MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Michał Obrycki: Białystok. Dobrze się tu wraca

Agata Sawczenko
Ciągnie nas tam, gdzie jeszcze nas nie było. Prawdopodobnie z tego powodu odkryto Amerykę - mówi Michał Obrycki (na pierwszym planie). Na zdjęciu z Pawłem Dunajem podczas ubiegłorocznej wyprawy na Nangę.
Ciągnie nas tam, gdzie jeszcze nas nie było. Prawdopodobnie z tego powodu odkryto Amerykę - mówi Michał Obrycki (na pierwszym planie). Na zdjęciu z Pawłem Dunajem podczas ubiegłorocznej wyprawy na Nangę. Archiwum prywatne
Ja nigdy nie mam takiego ciśnienia, żeby być pierwszym. To raczej chęć poznania również siebie, sprawdzenia granic - mówi Michał Obrycki.

Kurier Poranny: W ubiegłym roku było głośno o Tobie i Pawle Dunaju. Próbowaliście zdobyć szczyt Nanga. Jak się poznaliście?

Michał Obrycki: Oczywiście przez góry. Nie było trudno, bo to środowisko w Białymstoku jest dosyć małe. A góry łączą ludzi. Wspólne tematy, wspólne pasje, wspólny pogląd na świat. Poznałem Pawła, jak jechał na wyprawę do Kirgistanu.

Jak to się stało, że postanowiliście się w końcu wybrać z Pawłem na wspólną wyprawę?

Pomagałem mu coś załatwiać na jego poprzednią wyprawę do Kirgistanu. Wtedy powiedział, że odezwali się do niego Marek i Tomek, którzy organizują wyprawę na Nangę. A ja w internecie śledziłem ich projekt Nanga Dream. Paweł mówi: Jedziesz z nami? Ja na to: Dobra! I tak się skończył temat: pośmialiśmy się.

Potraktowałeś to jako żart?

Nie do końca uwierzyłem. Poleciałem do Stanów Zjednoczonych. Któregoś dnia patrzę - parę połączeń nieodebranych od Pawła. Oddzwaniam. A on: Marek właśnie załatwia pozwolenia na wspinaczkę na Nangę. Jedziesz?

To ogromna wyprawa. Nie było was przecież w Polsce przez cztery miesiące.

Przedłużało się, bo taka wyprawa to jest najpierw aklimatyzacja, a potem czekanie na pogodę. Nie planowaliśmy, że będzie trwała aż cztery miesiące. Ale i tak musieliśmy sobie tak poukładać życie, żeby mieć wolne w pracy, pieniądze na zapewnienie chociażby koniecznych, bieżących opłat w Polsce, no i pieniądze na wyprawę. Harowaliśmy więc do końca. Ja właściwie pracować kończyłem jeszcze w Pakistanie, ostatnie moje zdjęcia wysyłałam stamtąd.

Taka wyprawa pewnie mnóstwo kosztuje.

Dostaliśmy dużo wsparcia, na przykład od firmy, która nam sponsorowała sprzęt. Marek z Tomkiem, główni organizatorzy wyprawy, zorganizowali też zbiórkę przez portal Polak Potrafi. W sumie mieliśmy kilkadziesiąt tysięcy złotych - naprawdę skromne środki na zapewnienie podstawowych rzeczy: opłaty za pozwolenie, na dojazd, karawanę, tragarzy do bazy, na jedzenie.

Po co się jedzie na taką wyprawę?

Pewnie ilu ludzi, tyle odpowiedzi. Podoba mi się, jak podsumował to jeden z himalaistów: W góry się chodzi, bo one tam są. Dla mnie to jest chęć poznania czegoś, czego się tutaj nie da doświadczyć. To spotkania z inną kulturą, z innymi sytuacjami. Gdy w tamtym roku próbowaliśmy zdobyć Nangę, wiedzieliśmy, że oprócz nas jest tylko jedna zimowa wyprawa. I siedząc sobie w namiociku na jakichś 6 tys. metrów, wiedzieliśmy, że jesteśmy jedynymi ludźmi na tej wysokości na świecie w tamtej chwili. No nie licząc oczywiście samolotów. To niesamowite doświadczenie takiego bycia tu i teraz.

Ambicje też wchodzą w grę?

Ja nigdy nie mam takiego ciśnienia, żeby być pierwszym. To raczej chęć poznania również siebie, sprawdzenia granic.

Cztery miesiące spędzilliście w małej grupce...

Na co dzień biegamy wszędzie w kółko, jesteśmy zajęci. Tam tego czasu jest od groma - można wszystko przemyśleć, w pełni odetchnąć od tego, co się dzieje tutaj. Gdy wracam, mam zupełnie inne spojrzenie na świat. Nagle wszystko wydaje się takie szybkie. Tam nic się nie działo. Owieczki co jakiś czas przechodziły w bazie i tyle było atrakcji.

I co robiliście?

Ja czytałem dużo książek. Miałem ze sobą tablet, na którym miałem dużo książek. Marek, kierownik naszej wyprawy, jest specjalistą od energii odnawialnej, zabraliśmy więc ze sobą panele słoneczne. Ale były na przykład takie sytuacje, że tablet nie chciał się włączyć. Dlatego najpierw musiałem go ogrzać nad ogniem.

Wybraliście szczyt, którego nikt nie zdobył...

Prawdopodobnie odkryto Amerykę właśnie z tego samego powodu - że ciągnie nas tam, gdzie jeszcze nikogo nie było. Ale ja tam nie pojechałem jako wielki zdobywca, tylko żeby pomagać chłopakom. A że tak się poskładało, że Marek musiał wyjechać wcześniej, bo żona mu dziecko urodziła, to się nam tak pozmieniały struktury, że chodziłem jako równorzędny uczestnik wyprawy.

Ale szczytu nie zdobyliście...

Pamiętam, gdy wyprawie ktoś zapytał mnie: No i co? Nie udało się? Ja mówię: No nie, mi się udało! Wszystko mi się udało - nawet więcej niż ja chciałem, bo mi osobiście nie chodzi o szczyt. Wyprawa na niezdobyty szczyt - i to zimą - ma to do siebie, że właśnie to jest dziewicze, że nikogo tam jeszcze nie było.

W tym roku Paweł znów próbuje...

Sześcioosobowa wyprawa ruszyła pod koniec listopada, bo mimo że zima zaczyna się dopiero 21 grudnia, to przecież potrzebna jest aklimatyzacja. Marek znów jest kierownikiem. Tomek odłączył się - robi samodzielną wyprawę. Jakoś od tej naszej ubiegłorocznej wyprawy Nanga stała się popularna. W tym roku ruszyło na nią pięć grup. W czterech z nich są Polacy.

Dlaczego Paweł pojechał?

On cały czas rozwija tę pasję. Góry są dla niego ważne. Myślę, że nigdy z nich nie zrezygnuje. Coś go pcha do przodu. Poza tym Paweł wyleczył kontuzje, których się nabawił po naszym wypadku na poprzedniej wyprawie. W związku z tym zdecydował, że dołączy do chłopaków i w tym. On tak naprawdę jest jedną z dwóch osób, które znają tę drogę do pewnej wysokości. Więc teraz będzie stanowił trzon tej wyprawy Myślę, że powalczą tam.

Ty nie pojechałeś...

Czuję, że mój organizm jeszcze nie jest gotowy. Rok temu miałem raczej drobne złamania, ale było ich mnóstwo. Jeszcze dochodzę do siebie. Poza tym - ożeniłem się. Chcę się teraz trochę poświęcić rodzinie.

Często podróżujesz. Wybierasz tylko takie kraje, gdzie jest do zdobycia szczyt?

Nie. Ja się kieruję jakimś takim instynktem. Zależy mi zawsze, by poznawać innych ludzi, by wprosić się do domu kogoś stamtąd, gdzie jestem, porozmawiać. Dzięki temu wiem, jak różne są poglądy na świat, że są różne prawdy - i każda z nich jest prawdziwa. A mi tak się układa w życiu, że mogę połączyć pracę z przyjemnością, z hobby, z pasją. Jestem fotografem, a zdjęcia mogę robić wszędzie. Potem te zdjęcia jeszcze pracują, czasem udaje się je wykorzystać w pracy.

Dlaczego za każdym razem wracasz do Białegostoku?

Bo tu jest moje miejsce. Ja dużo podróżuję po świecie, widzę piękne miejsca, piękne rejony, ale naprawdę zawsze czuję, że tu jest dobrze. Tu się urodziłem, tu dobrze się czuję. Ja często fotografuję ludzi. I zawsze im mówię, że mamy to szczęście, że 10 minut w każdą stronę od Białegostoku jest pięknie. Chwalę sobie ten komfort życia tu: że jestem w na tyle dużym mieście, że mam tu wszystko, czego potrzebuję do życia. Na tyle małym, że wyjdę na środek ulicy w ciągu dwóch minut spotykam znajomych. Jest też na tyle małe, że otaczamy się pięknymi rejonami: trzy puszcze wielkie, wielkie rzeki, gdzie wiosną można obserwować przeloty ptaków. To jest miejsce, do którego dobrze się wraca.

Michał Obrycki jest fotografem, grafikiem, pedagogiem, himalaistą. Jako fotograf współpracuje z wieloma firmami, ale działa też charytatywnie. W ubiegłym roku dzięki jego pracy powstał kalendarz „Po prostu miłość”. Zamieszczone tam były zdjęcia polskich siatkarek i ich dzieci. Dochód ze sprzedaży kalendarza był przekazany na fundację wspierającą młode mamy. Swoje zdjęcia Michał publikuje też na stronie internetowej: michalobrycki.com.

Fotografowanie Michał łączy też z drugą swoją pasją: wspinaczką wysokogórską. W ubiegłym roku uczestniczył w wyprawie na niezdobyty dotąd zimą szczyt Nanga w Pakistanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny