MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mniejszościowe rządy faktyczne

Tomasz Maleta
Prezydent Tadeusz Truskolaski wraz z małżonką witają radnego Wiesława Kobylińskiego podczas sobotniego rautu w Ogrodzie Branickich. We wtorek radny SLD głosował za udzieleniem absolutorium prezydentowi.
Prezydent Tadeusz Truskolaski wraz z małżonką witają radnego Wiesława Kobylińskiego podczas sobotniego rautu w Ogrodzie Branickich. We wtorek radny SLD głosował za udzieleniem absolutorium prezydentowi. Kamil Gopaniuk
Na tyle pewne, by w fundamentalnych sprawach dla opcji rządzącej jej przewaga - nawet jeśli tylko w formie blokującej - nie była zagrożona.

Od wtorkowej sesji rady miasta białostocka scena samorządowo-partyjna weszła na zupełnie nową orbitę. Platforma, która w ostatnich miesiącach pogrążyła się w kryzysie i utraciła większość w radzie, powoli odzyskuje teren. I choć nadal nie ma większości, to w zupełności wystarczy jej zdolność blokująca. Zasygnalizowała to już podczas słynnej sesji śmieciowej w maju. Słynnej, bo zwołanej w sobotę o godz. 19.30, na 60-minut przed finałem Ligi Mistrzów, w którym grało trzech Polaków. Wówczas dzięki głosowi Marcina Szczudły (Solidarna Polska), udało jej się zablokować przyjęcie porządku obrad na sesji. Głosowanie zakończyło się remisem, a radni w pośpiechu rozeszli się do domu. W ostatni wtorek sytuacja się powtórzyła. Platforma trzy razy wyszła obronną ręką z prognozowanych opałów.

Za pierwszym razem na początku obrad, gdy ważył się porządek sesji, a konkretnie wniesienie projektu zmieniającego metodę naliczania stawek za odbiór śmieci. Wydawało się, że radni opozycyjni (PiS-7, SLD-4, SP-1 oraz troje niezależnych - w sumie 15 na 28) nie powinni mieć z tym kłopotów. W końcu mieli przewagę nad Platformą (13 głosów). Teoretyczną, bo w praktyce kazało się, że dwóch z nich w chwili głosowania było nieobecnych na sesji. W takim układzie głosy rozkłady się po równo 13-13, czyli znowu po myśli PO.

Drugie zwycięstwo prezydent i popierająca go Platforma odnieśli podczas głosowania absolutorium z wykonania budżetu dla Tadeusza Truskolaskiego. W tym przypadku niespodzianki jednak nie było. Zresztą można było się spodziewać, że radni niezależni co najwyżej wstrzymają się od głosu. W przeciwnym razie zaprzeczyliby sami sobie, bo poniekąd też głosowali rok wcześniej za tym budżetem. Zresztą zapowiadali, że wyjście z klubu PO nie będzie oznaczało, że automatycznie poprą opozycję w każdym calu. Ale nawet gdyby we troje pomylili się podczas tego głosowania, to absolutorium dla prezydenta nie było zagrożone. Bezpiecznym wyjściem awaryjnym okazała się postawa radnego Solidarnej Polski Marcina Szczudło i Wiesława Kobylińskiego (SLD) - obaj poparli prezydenta (obaj byli też nieobecni na początku sesji). Choć radnemu SLD zabraniała tego instrukcja własnej partii, to już ostatnie posiedzenie komisji rewizyjnej, której przewodniczy przy jakże rzucającej się w oczy jego obecności podczas sobotniego rautu prezydenckiego, zwiastowało, że ten znany z ciętego języka i barwnych porównań samorządowiec postanowił nadać nowe znaczenie sloganowi o dyscyplinie partyjnej (teraz grozi mu za to usunięcie z partii).

Trzeci sukces ekipy rządzącej to finał debaty nad budżetem obywatelskim, w której radni opozycyjni postulowali, by powiększyć jego pulę z 10 mln do 15 mln. I znowu teoretycznie byli w większości, ale tym razem przewodniczący rady Włodzimierz Kusak z wyrachowaniem i zimną krwią wykorzystał fortel regulaminowy. Gdy radni opozycyjni chcieli zgłosić poprawkę do uchwały, by podnieść sumę budżetu obywatelskiego, okazało się, że regulamin tego nie przewiduje. Powód: wcześniej - na wniosek Stefana Nikiciuka (klub PO) - dyskusja został przerwana. A z godnie z przepisami prawnymi, którymi podpierał się przewodniczący Kusak, poprawkę można zgłaszać na piśmie do czasu, gdy dyskusja nie zostanie przerwana. Później już nie ma takiej możliwości.

Można się zżymać jak bardzo ta sytuacja oddaje ducha słynnego sloganu przewodniczącego o tym, że demokracja nie może być rozhulana. Jeszcze raz jednak okazało się, że choć teoretycznie Platforma nie ma większości w radzie, to w praktyce wystarczy jej zdolność blokująca, by tej władzy nie oddać. I nie ma tu znaczenia jak będzie definiować się ową zdolność: czy przez pryzmat wyrachowania regulaminowego czy dzięki poparciu radnych, którzy teoretycznie powinni być przeciw.

Rządy mniejszościowe to charakterystyczny element krajobrazu demokratycznego. Nie brak krajów zachodnich, w których trwały całymi latami. A i w Polsce nie są czymś nadzwyczajnym. Wystarczy tylko wspomnieć schyłkowe czasy ekipy Jerzego Buzka czy końcówkę rządów SLD. De facto jednak w tych przypadkach było to raczej administrowanie w oczekiwaniu na nowe wybory. W przypadku białostockiej sceny samorządowo-partyjnej sytuacja jest inna. W analityce systemów politycznych najpełniej określa się ją terminem: mniejszościowe rządy faktyczne. Na tyle pewne, by w fundamentalnych sprawach dla opcji rządzącej jej przewaga (nawet jeśli tylko w formie blokującej) nie skutkowała porażkami. A przy okazji zdolne do przejęcia od opozycji niektórych tematów i nadaniu im własnej narracji (patrz budżet obywatelski). To, czy tak scenariusz, który jawi się na najbliższe miesiące jest korzystny dla Białegostoku i co on oznacza także dla opozycji, to temat na oddzielne już rozważania.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny