Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Nahajewski, radny klubu PO: Władza jest dla ludzi, a nie odwrotnie

Tomasz Maleta
Według projektu przygotowanego przez Mariusza Nahajewskiego, propozycje, na co zostaną wydane pieniądze z budżetu obywatelskiego będą mogli składać pełnoletni białostoczanie albo organizacje pozarządowe. Można to robić od 19 sierpnia do września. Następnie wnioski będą weryfikowane pod względem formalnym i prawnym. Trzeba bowiem sprawdzić, czy dana inwestycja jest możliwa do realizacji oraz zapewnić pieniądze na jej wykonanie. Kolejny etap to głosowanie na złożone propozycje. Szansę na realizację będą miały te, które otrzymają najwięcej głosów. Oddawać je można będzie 7-25 października. Z kolei ogłoszenie zwycięskich projektów nastąpi 8 listopada.
Według projektu przygotowanego przez Mariusza Nahajewskiego, propozycje, na co zostaną wydane pieniądze z budżetu obywatelskiego będą mogli składać pełnoletni białostoczanie albo organizacje pozarządowe. Można to robić od 19 sierpnia do września. Następnie wnioski będą weryfikowane pod względem formalnym i prawnym. Trzeba bowiem sprawdzić, czy dana inwestycja jest możliwa do realizacji oraz zapewnić pieniądze na jej wykonanie. Kolejny etap to głosowanie na złożone propozycje. Szansę na realizację będą miały te, które otrzymają najwięcej głosów. Oddawać je można będzie 7-25 października. Z kolei ogłoszenie zwycięskich projektów nastąpi 8 listopada. Andrzej Zgiet
Wydaje mi się, że ewentualna kolizja oczekiwań może być rozstrzygnięta w jeden sposób. Będę zabiegał, by uznać wolę mieszkańców. Władza jest dla ludzi, a nie odwrotnie.

Czy budżet obywatelski potrzebny jest Białemustokowi?
Mariusz Nahajewski:
Jak najbardziej. Na pewno przyda się naszemu miastu. Da poczucie mieszkańcom, że mają realny wpływ na to, co się w nim dzieje.

Po tym, czego doświadczyli na kanwie inicjatywy uchwałodawczej w sprawie klikania, może być to trudne. Ten filar niespełnionej obywatelskości zostawmy już miejskim historykom, choć nie do końca. Trudno było panu przekonać do budżetu obywatelskiego swoich kolegów z klubu? Pytam, bo jeszcze brzęczą w uszach słowa liderów białostockiej Platformy sprzed kilku lat, którzy nie dopuszczali myśli, by to mieszkańcy mogli współuczestniczyć w dzieleniu miejskich pieniędzy. I jak mantra powtarzali, że radni mają ku temu wystarczającą i pełną legitymizację.

- W tym czasie wiele się zmieniło. Nie ukrywam, że od dawna zabiegałem o to, by białostoczanie mogli korzystać z budżetu obywatelskiego. Jednych kolegów dało się do tego pomysłu przekonać szybciej, z innymi szło trochę oporniej. Ale ostatecznie się udało.

Czy jednak nie jest tak, że zgoda władz klubu i prezydenta poniekąd wynikała z położenia, w jakim wiosną znalazła się Platforma. Z jednej strony opozycja nieraz podnosiła, że partia, która w nazwie ma przymiotnik obywatelska, nie chce słuchać mieszkańców i pozwolić im także współdecydować o losach miastach między wyborami. Z drugiej strony mniej więcej pod tym samym szyldem klub PO opuściło troje radnych. W takiej atmosferze przystanie na budżet obywatelski było ratowaniem twarzy?

- Referendum w sprawie MPEC-u czy wyjście kolegów z klubu opóźniło tylko cały proces dojścia do budżetu obywatelskiego. Jeszcze w 2010 roku podjąłem starania, by urzeczywistnić taką ideę. Zresztą, jak kilka miesięcy wcześniej rozmawiałem z radnymi, którzy opuścili nasz klub, przekonywali mnie, że popierają budżet obywatelski. Natomiast nie chcieliśmy występować z inicjatywą w trakcie kampanii referendalnej, by - jak pan mówi - nie wyglądało to na ratowanie twarzy.

Czuje się Pan ojcem tego budżetu?

- Jak to mówią sukces ma wielu ojców, ale nie ukrywam, że nad tym pomysłem trochę pracowałem.

Nie ma Pan odczucia, że trochę wylał Pan - przysłowiowo rzecz ujmując - dziecko z kąpielą. Bo z jednej strony, obserwując ostatnią sesję, odniosłem wrażenie, że radni dostali dość łatwe narzędzie do tzw. wystąpień pod publiczkę w myśl zasady postaw się, a zastaw się.

- Faktycznie, nie spodziewałem się, że dyskusja z pozoru wydawałoby się czysto obywatelska zamieni się w polityczną dysputę. Opozycja zaczęła od podziału budżetu na klubowe pieniądze. O to chodzi w tym projekcie, by żadnej sile partyjnej nie przypisywać splendoru. Ludzie tego nie zaakceptują. Wiem, że jeśli budżet będzie polityczny, mieszkańcy nie wezmą w nim udziału.

Być może tej licytacji na miliony raz z lewa, raz prawa, by nie było, gdyby wyjaśniono, dlaczego akurat budżet obywatelski może być skrojony na poziomie 10 milionów i ani grosza więcej. Czy jednak nawet ta suma nie jest za duża?

- Na początku wstrzeliłem się w liczbę pięciu milionów. I to też dość ambitnie, bo Wrocław zaczynał od dwóch. A przecież stolica Dolnego Śląska jest w innym położeniu niż stolica Podlaskiego. Ponadto taka niewielka suma pozwoliłaby wysondować, czego mieszkańcy oczekują. Po drugie obawiałem się jak mieszkańcy podejdą do projektów miękkich związanych z kulturą, sprawami społecznościowymi. Zresztą tutaj też rodzą się problemy prawne, bo na takie pomysły nie tak łatwo przekazać organizacją pozarządowym wsparcie. Dlatego przygodę Białegostoku z dużym budżetem obywatelskim zaczynamy od projektów inwestycyjnych i kwotą 10 mln.

Z drugiej strony istnieje ryzyko, że środowiska sprawnie medialnie, zwłaszcza w internetowym świecie społecznościowym, mogą pokusić się o zawłaszczenie tego budżetu. A wtedy dobre i potrzebne projekty, ale z mniejszą siłą oddziaływania, nigdy się nie przebiją.

- Podstawowym mechanizmem, który temu zapobiegnie, jest to, że tych pieniędzy nikomu nie przekazujemy. To nie będzie tak, że jakiemuś podmiotowi damy na przykład miliony, by od podstaw do końca prowadził projekt. To miasto będzie realizowało pomysł i decyzję mieszkańców. Przygotuje dokumentację, zdobędzie wszystkie pozwolenia.

To załóżmy taką sytuację, że skrzykną się parafianie z kościoła św. Rocha i przy wsparciu innych wiernych będą postulowali, by w ramach budżetu obywatelskiego wyremontować część zabytkowej świątyni. Nie trudno sobie wyobrazić opór przeciwko takiej inicjatywie ze strony innych mieszkańców, bo miasto i tak wspiera renowację zabytku dużymi sumami. Mimo że prace konserwatorskie prowadzone przez parafię lekko mówiąc nie wszystkim przypadają do gustu.

- Wierzę w mądrość mieszkańców, którzy będą wybierali projekty. Że będą kierowali się przesłankami ogólnomiejskimi, a nie tylko lokalnymi.

To przykład innego potencjalnego dysonansu, choć zupełnie z innej parafii. Stary plac na Plantach, tuż za tym nowym, wyremontowanym przez gminę kilka lat temu. W niektóre dni na nowych drabinkach, zabawkach, czy piaskownicy nie ma gdzie wcisnąć przysłowiowej szpilki.

- Wiem, bo często bywam tam z dzieckiem.

Mieszkańcy od lat proszą, by miasto wyremontowało też ten stary plac, by razem z nowym tworzył strefę zabaw. Zwłaszcza, że choć jest to miejsce zaniedbane, to ma jeden atut przewagi na tym nowym: cień, które dają okoliczne drzewa. Tymczasem urzędnicy od lat powtarzają, że dla tego placu widzą zupełnie inne przeznaczenie. Co będzie jeśli mieszkańcy zdecydują, że w ramach budżetu obywatelskiego należy zmodernizować stary plac zabaw. Niewątpliwie jest to inwestycja ogólnomiejska. Z drugiej strony jak magistrat miałoby ją realizować, skoro teraz twierdzi, że nie ma zamiaru. Czyje racje wezmą górę: mieszkańców czy urzędników?

- Zrealizowanie inwestycji nie może być o tak sobie. Musi mieć jakiś szerzy cel, rozwiązywać problem. Tej filozofii bez wątpienia odpowiada modernizacja starego placu. Wydaje mi się, że ewentualna kolizja oczekiwań może być rozstrzygnięta w jeden sposób. Będę zabiegał, by uznać wolę mieszkańców. Władza jest dla ludzi, a nie odwrotnie. Zresztą widzę kilka innych problemów, z którymi być może będą musieli zmierzyć się mieszkańcy na przykład bulwary.

Tyle że tę inwestycję miało realizować miasto.

- Tak, ale z powodu braku pieniędzy inwestycja nie ruszyła. Chodzi bodajże o 6 milionów.

Oj, z tego, co pamiętam to szacowany koszt bulwarów znacznie przekraczał pulę budżetu obywatelskiego. Ponadto, czyż to nie władze miasta przekonywały przed referendum, że pieniądze ze sprzedaży udziałów w MPEC-u, zostaną też przeznaczone na bulwary?.

- Niewątpliwie to dowodzi, że inwestycja jest w nadal w odległych planach miasta, ale być może mieszkańcy uznają, że mimo wszystko warto ją już teraz zacząć realizować w ramach budżetu obywatelskiego.

Nie tak dawno radni PiS zgłosili postulat, by o losach budżetu obywatelskiego decydowały - jeśli zostaną reaktywowane - rady osiedla. Czy ta lokalność nie byłaby w sprzeczności z ogólnomiejską ideą budżetu obywatelskiego?.

- Rady osiedla miały raczej pomagać władzom miasta, służyć głosem doradczym. W przypadku budżetu obywatelskiego mamy konkretne zadanie. Wydaje się, że najlepszym było powołanie spotkań mieszkańców, na których sami z siebie wybieraliby liderów. Tak jak teraz prezydent powołał komisję złożoną z fachowców, którzy będą oceniać projekty, tak w przyszłości uważam, że powinna ją zastąpić taka właśnie rada, komisja mieszkańców. Będzie ona oceniała projekty nie tylko pod względem formalno-prawnym, ale przede wszystkim merytorycznym. W Łodzi, przy dwukrotnie większym budżecie obywatelskim zgłoszono ponad osiemset projektów. Nie wiem, jak będzie u nas, ale nawet jeśli 30 proc. nie spełni wymogów formalnych, to i tak będziemy mieli ich zatrzęsienie. Od strony technicznej przeprowadzenie takiego głosowania będzie dość trudne, a poza tym trochę wypacza sens budżetu. Dlatego taka rada mieszkańców dokonywałaby selekcji pomysłów.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny