogło uratować zwykłe badanie krwi. Takiego jednak w szpitalu nie wykonano. Dziecko było dwukrotnie odsyłane z SOR-u w UDSK, mimo że kierowali je do szpitala lekarze rodzinni. Gdy rodzice wykonali badanie krwi na własną rękę, okazało się, że chłopiec ma ostrą białaczkę. Jej powikłaniem był udar. Chłopczyk zmarł. Archiwum
Wiem, że jest decyzja władz Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, aby zacząć uczyć empatii studentów medycyny, popieram ten pomysł. Tylko myślę, że tu rozwiązaniem byłoby też zwiększenie obsady lekarskiej na dyżurach, przez co byłoby mniejsze obciążenie pracą.

Z prof. Jerzym Robertem Ładnym, p.o. konsultanta krajowego w dziedzinie medycyny ratunkowej, do niedawna podlaskiego konsultanta w tej dziedzinie, rozmawia Urszula Ludwiczak

Obserwator: Rodzice 13-miesięcznego Bolka, który zmarł w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym, uważają, że jego życie mogło uratować zwykłe badanie krwi, którego nie wykonano dziecku podczas dwukrotnej wizyty w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Dyrekcja UDSK przyznała, że niewykonanie badań krwi podczas drugiej wizyty w szpitalu, było błędem. Czy badania krwi nie powinny być rutynowe, zwłaszcza na dziecięcych SOR-ach, gdzie pacjentami są małe dzieci, z którymi trudno jest się nieraz porozumieć?

Prof. Jerzy Robert Ładny: Lekarzy pracujących (i dyżurujących) w SOR-ze obowiązuje ustawa o zawodzie lekarza, która nakazuje zbadanie każdego pacjenta. Badanie to składa się z badania podmiotowego (wywiadu), przedmiotowego i badań dodatkowych. Dopiero gdy lekarz wykona badanie podmiotowe, zbierze wywiad, decyduje czy są potrzebne badania dodatkowe i jakiego rodzaju, czy to akurat mają być badania krwi. Trzeba pamiętać, że w systemie ochrony zdrowia są też lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, którzy mają pewną pulę przeznaczoną na badania diagnostyczne. Jeśli decydują o wysłaniu pacjenta do szpitala, dobrze by było, aby przynajmniej podstawowe badania takiemu choremu wcześniej wykonali. A tymczasem często na SOR zgłaszają się pacjenci, którzy nie mają rozpoznania choroby, ale jedynie objawy, jak np. ból głowy. SOR-y muszą potem wykonać te dodatkowe badania. Szacuje się, że od 30 do 80 proc. pacjentów, którzy trafiają na SOR, tak naprawdę nie powinno się tam znaleźć, a być obsłużonym przez lekarzy rodzinnych czy specjalistów.

Może w związku z tym pracujący w tych oddziałach lekarze wychodzą z założenia, że skoro pacjent przyszedł na SOR, to znaczy że równie dobrze mógł pójść do lekarza rodzinnego albo specjalisty i tylko ten chory, którego przywieziono karetką, tak naprawdę potrzebuje pomocy?
- Nie można tego tak uogólniać. SOR jest dla każdego pacjenta. Ta jednostka szpitala nastawiona na ratowanie ludzi w stanie zagrożenia zdrowotnego, jest dla wszystkich. Oczywiście, dobrze by było, aby zgłaszali się tu pacjenci wymagający leczenia na SOR-ze. Ale nawet jeśli jest to pacjent z bólem głowy od wielu dni, lekarz na pewno do niego podejdzie z taką samą starannością. Nie mamy prawa do artykułowania złości czy niezadowolenia, że musimy załatwiać błahe sprawy.
Czy na SOR-y dziecięce też część pacjentów trafia niesłusznie? Może dzieci jednak zasługują na szczególną uwagę?Wiadomo, że nie zawsze da się z nimi porozumieć, a rodzicom czasem ciężko właściwie ocenić stan dziecka.
- W Polsce nie ma podziału na medycynę ratunkową dzieci i dorosłych, każdy pacjent zasługuje na szczególną uwagę, wszystkich należy traktować z jednakową starannością i jednakowo dobrze. Oczywiście trudno, aby np. infekcyjne biegunki u dzieci załatwiał SOR, gdy od tego jest oddział zakaźny dziecięcy. Zapewne też część chorych, którzy trafiają na SOR, mogliby leczyć lekarze rodzinni.
Władze Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku chcą wprowadzić naukę empatii na studiach medycznych. Czy lekarz pracujący na SOR-ze w tym natłoku pracy i stresie, gdy musi przyjmować dziesiątki pacjentów i podejmować szybkie decyzje, jest w stanie jeszcze indywidualnie podejść do chorego?
- Jestem pełen podziwu dla lekarzy pracujących na izbach przyjęć. Sam przez 20 lat byłem kierownikiem izby przyjęć w szpitalu klinicznym. Teraz jest znacznie więcej zgłoszeń, więcej pacjentów, i w pewnym momencie ta wytrzymałość lekarza, który pracuje w takim miejscu, może pęknąć. Wiem, że jest decyzja władz Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, aby zacząć uczyć empatii studentów medycyny, popieram ten pomysł. Tylko myślę, że tu rozwiązaniem byłoby też zwiększenie obsady lekarskiej na dyżurach, przez co byłoby mniejsze obciążenie pracą.
Wiadomo, że ludzie są różni. Pacjenci na pewno wychwytują, który lekarz jest bardziej czy mniej empatyczny i wybierają tego, który im bardziej odpowiada. Są i tacy pacjenci, którym zależy przede wszystkim na tym, aby być fachowo załatwionym przez lekarza, niezależnie od tego czy z empatią czy bez. Do pracy na SOR-ze trzeba mieć jednak określone predyspozycje, nie jest to łatwa praca.
- Oczywiście, trzeba mieć silne nerwy, być odpornym psychicznie. Wydawało się, że wszyscy lekarze w UDSK takie predyspozycje mają.
Jednak na zdenerwowanego rodzica wezwano policję. Może szpitalom brakuje narzędzi do stosowania w takich sytuacjach?
- Sam miałem sytuacje, że pacjent chciał mnie pobić czy podejrzewam, że nawet zabić. Zdarzają się agresywni pacjenci pod wpływem alkoholu czy narkotyków, pobudzeni psychoruchowo. Dlatego szpitale powinny mieć ochronę i przeważnie ją mają. Dopiero gdy sytuacja tego wymaga, można ewentualnie wezwać policję.
Po ostatnich wydarzeniach, podobno jest problem z obsadzeniem dyżurów na SORze w UDSK.
- Mnie to nie dziwi, w tej sytuacji ta praca staje się jeszcze trudniejsza i bardziej odpowiedzialna. Lekarze pracują pod presją zagrożeń medyczno-prawnych, swoją rolę mają też media, które nagłaśniają tzw. zdarzenia niepożądane. O pacjentach pisze się i mówi używając inicjałów, lekarzy wymienia się z imienia i nazwiska.
Lekarze chętnie decydują się na specjalizację z medycyny ratunkowej?
- Zainteresowanie jest coraz mniejsze, w Polsce dramatycznie brakuje tych specjalistów. W woj. podlaskim jest kilkudziesięciu lekarzy z tą specjalizacją, w systemie pracuje ok. 40. Potrzeby mówią o 200. Niedobór jest więc ogromny. 17 stycznia było nawet spotkanie w ministerstwie zdrowia w tej sprawie. Zainteresowanie specjalizowaniem się w tym kierunku wśród lekarzy mogłoby być większe, gdyby ze względu na ogromny stres, ciężkość pracy, ilość przyjmowanych pacjentów przez takich specjalistów, ich zarobki były większe niż lekarzy innych oddziałów szpitala. W tej specjalności bardzo szybko następuje tzw. wypalenie zawodowe, dochodzi do niego już po 20 latach pracy. Rozwiązaniem byłoby umożliwienie uzyskiwania przez takich lekarzy następnych specjalizacji, np. z tzw. nowej intensywnej terapii czy anestezjologii.
Jako konsultant wojewódzki jak pan oceniał działalność SOR-u w UDSK?
- W mojej ocenie SOR w UDSK jest jednym z lepszych w Polsce, najlepszym dziecięcym po tej stronie Wisły. Niedawno przeszedł modernizację, powiększył swoją powierzchnię. Jest kompletnie wyposażony, miał dotąd wystarczającą liczbę dyżurnych. Podobnych oddziałów w Polsce jest może 6 czy 7.
Niedawno zaczęliśmy starania o nadanie SOR-owi w UDSK statusu dziecięcego centrum urazowego. Do tej pory nie przewidywano tworzenia takich centrów na ścianie wschodniej, mimo że ten SOR spełnia wszystkie warunki. Taki status spowoduje, że szpital zyska na wyposażeniu i kontraktowaniu, dlatego że w tzw. dużej nowelizacji ustawy o ratownictwie wprowadzamy kategoryzację SOR-ów. Te najwyższej kategorii, mające statusy centrum urazowego, będą najlepiej finansowane. Chcemy też, aby społeczeństwo miało pewność, że jak ktoś trafi do SOR-u najwyższej kategorii, uzyska najlepszą pomoc, będzie dobrze zdiagnozowany i wyleczony.
Czy tragiczna historia z Bolkiem wpłynie na przyszłość SOR-u w UDSK?**
- SOR w UDSK ma status Kliniki Medycyny Ratunkowej Dzieci. Oprócz działalności leczniczej prowadzi się tam dydaktykę przed i podyplomową. Potencjał kadrowy i sprzętowy, który posiada powinien służyć nadal małym pacjentom, są też perspektywy utworzenia dziecięcego centrum urazowego. Jeśli lekarze tam pracujący nabędą trochę więcej empatii - to osobiście jestem spokojny o przyszłość tego oddziału.

Czytaj e-wydanie »

**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny