MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mój pomysł - Mój biznes. Białostoczanki wygrały nasz konkurs

Agata Sawczenko
Beata Białek i Ewelina Ambrożej mają pomysł na biznes.
Beata Białek i Ewelina Ambrożej mają pomysł na biznes. Andrzej Zgiet
Jak jedna z nich zaczyna zdanie, to druga w mig je kończy. Doskonale się rozumieją, mają te same zainteresowania, pasje i tyle samo energii do działania. Beata Białek i Ewelina Ambrożej wygrały nasz konkurs "Mój pomysł - Mój biznes". - Założymy swoją firmę - zapewniają. - Ale chcemy też pomagać chorym dzieciom.

Zaczęło się od tego, że promotor zaprosił je do pracy nad tworzeniem protezy dla dwuletniego Maćka. Beata Białek i Ewelina Ambrożej były szczęśliwe: praca z naukowcami, zbieranie doświadczeń, praktyka na najwyższym poziomie. Nie wiedziały jednak, że te kilka miesięcy zmieni ich życie: sprawi, że znajdą nową pasję i ułożą sobie plan na przyszłość.

Są bratnimi duszami - co do tego nigdy, ani przez chwilę nie miały wątpliwości. Mają te same pomysły, rozumieją się niemal bez słów. No i marzenia mają podobne. Czy uda się je spełnić? Dziewczyny mają w sobie tyle energii, że nie biorą nawet pod uwagę innej opcji.

23-letnia Beata Białek i 25-latka Ewelina Ambrożej poznały się trzy lata temu na studiach. Wybrały inżynierię biomedyczną na Politechnice Białostockiej. Specjalność: protetyka, ortotyka i materiały medyczne - jedyna taka w Polsce.

- Zawsze chciałam studiować coś, co ma związek z medycyną. A to kierunek stworzony jakby z myślą o mnie: połączenie czegoś technicznego z medycyną i z kontaktem pacjentem - mówi Beata Białek.

Włącz się do naszej akcji "Czytam, więc ...". Do wygrania nagrody!

Ewelina najpierw skończyła fizjoterapię na Uniwersytecie Medycznym. Już miała składać papiery na magisterkę, gdy zobaczyła nowy kierunek na Politechnice.

- Nie zastanawiałam się ani przez chwilę. To od dawna było moim marzeniem - mówi.
Ewelina i Beata trafiły do jednej grupy. I niemal od razu stały się nierozłączne. - Mamy wspólnych znajomych, podobne charaktery, podobne, specyficzne poczucie humoru. Rozumiemy się doskonale - zapewnia Ewelina.

Nawet na uczelni wszyscy się dziwią, gdy na korytarzu spotkają tylko jedną z nich.

- Pytają: a gdzie druga połówka? - śmieje się Beata.
Obie bardzo lubią podróże. Do dziś wspominają pierwszą wspólną wyprawę.

- Znałyśmy się już rok, a pierwszy raz się złożyło, że obie mamy wolny weekend - opowiada Beata. - I stwierdziłyśmy, że nie będziemy siedziały w domu. Znalazłyśmy tanie bilety do Rzymu, zapłaciłyśmy za nie chyba 100 złotych w obie strony, spakowałyśmy się w zwykłą torebkę i pojechałyśmy. Nie miałyśmy nawet noclegu. Pierwszego dnia siedziałyśmy do piątej nad ranem pod Koloseum - śmieje się.

Pracować na siebie

Dziewczyny przyznają, że połączyły je również wspólne marzenia.

- Pewnego dnia postanowiłyśmy, że chcemy założyć firmę - uśmiecha się Ewelina. - Na początku planowałyśmy nawet robić niezwiązanego z kierunkiem studiów, bo bałyśmy się, że nie jesteśmy na to jeszcze gotowe. Kombinowałyśmy więc, jak mogłyśmy. Ale cały czas, żeby być na swoim, żeby pracować na siebie.

Pomysły miały przeróżne: od otworzenia kawiarni, sklepu internetowego, ściągania rzeczy z zagranicy i sprzedawania ich tutaj, po rehabilitację. W końcu jakieś dwa lata temu stwierdziły, że jednak chcą robić to, czego się uczą na studiach. Godzinami potrafiły o tym rozmawiać, planować, szukać rozwiązań.

Wszystko nabrało tempa miesiąc temu. 6 kwietnia obie straciły pracę. Tego samego dnia zobaczyły billboard zapraszający do udziału w konkursie "Mój pomysł - Mój biznes", którego współorganizatorem jest "Kurier Poranny". Nagroda główna - 10 tys. zł.

- Termin składania biznesplanów był do 10 kwietnia. A tu jeszcze święta. Na przelanie naszego pomysłu na papier miałyśmy tak naprawdę dwa dni - wspomina Beata.

- Biznesplan wysyłałam 10 kwietnia o godzinie 23.45. Aż mi się ręce trzęsły, czy zdążę - opowiada Ewelina.

Dziewczyny zakwalifikowały się do finałowej dziesiątki. Miały o swoich planach opowiedzieć kapitule. - Na szczęście występowałyśmy jako dziewiąte. Bo niestety, nie zdążyłyśmy się wcześniej do tego przygotować. Gdy inni finaliści wchodzili do sali, my dopiero ustalałyśmy, co która ma powiedzieć - przyznaje Ewelina.

Na szczęście wzięły ze sobą swoje prace: ortezy, lej protezowy, wkładki i gorset ortopedyczny. Chciały pokazać, co zamierzają robić, bo przecież nie każdy musi odróżnić protezę od ortezy (czyli stabilizującego aparatu ortopedycznego).

Pomysł na wagę zwycięstwa

Na początku występu były straszliwie stremowane, czytały z kartek, łamał im się głos i zupełnie nie zwracały uwagi na reakcje kapituły.

- Po pięciu minutach tak się jakoś stało, że zaczęłyśmy po prostu opowiadać o swoich planach. I od razu nasz pomysł bardziej zainteresował kapitułę, zaczęły się pytania, swobodniejsza rozmowa. A my całkowicie przestałyśmy odczuwa stres - opowiada Ewelina.
Wiedziały, że dobrze im poszło, ale do ostatniej chwili nie spodziewały się nagrody.

- Na gali, gdy wyczytano siedmiu wyróżnionych finalistów, pomyślałam: o co chodzi? Dlaczego nas nie ma wśród nich - mówi Beata. W zwycięstwo nie uwierzyła nawet wówczas, gdy prowadzący wyczytali nazwiska zdobywców trzeciego i drugiego miejsca.

- Ewelina zaczęła ściskać mnie za rękę. A ja jej mówię: nie, poczekaj, jeszcze się nie ciesz, bo na pewno niczego nie zajęłyśmy. No po co się cieszysz? - śmieje się dziś.
W ich zwycięstwo nie chcieli uwierzyć również rodzice. Nie mieściło im się w głowach, że w tak krótkim czasie można odnieść taki sukces.

- Ale po chwili już zapewniali nas, jacy są szczęśliwi i jak bardzo z nas dumni - uśmiecha się Beata.

Pomagać chorym dzieciom

W pierwszej chwili po otrzymaniu nagrody dziewczyny od razu chciały działać: zakładać szybko swoją firmę, ale też i fundację, która miała pomagać chorym dzieciom.

- Chcemy robić coś, co sprawi, że jak najwięcej dzieci po amputacjach rąk czy nóg będzie miało szansę otrzymać lepsze, specjalnie dla nich dopasowane protezy - mówi Beata.
Są bardzo drogie, ale niezbędne dla prawidłowego rozwoju dziecka.

Wszystko zaczęło się od tego, że naukowcy z Politechniki Białostockiej podjęli się wykonania protezy nóżki dla dwuletniego Maćka Szałkowskiego, który urodził się bez rączki i nóżki. Pracami kierował dr Artur Bogucki - promotor obu dziewcząt. I zaprosił je do pracy przy tworzeniu protezy.

- To było niesamowite przeżycie. Wiele wtedy się nauczyłyśmy. Bo mogłyśmy wszystkiemu się przyglądać, przy wszystkim asystować - mówią dziewczyny.

- A w momencie, kiedy zobaczyłyśmy Maćka z nową protezą, to nic się więcej nie liczyło. Ja do tej pory nie mogę określić tych uczuć, które mnie wtedy ogarnęły - wspomina Ewelina.

- Bardzo się z nim wcześniej zaprzyjaźniłyśmy. Bo to do nas należało zabawianie go - mówi Beata. - On jest bardzo pogodnym i żywym dzieckiem, z taką chęcią do biegania, chodzenia, skakania.

O Maćku i naukowcach z Politechniki pisały lokalne gazety. Ale reportaż ukazał się też we wszystkich największych ogólnopolskich telewizjach. I wtedy na Politechnice rozdzwoniły się telefony. Rodzice dzieci w podobnych jak Maciek sytuacjach prosili o pomoc, pytali o możliwości wykonania takich protez również i dla ich dzieci. Niestety jest to bardzo kosztowne.

Dziewczyny zaczęły myśleć o tym, jak pomóc tym małym pacjentom.

- Można to zrobić przecież na wiele sposobów - mówi Ewelina. - Po pierwsze, postanowiłyśmy, że w przyszłości będziemy robić właśnie protezy na indywidualne zamówienie pacjenta. Po drugie, zastanawiałyśmy się, jak to sfinansować.

Rozważały zbiórkę pieniędzy, zorganizowanie na politechnice projektu badawczego i zaproszenie tam małych pacjentów, by się nimi kompleksowo zająć. Wreszcie myślały o założeniu fundacji.

- Chciałyśmy zaczynać już, teraz, natychmiast - mówi Ewelina.

Praktyka w Warszawie, wakacje w Paryżu

Ale nagle okazało się, że wokół jest mnóstwo osób, które oferują im swoją pomoc. Bo zaraziły swoim entuzjazmem innych - i studentów, i profesorów. Jest dużo przychylnych osób, na które mogą liczyć.

- Dlatego na razie skupiamy się przede wszystkim na tym, by pomagać. Jeszcze dokładnie nie wiemy, jak to zrobimy, jaką to nasze pomaganie przyjmie formę - mówi Ewelina.

- Cały czas zastanawiamy się nad koncepcją naszego działania - dodaje Beata. - Nie chcemy, żeby to było tak, że zaczynamy coś robić i nagle po miesiącu nic nam nie wyszło. Ma to być coś długoterminowego: pomagać innym i mieć satysfakcję pod względem wiedzy, nauki i doświadczenia. Dlatego jesteśmy otwarte na wszystkie rady i pomysły.

Dziewczyny przyznają, że ich działalność pomocowa powoli zaczyna nabierać konkretnych kształtów. Ale nie chcą jeszcze mówić o szczegółach, żeby nie zapeszyć.
- Ale może już za miesiąc wszystko będzie gotowe - mówi Ewelina.

Teraz kończą trzeci rok studiów. Zdają egzaminy, zaliczają kolejne przedmioty. Potem obie jadą do Warszawy. Znana duża firma protetyczna przyjęła je na miesięczne praktyki.
- Bardzo jesteśmy szczęśliwe - mówią.

Jednak w trakcie praktyk chcą też znaleźć sobie pracę, żeby zarobić na wakacje.

- Naszym marzeniem jest Paryż - mówi Ewelina. - Już dwa razy wyprawa tam nam nie wyszła. Raz kupiłyśmy nawet bilety, ale okazało się, że w tym czasie mamy egzamin. Potem kolega zaprosił nas do Paryża na sylwestra, niestety nie mogłyśmy pojechać. Do trzech razy sztuka. Mamy nadzieję, że w końcu nam się uda.

To nie koniec marzeń dziewczyn. Za pięć lat chciałyby być współwłaścicielkami firmy, zatrudniać pracowników i działać charytatywnie. I żeby je było stać na drogie kursy i szkolenia. Bo bez podnoszenia kwalifikacji w ich branży ani rusz. Wierzą jednak w siebie, bo wszystko robią z pasją.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny