Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzeum Fotografii Wiktora Wołkowa otwiera swoje drzwi dla zwiedzających. Czeka ich podróż w świat magicznych fotografii z duszą

Magda Ciasnowska
Magda Ciasnowska
Setki zdjęć oraz sprzęt fotograficzny i kamery filmowe można będzie oglądać w Muzeum Fotografii Wiktora Wołkowa w Turośni Kościelnej 

Schowany wśród drzew zabytkowy dworek myśliwski został świątynią fotografii przyrodniczej. To właśnie w nim już od tego weekendu można będzie oglądać setki zdjęć Wiktora Wołkowa oraz jego sprzęt fotograficzny.

Nowy punkt na muzealnej mapie regionu położony jest w Turośni Kościelnej, nieopodal puszczy i nadrzecznych pejzaży, które podlaski artysta chętnie umieszczał na swoich fotografiach.

– Wiktor lubił jeździć  w tamte okolice – podkreśla pani Grażyna, wdowa po Wiktorze Wołkowie.  – Był tam wiatrakowiec, którym latał razem z Jurkiem Grabowskim. Wznosił się i robił zdjęcia z góry. Dzięki temu mamy fotografie lotnicze Turośni z tamtych lat.

Pierwszą ciemnię zrobił sobie pod stołem

Wiktor Wołkow z aparatem związany był od ósmego roku życia. Swój pierwszy sprzęt –  Agfa Box 6x9 – dostał w prezencie od wujka. Ciemnię zrobił sobie pod stołem, a materiał wywoływał w... talerzach od zupy.

Był samoukiem. Swoje umiejętności rozwijał metodą prób i błędów. Zaraz po maturze za swoją pierwszą pensję kupił powiększalniki, suszarkę i aparat Smiena. Do 1992 roku zajmował się fotografią czarno-białą. Późnej jego głównym materiałem stały się diapozytywy.

- Zdjęcia z samolotu zawsze były jego marzeniem – podkreśla Grażyna Wołkow. – A że nie było to tanie, fotografie lotnicze robił rzadko. Na lądzie zaś fotografował nałogowo. Fotografował wszystko to, co chciał uwiecznić. Generalnie był człowiekiem przestrzeni. Ta przestrzeń niesamowicie go rajcowała. Musiała być perspektywa, horyzont, a najlepiej jeszcze woda i pagórki…

Pani Grażyna wspomina, że Wiktor bardzo lubił wyjazdy w okolice Krynek. Fascynował go tamtejszy krajobraz.

– Pola wyglądały inaczej zimą, a inaczej wczesną wiosną, kiedy schodziły z nich śniegi. Gdzieś się zieleniło, gdzieś było jeszcze brązowo. Ta grafika, ta malarskość krajobrazu, to powietrze, mgiełki i trochę niskiego światła – to wszystko sprawiało, że Wiktor te przestrzenie malował - wskazuje kobieta.

A gdy nie miał przed sobą upragnionych pejzaży, skupiał się na makrofotografii.

– Potrafił godzinami fotografować rosiczki na bagienku. Albo spędzał pół dnia nad brzegiem stawu, czekając na zimorodka, który siadał na upatrzonej gałęzi i nurkował po rybki. Był zakochany zarówno w tej najdrobniejszej żywej przyrodzie: w mrówkach, żuczkach i kwiatkach, jak i w potężnych sosnach i dębach, w gwiazdach na niebie, w rozlanych szeroko wiosennych wodach i w sączących się puszczańskich strumykach – wspomina pani Grażyna.

W ciągu kilkudziesięciu lat, podczas których Wiktor nie rozstawał się z aparatem, stworzył prawie sto wystaw indywidualnych i kilkanaście albumów. Zgromadził też ponad sto nagród w konkursach krajowych i międzynarodowych. Planów miał jeszcze wiele. Niestety, choroba zabrała go w 2012 roku.

Muzeum wśród bagien

Pomysł, by stworzyć miejsce poświęcone Wiktorowi Wołkowowi, narodził się niedługo po śmierci fotografika. Z inicjatywy ówczesnego dyrektora Muzeum Podlaskiego, Andrzeja Lechowskiego, umowę intencyjną w tej sprawie Grażyna Wołkow podpisała już w 2013 roku.

Znaczną część dorobku artystycznego twórcy i pamiątek związanych z jego pracą Muzeum zakupiło kilka lat później, w grudniu 2019 roku.  

- W naszych zbiorach znalazły się wyjątkowe materiały sporządzone w ciągu kilkudziesięciu lat pracy tego wyjątkowego artysty fotografika, pracującego na terenie najbardziej urokliwych podlaskich miejsc – mówi Waldemar Wilczewski, dyrektor Muzeum Podlaskiego.

Są to są materiały kliszowe – i negatywy, i diapozytywy. W sumie około 125 tys. klatek.

Do Muzeum trafiło prawie wszystko, co Wiktor przez lata zgromadził w swojej białostockiej pracowni przy ulicy Waszyngtona. To tam od 1974 roku zajmował się fotografią konwencjonalną. To tam miał wszystko to, co w tamtych czasach było dla fotografa niezbędne.

- Nieużywane już wyposażenie pracowni, Wiktor przekazywał do VII Liceum Ogólnokształcącego w Białymstoku, gdzie fotografii uczył jego przyjaciel, Jerzy Fedorowicz. Razem z nim, dla tej młodzieży organizował też plener fotograficzny z wystawą poplenerową w Supraślu - opowiada Grażyna Wołkow. - Potem, gdy Wiktor zachorował, pracownię zlikwidowaliśmy, a resztę sprzętów ewakuowaliśmy tu, do Supraśla.

Muzeum – korzystając z uprzejmości pani Grażyny – przejęło m.in.: aparaty fotograficzne Wołkowa, obiektywy, lampy, kamery filmowe, projektor, filtry, pierścienie pośrednie, koreksy, kuwety, powiększalniki, maskownice oraz wielkoformatowe wydruki wystaw. Podlaska instytucja weszła także w posiadanie okazałego księgozbioru artysty.

Pani Grażyna zdecydowała się podarować te bezcenne pamiątki po mężu podlaskiej placówce kultury i zapewnia, że rozstała się z nimi bez żalu.  

- Zostało tu tego jeszcze tyle, że na pewno mi wystarczy - uśmiecha się kobieta. - Zawsze chciałam, żeby całe archiwum kliszowe Wiktora trafiło w jedno miejsce. Najbardziej zależało mi na jego zachowaniu i chylę czoła przed ludźmi, którzy spowodowali, że zostało ono zabezpieczone i zaopiekowane – wyjaśnia.

Przez kilka lat zdjęcia oraz cały sprzęt należący niegdyś do Wiktora Wołkowa leżały  w muzealnym magazynie. W tym czasie pozyskane zbiory były (i wciąż są) poddawane pracom inwentaryzacyjnym i digitalizowane. W końcu nadszedł jednak moment, by przypomnieć światu o wybitnym podlaskim fotografiku i odpowiednio wyeksponować jego osobę oraz twórczość.

- Wiktor Wołkow to postać dla Podlasia znacząca. Postać, która Podlasie kochała, co widoczne jest na każdym zdjęciu – mówi dyrektor Muzeum Podlaskiego. – Szkoda byłoby więc, żeby materiały, które posiadamy, leżały niedostępne w magazynach. Dlatego powstała myśl, by utworzyć osobną placówkę, dedykowaną właśnie jego osobie.

Zdecydowano, że muzeum powstanie w Turośni Kościelnej, w otoczeniu przepływającej nieopodal Narwi, gęstych lasów, rozległych łąk i bagien.

- Szukając odpowiedniego miejsca zwracaliśmy uwagę na tereny, gdzie Wołkow fotografował. Najbardziej charakterystyczne wydały nam się nasze podlaskie bagna wielkich rzek: Biebrzy i Narwi. I właśnie w tych okolicach, w Turośni Kościelnej, znajduje się zabytkowy dworek myśliwski, w którym postanowiliśmy zlokalizować to muzeum - opowiada dyrektor Wilczewski.

To miejsce, gdzie przebiegają dwie ważne drogi wojewódzkie, prowadzące z Białegostoku w kierunku Narwiańskiego Parku Narodowego, licznie odwiedzanego przez turystów poszukujących kontaktu z nieskażoną przyrodą. Mogą to być więc jednocześnie osoby potencjalnie zainteresowane kadrami ukazującymi wyjątkową podlaską naturę, uwiecznioną przez Wiktora Wołkowa.

Podróż przez świat fotografii

Niewielki dworek jest już gotowy na przyjęcie pierwszych gości.

– Zwiedzających czeka podróż w świat magicznych fotografii z duszą – zapowiada Łukasz Mikołajczyk, architekt wnętrz, właściciel firmy „Kwadratowe i podłużne .odpowiedzialny za architekturę ekspozycji. – Budynek jest kameralny, ale w miarę możliwości staraliśmy się pokazać cały przekrój dorobku artysty, a Wołkow był naprawdę wszechstronnym fotografem! Na zdjęciach widać Podlasie, jakiego już nie ma. Obrazy te cieszą i jednocześnie trochę smucą. Rzec by można, że są alegorią ludzkiego życia. Chcemy w zwiedzających uruchomić emocje, skłonić do refleksji, ale i zachwytu nad pięknem przyrody. Chcemy, by docenili to, co jest ważne, piękne,  a tak bardzo ulotne.

W muzeum pojawiło się pięć wystaw stałych, w tym trzy archiwalne, w autorskim opracowaniu pracowników instytucji. Obok graficznych, czarno-białych zdjęć, występuje sepia oraz wszechobecny od lat dziewięćdziesiątych kolor.

Zwiedzających już na wejściu przywitają zwisające z żyrandola przezroczyste krążki, ukazujące sekwencję lotu żurawi symbolizujących długowieczność, szczęście i wierność. Powtórzona jest ona również przy wejściu do sali głównej.

W centralnym punkcie tej sali wydzielona została przestrzeń imitująca ciemnię fotograficzną, w której widza otoczy „Cały kosmos Wołkowa” – tematyczna prezentacja fotografii, nasycona emocjami, dźwiękiem muzyki i natury, w oderwaniu od świata zewnętrznego.

- Mierząc się z tak bogatym dorobkiem artystycznym  trudno zdecydować, co jest najważniejsze - mówi Krystyna Stawecka, zastępca dyrektora Muzeum Podlaskiego. – W związku z tym postanowiliśmy przygotować przestrzeń, w której prezentowane będą wciąż nowe wystawy tematyczne złożone z fotografii Wołkowa. Premierowa prezentacja, zatytułowana „Cały kosmos Wołkowa”, składa się z różnorodnych zdjęć ukazujących spektrum zainteresowań artystycznych Wiktora Wołkowa – wszechświat, w którym żył i tworzył.

To, jak będzie wyglądać ta wystawa, zależeć będzie od tego, na jaką projekcję zdjęć trafią zwiedzający.

- W założeniu będzie ich kilka, bo dorobek Wiktora Wołkowa jest przeogromny - przyznaje Łukasz Mikołajczyk.

„Ciemnię” otacza ekspozycja „Pejzaż”. To wybór 28 fotografii ukazujących różne odsłony krajobrazów Podlasia, uwiecznione przez Wołkowa. Ekspozycja ta łączy się z obecną za oknami naturą.

– Nietypowe w naszym założeniu jest to, że również przyroda otaczająca XVIII-wieczny  budynek jest jednym z aktywnych elementów biorących udział w prezentacji. Przenika do wnętrza i jest tłem dla czarno-białych fotografii - mówi architekt.

Ważnym miejscem w tej wystawie jest graficzny raster – ukazujący Wołkowa przy pracy ze statywem i aparatem, w charakterystycznej dla jego zdjęć mgle – wydzielony plastycznymi elementami aranżacji, naśladującymi wodę i trzcinę.
Wychodząc z sali głównej zwiedzający będą kierować się schodami na pierwsze piętro, gdzie wejdą w przestrzeń „Słońca” – kolejnej prezentacji artysty, a zarazem kolejnego etapu jego twórczości, czyli zdjęć kolorowych.

Istotne w tej ekspozycji jest wpadające przez kolorowe szyby – nawiązujące do filtrów fotograficznych – światło słoneczne.
Kolejna wystawa to „Potrawka z zająca”.

- Zaprasza ona widzów do stworzenia osobistej kompozycji zdjęć z umieszczonych w ramie 55 fotografii zająca. Tu warto podkreślić, że rama ma prawie trzy i pół metra długości!  – mówi Łukasz Mikołajczyk.

Zdjęcia zamontowane są na konstrukcji pozwalającej na ich obracanie, a tym samym tworzenie dowolnych sekwencji „ruchu” zająca. Dzięki temu, że w ramie znajduje się również lustro, można nawet pobawić się w puszczanie w „puszczanie zajączka”.

Odwiedzający muzeum zobaczą także ekspozycję sprzętu fotograficznego artysty. Prezentowana jest w układzie horyzontalnym, w którym najważniejszą rolę pełni linearne rozmieszczenie aparatów, odpowiadające osi czasu. W takim samym schemacie są ustawione obiektywy i filtry zdjęciowe. Natomiast w kwadratowej wnęce umieszczony został przykładowy zestaw sprzętu na statywie, a w mniejszych prostokątnych – pozostała optyka fotograficzna, a także fotografie.

W sali studyjnej, znajdującej się na piętrze, pracownicy muzeum planują organizować wystawy czasowe archiwalnych wystaw Wołkowa, a także ich własne, autorskie kompilacje jego zdjęć.

Twórcom muzeum zależy na tym, by stało się ono miejscem spotkań różnych grup odbiorców. W planach jest również promowanie fotografii innych twórców, pokazujących piękno naszego regionu. Działania muzeum mają skupić właśnie na promocji fotografii - zarówno Wiktora Wołkowa, jak i obecnych oraz przyszłych pokoleń fotografów. Dlatego organizowane tu będą plenery fotograficzne, kursy i warsztaty fotografii analogowej, a także okazjonalne projekcje filmów dokumentalnych.

- Czekamy na miłośników przyrody, pasjonatów „dwóch kółek” i podlaskiego krajobrazu, fotografików, rodziny z dziećmi, dzieci i młodzież szkolną, seniorów i oczywiście turystów – zaprasza Krystyna Stawecka. - Każdy poczuje się tu dobrze i o każdego chcemy zadbać rozwijając swoją ofertę o edukację muzealną, spotkania z fotografią, autorskie prezentacje, projekcje filmów, a z czasem plenery i konkursy. To magiczne miejsce, w którym można oderwać się od zmartwień i codzienności, zapomnieć o kłopotach i – jak mawiał Wołkow – przejrzeć na oczy, bo przecież mieszkamy w najwspanialszym miejscu na świecie.

Pani Grażyna porządkuje biuro Wiktora

W zbiorach muzeum znajduje się już 125 tysięcy klatek. Drugie tyle wciąż pozostaje w domowym archiwum pani Grażyny.

- To najstarsze negatywy i diapozytywy – zdradza wdowa po Wiktorze Wołkowie. – To najstarsze sekwencje związane z tą najbardziej archaiczną architekturą krajobrazu z lat 60-tych i 70-tych. Jest tu dokumentacja architektury wiejskiej, krzyży Podlasia i starego Białegostoku. Te stare roczniki są ukryte głęboko w szafach i wciąż czekają na opracowanie.

Pani Grażyna do klisz siada praktycznie codziennie. Jak przewiduje, przed nią jeszcze wile pracy. Potem wszystko przekaże do muzeum.

- Jeśli zakłada się, że ta 50-letnia praca Wiktora miała jakiś sens, to nie można potraktować jej wymiernych efektów „śmietnikowo” - zgarnąć wszystkiego do jednego kontenera, wrzucić byle jak i powiedzieć „róbcie, co chcecie” – wyjaśnia wdowa po słynnym fotografiku. – Pozostawione przez Wiktora notatki, niejednokrotnie, mogłoby się wydawać, mało istotne, często wnoszą bowiem mnóstwo informacji na temat zbioru klisz. Dlatego też porządkowanie tego „biura” Wiktora, w którym jest mnóstwo spontanicznych bądź przemyślanych zapisków, wymaga czasu. Ale warto, bo to potrafi dać bardzo dużo informacji potrzebnych podczas pracy katalogowej czy też podczas systematyzowania tego wszystkiego.

Zobacz też:

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny